Wychodzi na to, że nie rozumiemy, czym w ogóle jest polityka zagraniczna. Nie mamy jej definicji, nie wiemy, o co oprzeć nasz rozwój. Stąd wynikają działania pełne chaosu i przynoszące coraz większe zagrożenie konfliktami zbrojnymi.
Trudno już w tej chwili kolejny raz powracać do tego, co robiliśmy jako kraj w ciągu ostatnich trzydziestu lat, gdzie pełniliśmy rolę wykonawcy amerykańskich lub niemieckich kierunków strategicznych. Wiadomo, że nie prowadziliśmy suwerennej polityki w interesie Polaków, dla dobra polskich przedsiębiorców, z czego wynika tak fatalna kondycja naszej gospodarki.
Obecnie jednak Polska podpisała umowę z Chinami. Otrąbiono to jako wielki sukces. Początek świetlanych polskich inwestycji. W perspektywie rysuje się uruchomienie nowego „Jedwabnego Szlaku". Inwestycje chińskie w Polsce. Słowem Eldorado.
Niestety, mówię to z bólem, jako przedsiębiorca, który od lat pokłada nadzieję na szersze otwarcie możliwości handlowych związanych z Dalekim Wschodem — w tym wszystkim brakuje spójności i występuje tu elementarny brak logiki. Domagamy się embarga na Rosję, a przecież właśnie przez ten kraj musi biec spory odcinek owej przynoszącej dochody „jedwabnej" trasy handlowej. Przecież w każdej chwili Rosja może zablokować tę trasę i cała koncepcja bierze w łeb.
Inną kwestię stanowi hurraentuzjazm towarzyszący otwarciu chińskiego rynku na polskie produkty rolne. Będziemy eksportować — pięknie! Chętnie bym się przyłączył do tej egzaltacji, niestety nie pozwala mi na to jedno, proste pytanie, powracające jak natrętny leitmotiv: co będziemy eksportować? Ciastka i cukierki krówki? Rolnictwa, na skutek „nieugiętej" postawy takich partii jak choćby PSL już nie ma. Nie mamy krów, świń, kur, nie mamy wartościowych niepastewnych upraw. Co chcemy sprzedawać? Przecież sami spożywamy w tej chwili w przeważającej mierze mięso holenderskie czy niemieckie. Czy ktoś rozsądny wyobraża sobie, że mięso do kabanosów, czy kiełbas sprzedawanych u nas, często jako polska marka, pochodzi z naszego kraju? Jak mi kiedyś powiedział jeden z kolegów przedsiębiorców — jedna z firm robiących kabanosy kupuje mięso z państwowych zapasów holenderskich. Kiedy się kończy ważność tego towaru, wtedy jest on eksportowany do Polski, gdzie robi się z niego właśnie kabanosy lub inne podsuszane wędliny. Można Holendrom pogratulować kreatywności.
Inne pytanie: na jakiej konkretnie dziedzinie gospodarki mamy oprzeć swój rozwój? Panuje w tym względzie chaos przypominający dom wariatów. Brak jest kompleksowego myślenia. Oparcie naszego eksportu na Chinach, ma sens wyłącznie wtedy, gdy pan minister Morawiecki jednocześnie będzie dążył do odbudowania polskiego rolnictwa, co może się wiązać z poluzowaniem więzów, którym zniewalają nas w tym względzie unijne przepisy i tak zwana solidarność wewnątrzunijna, która, jak do tej pory, służy, owszem, rozwojowi przedsiębiorczości, ale tzw. równiejszych krajów. Równolegle konieczna będzie odbudowa spółdzielni producenckich, rzeźni, mleczarni.
Mankament polega na tym, że nie jest to przedsięwzięcie, które można zaplanować na jeden rok. Odbudowa zasobów trzody chlewnej czy bydła rogatego trwa całe lata. Wiąże się z tym też spory koszt inwestycyjny. Trzeba zakupić pierwsze stada zwierząt służące do dalszego rozpłodu. Trzeba postawić chlewnie, obory, które po tak zwanej transformacji ustrojowej są istną ruiną, pomieszczenia gospodarcze, maszyny rolne i całą infrastrukturę, bo tego wszystkiego nie ma. Stodoły pogrążają się w coraz większej dewastacji, a ogromną część pomieszczeń rolniczych dawno wyburzono. Trzeba stworzyć preferencyjne warunki polskim kreatywnym rolnikom. Wesprzeć ich być może odpowiednim kapitałem lub możliwościami jego zdobycia.
Pan minister Morawiecki informuje, że Polska otrzyma osiemdziesiąt miliardów euro z Unii Europejskiej i podobno są ku temu spore szanse i konkretne propozycje. Pomysł na dofinansowanie zatem wspaniały, entuzjazm wielki, ale proste wątpliwości zdają się nad nim jednak górować. Światem rządzi interes. Kto więc w Unii odegra rolę dobrego dziadka i nam te pieniądze da? Nie po to zneutralizowali nasz potencjał wytwórczy, zniszczyli rolnictwo i przemysł, żeby teraz strzelić sobie w kolano. Takimi wariatami to oni nie są. Od wielu lat jesteśmy rynkiem zbytu zagranicznych korporacji.
Już James Billigton w swojej rewelacyjnej, wydanej przez nas, książce Płonące umysły (Wektory 2012) odsłonił rolę, jaką między innymi często odgrywali Polacy zwłaszcza w szczytnym dla nas okresie tzw. walki z zaborcą. O naszym zaangażowaniu w masonerię, ruchy rewolucyjne, często pod sztandarem patriotyzmu, jest tam małe co nieco. Może to stąd pochodzi priorytet tej walki rewolucyjnej „za wolność naszą i waszą" w naszym narodowym etosie, którego idea przewyższa znacznie sprawę dobrze rozumianego, racjonalnego interesu narodowego. Stąd może bierze się kierunek dzisiejszej polityki MSZ i MON, która prowadzona jest na tzw. ostre starcie z Rosją.To chyba Winston Churchill powiedział, że nie ma takiej przepaści, do której Polacy by nie wskoczyli. Jeden z generałów francuskich tydzień po napaści Niemców na Polskę w 1939 roku, na nadzwyczajnym spotkaniu połączonych sztabów, miał rzec: że Polacy jak zwykle będą się bili do ostatniej kropli krwi, a Francuzi wejdą, gdy zginie ostatni polski żołnierz.
Co do Rosji, to chyba jednak nie ona zafundowała nam rozmontowanie przemysłu i zalew zagranicznych korporacji. Tymczasem, jako przejaw sukcesu obecny rząd traktuje zamontowanie na terenie naszego kraju amerykańskich rakiet wymierzonych w największego naszego sąsiada. Oznacza to jednak, że zaznaczono właśnie nasz kraj na strategicznej mapie jako pierwszy cel ataku w razie wojny. Ta tarcza nie jest w stanie w żaden sposób nas obronić, ale staje się pretekstem. Jest to kompletny absurd.
Warto tutaj zadać panom ministrom Waszczykowskiemu i Macierewiczowi proste pytanie: po co Rosja miałaby nas napadać? Nie ma dość ziemi? Co takiego mamy, cennego dla nich. Mamy może złoto, złoża ropy? Nie mają dość problemów z demografią, z gospodarowaniem wielkimi użytkami terenów, których bogactwa naturalne stanowią smakowity kąsek dla innych państw naszego globu, nie tylko Chin — o których owszem pisze się najchętniej w tym kontekście w tzw. mainstreamowych mediach. Człowiek naprawdę logicznie myślący, niezwiązany żadną postromantyczną dogmatyką, nie może mieć nawet najmniejszego cienia wątpliwości, że taki scenariusz to absurd. Jedynym powodem do tego, żeby rozbudzić rzeczywiście rosyjską agresję, może być to obecne kreowanie sztucznego napięcia pomiędzy Rosją a tzw. demokratycznym światem, które budowane jest w ramach dążenia do zbudowania świata jednobiegunowego…
Cdn.
Józef Białek, polski publicysta, ogólnopolskie czasopismo „Opcja na Prawo"
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)