Zjednoczona Europa jest, owszem, wspólnotą węgla i stali, i innych dóbr rynkowych — ale przede wszystkim jest wspólnotą wartości i idei. Wśród których najważniejsze jest poszanowanie praw człowieka przez państwo: zasada, iż jednostka, jej prawa osobiste i polityczne, jej życie, wolność, rozwój i dobrostan nie mogą być arbitralnie ograniczane przez władzę pod jakimkolwiek pretekstem.
Rok temu, jak dziś, był w Warszawie chmurny, mokry grudzień — ale ja czułam się jak w marcu, prawie pół wieku wcześniej, kiedy inni Polacy żegnali na warszawskim Dworcu Gdańskim swoich przyjaciół niepolskiej narodowości, wygnanych w ponurym nacjonalistycznym paroksyzmie, który opanował Polskę Ludową w jednym z jej najmroczniejszych momentów.
O tym, że Leonid Swiridow — jeden z czterech oficjalnie akredytowanych korespondentów rosyjskich mediów w Polsce — zagraża bezpieczeństwu Rzeczpospolitej, postanowiła ABW jesienią 2014 roku.Rozpoczęło to trwający ponad rok wesoły korowód, który zakończył się wygnaniem Leonida z kraju, gdzie spędził 18 lat, miał dom, pracę i przyjaciół.
Przez 14 miesięcy polskie władze grały z Rosjaninem w urzędowego salonowca: odbywał dziesiątki spotkań, podczas których usiłował tłumaczyć się z zarzutów, których nie znał i udowodniać swoją niewinność, nie wiedząc, jakich win miał się dopuścić.
Każda próba dowiedzenia się, w jakim sposób Leonid zagraża bezpieczeństwu państwa, była duszona w zarodku ze względu na — no, zgadnijcie — bezpieczeństwo państwa.
W świecie opętanym antyterrorystyczną histerią, zmagania z państwem broniącym swego „bezpieczeństwa" przypominają walkę w klatkach, gdzie jeden z zawodników ma zasłonięte oczy, ręce skute do tyłu i nogi związane w kostkach — z tą tylko różnicą, że pokonany dostaje w mordę długo potem, jak zejdzie z ringu.
Mój przyjaciel, Leonid Swiridow, odnalazł się w Moskwie, w której wcześniej spędził zaledwie rok ze swojego pięćdziesięcioletniego życia. Pracuje, mieszka, na urlop jeździ do Tajlandii zamiast nad Bałtyk.
Nawet jeśli (mam nadzieję) brakuje mu polskich przyjaciół — jego smutek nie ma charakteru nostalgii, którą Słownik Języka Polskiego definiuje jako „tęsknotę za krajem ojczystym".
Trochę się martwię, ze my wszyscy — ateiści, prawosławni, muzułmanie i inni odszczepieńcy, których Dobra Zmiana, zgodnie z zaleceniem posłanki Pieluchy, deportuje z Polski za potencjalną nielojalność — nie będziemy mieli tego komfortu.
Agnieszka Wołk-Łaniewska, publicystka polska, Warszawa
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)