Wówczas jeszcze nie do końca było wiadomo, że Związek Radziecki znajdował się na krawędzi śmierci, a członkowie Państwowego Komitetu ds. Stanu Wyjątkowego (GKCzP) podjęli próbę jego ocalenia. GKCzP nie utrzymał jednak władzy i już trzy dni potem jego członkowie zostali aresztowani. A ZSRR uległ rozpadowi.
Komsomolska Prawda przeprowadziła wywiad z pierwszym i ostatnim prezydentem Związku Radzieckiego, żeby spytać, do czego wówczas faktycznie doszło i czy można było ocalić państwo przed rozpadem? Sputnik Polska publikuje fragmenty rozmowy z Michaiłem Gorbaczowem.- Michaił Siergiejewicz, czy naprawdę nie ostrzegano Pana przed przewrotem?
— A któż miałby ostrzegać, jeśli sami ostrzegający zajmowali się przygotowaniem puczu?
- A Zachód? Naprawdę nie ostrzegał przed prawdopodobieństwem puczu?
— Miałem jeden telefon od ambasadora Stanów Zjednoczonych. Mówił, że na coś się zanosi… Ale bardzo niekonkretnie mówił. I poza tym do ostrzeżeń Zachodu trzeba odnosić się z dużą ostrożnością.
- A jeśli udałoby się zapobiec powstaniu GKCzP, w jakim kraju żylibyśmy dzisiaj?
- I Związek Radziecki zachowałby się?
— Byłby zupełnie inny. Typu konfederacyjnego. Oddając część swoich pełnomocnictw, mógłby się zająć fundamentalnymi problemami. I do tej pory moglibyśmy razem z republikami związkowymi siać, orać, zbierać plony…
- Coś w rodzaju Sojuszu Rosji i Białorusi?
— Zamyślaliśmy coś znacznie lepszego.
- To wobec tego po co liderzy GKCzP wszystko to przedsięwzięli?
- Oto jest pytanie! Brak wyobraźni i kompetencji! Nowe porozumienie zostało już podpisane przez republiki związkowe i opublikowane. Nawet republiki bałtyckie byłe gotowe do udziału w antykryzysowym programie gospodarczym… Jak można było zamyślać pucz, kiedy w kraju rozstrzygano koronne kwestie? Wie Pan, co ich tak niepokoiło?- Co takiego?
— Bojaźń o własną skórę!
- To znaczy ministrowie, urzędnicy bali się o utratę pracy?
— No przecież, to jest właśnie wolność! Im więcej wolności, tym łatwiej wylecieć z posady ci. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy nie radzą sobie z pracą. Demokracja to wybory. Demokracja to rotacja władz. Zresztą, o demokracji członkowie GKCzP mówili nie rzadziej niż my. Ale to była zwykła paplanina.
- A Jelcyn?
— A Jelcyna poniosło. On też był żądny władzy, pragnął jej potwornie, do bólu. Dlatego był taki autorytarny.
- A nie mógł Pan zawczasu unieszkodliwić Jelcyna?
- A dlaczego w momencie powołania GKCzP w Pana otoczeniu znalazło się tylu zdrajców?
— Co to znaczy moje otoczenie? Nie wciągałem do niego ani rodziców, ani znajomych, ani przyjaciół.
- A co Pan czuł, kiedy dowiedział się o przewrocie?
— Jak wyłączyliśmy wszystkie telefony, powiedziałem żonie, że jest źle (…) Potem zawołałem córkę, jej męża. Powiedziałem, że może się to wszystko fatalnie skończyć, nawet śmiercią, ale że nie mogę iść na ustępstwa. A oni powiedzieli, bym postępował zgodnie z sumieniem (…).
- A jak Jelcynowi udało się Pana ograć?
— Dymisja była moją własną decyzją. Doszło do niej po tym, jak Rady Najwyższe republik radzieckich zatwierdziły Układ białowieski. W takiej sytuacji zrozumiałem, że trzeba zdecydować się na taki krok.
- To prawda, że Jelcyn przyjechał o ósmej rano, żeby zająć Pana gabinet, wiedząc przy tym, że przyjedzie Pan o dziesiątej?
— Tak było. Już po dymisji, 27 grudnia, jechałem do swojego gabinetu, żeby udzielić wywiadu Japończykom. Była między nami ugoda, że do końca roku będę pracować na Kremlu. Po drodze powiadomiono mnie, że „ta banda siedzi w gabinecie i rozpija koniak".
- Dlaczego demokracja w Rosji przywodzi zawsze do czegoś w rodzaju GKCzP?
— Podobne pytanie zadawał mi Sołżenicyn. On kiedyś powiedział, że winna wszystkiemu jest gorbaczowska zasada jawności. Ja odpowiedziałem na poły poważnie, na poły żartobliwie. Po pierwsze powiedziałem, że „jawność" wyprowadziła kraj ze stanu szokowego. Daliśmy ludziom wolność, przywróciliśmy im prawo do decydowania o własnym życiu. I dodałem: Aleksandrze Isajewiczu, mówię Panu, że bez "jawności" znajdowałby się Pan bynajmniej nie tutaj, lecz w stanie Vermont, gdzie rąbałby Pan drewno na zimę.
- Michaił Siegiejewicz, ma Pan na Zachodzie wielu przyjaciół. Nie mógłby Pan zostać pośrednikiem w rozmowach z Kremlem? Na przykład w czasie spotkań z Merkel?
— Nie pretenduję do roli pośrednika. Ale uważam, że weterani światowej polityki mają obowiązek wypowiadać się na aktualne tematy. Sam niejednokrotnie mówiłem o tym, jakie środki pomogłyby poprawić sytuację, odnowić współpracę. Wystąpiłem na przykład z propozycją podpisania w ramach ONZ antyterrorystycznego paktu o zakazie udzielania wsparcia państwowego terrorystycznym i ekstremistycznym ugrupowaniom, wszelkim ruchom opowiadającym się za obaleniem siłą pełnoprawnych władz.
Potrzebne są też nowe Helsinki (porozumienia helsińskie o nienaruszalności granic europejskich z 1975 roku — red.). Musimy się umówić, jak nie zaogniać sytuacji. I bezwzględnie przestrzegać ustanowionych reguł.
- A jak wyjść z konfliktu z Ukrainą?
— Trzeba wypełnić porozumienia z Mińska. A dalsze decyzje muszą należeć do narodu Ukrainy. Jestem pewien, że w jego interesie leży demokratyczna, ponadblokowa Ukraina. Taki status musi zostać zatwierdzony konstytucją i międzynarodowymi gwarancjami. Mam na myśli coś w rodzaju „traktatu państwowego", podpisanego z Austrią w 1955 toku (Austria zobowiązała się być neutralnym, ponadblokowym państwem — red.)
- Michaił Siegiejewicz, a jak Rosja powinna zachowywać się w kontaktach z Zachodem w kwestii „Krymu"?
— To nie jest kwestia, którą należy omawiać z Zachodem.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)