a zdają się omieszkać wspomnieć, że ta właśnie osoba pełniła funkcję ministra spraw zagranicznych naszego kraju, co bez najmniejszego wahania predestynuje go do poświęcania jego myśli bliższej uwagi, jeśli chodzi o rozważania nad polityką zagraniczną Polski. Portalowi zarzuca się również „komunistyczną nostalgię, antysemityzm, ultrakatolicyzm oraz inne antydemokratyczne ideologie", gdzie biorąc choćby moją skromną osobę za przykład
i fakt bycia stałym publicystą oraz współpracownikiem tegoż portalu, to ma się to zupełnie nijak do przypinanych mu łatek.
w ten sposób można wykryć to, czego podważyć się nie da". Misją zaś tejże uczelni, która została wpojona jej absolwentom, jest twierdzenie, że to właśnie „rozum jest duszą wolności", które ukuł nie kto inny jak Gottfried Wilhelm Leibniz, będący niemieckim polihistorem: filozofem, matematykiem, prawnikiem, inżynierem-mechanikiem, fizykiem, historykiem oraz dyplomatą. Nielogicznym są też w mym przeświadczeniu postawione publikacjom jednego z mych „kolegów redakcyjnych", panu Konradowi Rękasowi (wymienionemu z imienia i nazwiska), zarzuty powielania schematów kremlowskich, jednocześnie zaznaczając, iż praca została napisana z polskiej nacjonalistycznej perspektywy.
Przykład pana Rękasa nie jest jednak odosobniony przypadkiem, gdyż krytyka została wymierzona również w inne osoby, gdzie kuriozalnym wręcz jest wzmianka o panu Marku Błaszkowskim z Salonu24, któremu oberwało się za przypisane mu przez autorów raportu te oto słowa: „Polska racja stanu polega na pilnowaniu własnych interesów, a nie wspieraniu stron walczących ze sobą, przesuwaniu linii frontu w stronę Rosji czy wspieraniu ludobójstwa". Co jest więc w tym oświadczeniu tak rażącego, co sprawiło, że i ten autor znalazł się na „czarnej liście" raportu? To, że nawołuje on do nieagresji? To, że nie wspiera on ludobójstwa? Czy może wreszcie to, że opowiada się on za pozostawaniem stroną neutralną w antagonizmach zachodnio-rosyjskich? Czy ofiara krwi jest jedyną formą deklaracji „przyjaźni", jaką uznają nasi zachodni i pracujący dla nich polscy cenzorzy? Nie mnie tu wyciągać wnioski, lecz tonacja owych zarzutów wskazuje na to, że chyba tak.
Choć Gazecie Polskiej i tygodnikowi Do Rzeczy również się oberwało, to na szczególną uwagę zasługuje krytyka skierowana pod adresem nie czego innego jak portalu Sputnik.Złośliwi mogliby rzec (i wiem, że na pewno tak uczynią), że głównym podjęciem przeze mnie tego tematu jest fakt bycia „użytecznym idiotą Kremla" lub „putinowskim trollem" (jak zapewne poczytują autorzy obszernej publikacji noszącej znamiona instruktażu sumienia Wschodnich i Centralnych Europejczyków), to jak wspomniałem wcześniej, w kontekście Sputnika i Polski występuje wspólny mianownik, a jest nim osoba pana Janusza Korwina-Mikkego, którego postać zdecydowanie zdominowała analizę przypadku owego portalu. Można wręcz odnieść wrażenie, że w mniemaniu autorów publikacji odgrywa on główną rolę w „propagandzie" Sputnika, a to za sprawą swych kontrowersyjnych poglądów, które dźwięcznie cytowane są przez ten nośnik mediów, a z którymi nie trzeba się zgadzać, aby wiedzieć, iż tak, jak w reszcie wymienionych przeze mnie przypadków, i jemu przysługuje konstytucyjnie zagwarantowane prawo (Art. 54 jeszcze obowiązującej Konstytucji RP) do tego, aby móc „swobodnie wyrażać swoje poglądy", zaś tym którzy uznają, że są one tak jak i inne wartościowym elementem pluralistycznej debaty publicznej w wolnej, pragnę zaznaczyć, jeszcze Polsce, do ich „pozyskiwania i rozpowszechniania".
Warto tutaj dodać, bo i tego wymaga rzetelne dziennikarstwo, że osobą bezpośrednio zaangażowaną w owy projekt jest Edward Lucas z gazety The Economist, który często zabiera głos w sprawach Europy Środkowo-Wschodniej, jak i Rosji, pojawiając się w składach różnych paneli dyskusyjnych, gdzie dzieli się on swoją wiedzą i radami.i politycznych, a o czym możecie się Państwo osobiście przekonać, zapoznając się z naszą rozmową. Należy w tym miejscu zaznaczyć, że recenzowany przeze mnie raport (który został wydany
w tym miesiącu pod przewodnictwem Lucasa, a który jest poświęcony szeroko pojmowanej walce z „propagandą rosyjską"), zdaje się kontynuacją debat poświęconych tejże tematyce podczas warszawskiego Forum Ekspertów („Warsaw Summit Experts") poprzedzającego szczyt NATO, a którego dziennikarz The Economist był członkiem wraz z Johnem Lenczowskim, który jest założycielem i prezesem Instytutu Polityki Światowej (ang. The Institute of World Politics), będącego niezależną wyższą szkołą dyplomacji i bezpieczeństwa narodowego w Waszyngtonie. Obecność obydwu, a w szczególności Lenczowskiego, który od 1983 do 1987 roku był dyrektorem ds. europejskich i sowieckich w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego (ang. National Security Council) (będącego głównym doradcą prezydenta Ronalda Reagana do spraw sowieckich, który brał udział w tworzeniu strategii politycznych mających na celu przyspieszenie upadku imperium sowieckiego), powinno dawać wiele do myślenia, że na poważnie zaczyna się myśleć o odgrzewaniu zimnowojennych sentymentów zmierzających nieuchronnie do dalszej eskalacji konfliktu między Rosją a Zachodem, chcąc tym samym, aby Polska odegrała w nim czynny udział. Potwierdzeniem tego może być choćby ubiegłomiesięczna wizyta szefa MON Antoniego Macierewicza w Waszyngtonie, gdzie brał on udział w spotkaniu zorganizowanym przez wspomniany instytut. Co więcej, osobą, która również przysłużyła się do powstania opisywanego w tekście dokumentu traktującego o tym, jak powinno wyglądać rzetelne dziennikarstwo pozbawione stronniczości, jest żona byłego ministra spraw zagranicznych Polski Radosława Sikorskiego, pani Anne Applebaum, której to magazynowi The Washington Post, m.in. na łamach którego dziennikarka publikuje, profesor Stephen Walt z Uniwersytetu Harvarda wytknął na swym Twitterze „brak zróżnicowania publikowanych tam opinii". Wartym przypomnienia jest więc tutaj również fakt, że to nikt inny jak małżonek szanownej pani Applebaum wyraził podczas nagrania na taśmach, które zakończyły jego karierę parlamentarną, iż: „Polsko-amerykański sojusz jest nic nie warty. Jest wręcz szkodliwy, bo stwarza w Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa… Skonfliktujemy się z Rosją, Niemcami, będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom". Tak więc czy mamy rozumieć, że „sypia ona z wrogiem", który jest rosyjskim szpiegiem
i „pachołkiem Kremla"? W obliczu więc tego, co zostało powiedziane, i wysnuwanych zarzutów pod adresem rosyjskiej propagandy, poczuwam się jako publicysta aspirujący do ideałów rzetelności wyznaczonych przez wspomnianych cenzorów z Zachodu w obowiązku przytoczenia polskiemu czytelnikowi niedawnego artykułu wydanego na łamach brytyjskiego Guardiana o wymownym tytule „Rosyjskie wiadomości mogą być nieobiektywne — ale tak jest też w przypadku większości zachodnich mediów", autorstwa Piersa Robinsona, który jako naukowiec Uniwersytetu w Sheffield zawodowo zajmuje się tematyką „mediów i konfliktów, propagandy i zorganizowanej komunikacji perswazyjnej". W tym momencie, kończąc już swe przemyślenia, pragnę stwierdzić, że być może istotnie jestem paranoikiem i skutecznie zdiagnozowanym przez mędrców piszących owy raport teoretykiem spiskowym, lecz w mym odczuciu nie trzeba daleko szukać przykładów podobnych prób podporządkowania sobie Polaków, jak choćby w latach cenzury zarówno nazistowskiej, a już tym bardziej sowieckiej, gdzie jakikolwiek przejaw niezależności ideowej postrzegany był jako przejaw zdrady karanej zesłaniem lub śmiercią. Ludzie wówczas byli inwigilowani, a każdy bał się wykazać poglądy odmienne niż te przyjęte przez partię, gdyż nawet w środowisku znajomych mógł zostać zdiagnozowany jako sympatyk linii prozachodniej, która była nie na rękę partii komunistycznej, gdyż pokazywała alternatywę dla zastałego matrixu.
Dziś, po przeczytaniu owego raportu, i mając świadomość tego, jak bardzo debata publiczna została zanieczyszczona, uważam, że każda zdroworozsądkowa osoba powinna wziąć głęboko do serca słowa „Ojca współczesnej Polski", marszałka Józefa Piłsudskiego, który rzekł: „Podczas kryzysów strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym", pamiętając przy tym o tym, że Zachód prezentowany w takiej formie jak ta, którą próbują nam narzucić autorzy rzeczonej rekomendacji, istotnie jawi się jako „parszywieńki".
Część pierwszą można przeczytać tu.
___
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)