— W Europie, jak twierdzą analitycy nie bez podstaw, jest moc problemów — imigracja, terroryzm, wybory w Niemczech, Holandii, Francji, do tego Brexit i Trump za oceanem. Jak Pan odbiera zaistniałą sytuację?
— Politycy muszą, niestety, w jakiś sposób nadążać za zmianami w nastawieniu społeczeństw i tak dostosowywać swój przekaz, aby zminimalizować koszty postępującego rozczarowania kolejnych państw europejskich z powodu skutków integracji, skutków globalizmu, realizowanej polityki migracyjnej i polityki bezpieczeństwa. Unia Europejska w obecnym kształcie nie przetrwa i przetrwać nie może jako projekt od początku i do końca nieudany, jako projekt inżynierii społecznej, służący tak naprawdę wykreowaniu jakiejś nowej kasty politycznej, nowego narodu politycznego, który z jednej strony byłby ograniczony do wąskiej elity polityczno-biznesowo-urzędniczej, a z drugiej do wypranego z tradycji narodowych i wartości etycznych społeczeństwa ogólnoeuropejskiego.
Taki projekt, oczywiście, nie mógł przetrwać. O tym już się mówi od kilku lat. Rozpaczliwa próba wzmocnienia tego projektu przez napływ migrantów udowodniła tylko bankructwo takiego pomysłu na Europę, ponieważ okazało się, że przybysze nie są wcale podatni na treści, na których chciano zbudować nową wspaniałą Europę. Wyszło wręcz przeciwnie, bo migranci przynoszą własne doświadczenie wyobcowane w stosunku do europejskiej tradycji.
Na razie Unia Europejska wyraźnie jest w impasie, wyraźnie jest bezradna. Nie umie znaleźć odpowiedzi ani na problemy imigracyjne, ani na kwestię bezpieczeństwa, ani na nowe realia geopolityczne, które są suflowane przez Waszyngton. Londyn nagle przejął płynnie z rąk jastrzębi amerykańskich pozycję głównego podżegacza wojennego w naszej części świata, nie bacząc na to, że problemy wewnętrzne Zjednoczonego Królestwa są potężne.
Ankieta
- Kijów zdobędzie Donieck8.2% (170)
- USA ingerują w konflikt, co przyśpieszy jego rozwiązanie7.1% (148)
- Doprowadzi tylko do pogorszenia się sytuacji mieszkańców Donbasu, innych zmian nie będzie84.7% (1755)
— W ciągu ostatnich dwóch-trzech lat były momenty, kiedy to rząd kanclerz Merkel, nadając ton UE, był współodpowiedzialny za politykę sankcji, wojny handlowej czy bezkrytycznego popierania Ukrainy. Ale, i to jest istotna różnica w porównaniu z polityką w Polsce, jednocześnie rząd Niemiecki cały czas prowadził rozmowy z Rosją, przy czym w kategoriach biznesowych, w kategoriach interesów. Kwestie energetyczne są tego żywym dowodem. Tymczasem strona polska zachowuje się tak, jakby propaganda zastępowała w ogóle politykę wschodnią. Uważam, że sytuacja na odcinku wschodnim, zwłaszcza ukraińskim musi ulec zmianie. Już w tej chwili nie ma najmniejszych chyba wątpliwości, że nie ma podstaw ani politycznych, ani gospodarczych dla utrzymywania wojny handlowej, utrzymywania sankcji.
Ani nie udało się rzucić Rosji na kolana, ani osiągnąć jakiś negatywnych skutków dla gospodarki Rosji, jeśli już, to negatywne skutki nastąpiły raczej dla tych firm zachodnich, które wcześniej starały się pomnażać swe zyski na rynku rosyjskim. To, co się udało uzyskać, to przede wszystkim integracja społeczeństwa rosyjskiego zwłaszcza wokół prezydenta Putina i stworzenie podstaw dla odbudowy autarkii gospodarczej Rosji, jeśli chodzi o rolnictwo. Można powiedzieć, że paradoksalnie sankcje i wojna handlowa pomogły, a nie zaszkodziły Rosji.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)