Kwestia narodowościowa należy do najbardziej bolesnych zagadnień we Francji. Nie bez powodu w kraju obowiązuje zakaz publikacji statystyki etnicznej i rasowej. Jest rzeczą prawnie niemożliwą zdobycie danych na temat ilości osób konkretnej rasy zamieszkujących terytorium Francji. Jednak potomkowie migrantów, którzy przywędrowali do Francji z innych kontynentów są przekonani: ich udział w wyższych warstwach społecznych jest niewielki. Ta kwestia także będzie przedmiotem dyskusji w czasie seminariów zaplanowanych na 18 i 19 grudnia w Saint-Denis. Biali nie będą mieli na nie wstępu, bo o najbardziej drażliwych aspektach dyskryminacji rasowej wolą dyskutować w swoim kręgu.
Deputowany do Zgromadzenia Narodowego Francji Danièle Obono rozumie potrzebę ciemnoskórych do zebrania się w wąskim kręgu i porównuje „nie-białych" do ofiar molestowania. „Znów powrócę do przykładu z feministkami. Kobiety, które padły ofiarą przemocy, muszą omawiać pewne kwestie w poufnej atmosferze. Jest potrzeba kontaktu z tymi, z którymi można się zidentyfikować, z tymi, którzy mają takie same problemy. Dlatego chodzi tutaj o środek pedagogiczny, który daje ludziom większą swobodę wyrażania myśli" — wyjaśnia deputowana z ramienia lewicowej partii La France insoumise (Niepokorna Francja). Stanowisko francuskiej polityk rozumie i popiera historyk François Durpaire. „Należy unikać emocjonalnego spojrzenia na to zjawisko, analizować raczej motywację uczestników" — mówi badacz.
Bez głośnego skandalu raczej się nie obejdzie. W programie „seminariów nie dla białych" znalazły miejsce analiza i potępienie „rasizmu państwowego", który ma przeszkadzać wychodźcom z byłych francuskich kolonii w zajęciu godnego miejsca w społeczeństwie. Kontrowersyjne sformułowanie zauważyło francuskie ministerstwo oświaty. Szef resortu Jean-Michel Blanquer oświadczył, że pozwie do sądu antyrasistów za szerzenie obraźliwych informacji. Perspektywy pozwu są raczej mgliste, bowiem francuskie ustawodawstwo nie przewiduje wnoszenia sprawy o zniesławienie przeciwko organizacjom społecznym.Czy dopuszczalne jest choćby tymczasowe wywieszania tabliczki „białym wstęp wzbroniony"? Francuscy działacze prawicowi źle przyjęli nowy obrót, jaki przyjęła walka z dyskryminacją. „U podstaw praktyki seminariów organizowanych według zasady niemieszania ras leży forma rasizmu, i nie ważne, że chodzi o rasizm odwrotny. To co się dzieje poraża mnie jako obywatela republiki. Przecież nasz model rządzenia wyklucza dokonywania różnic według cechy rasowej!" — powiedział Ria Novosti Alain Avello, szef związku pracowników oświaty wspierających „Front Narodowy".
Avello i jego współpracownicy-wykładowcy „podzielają oburzenie ministra edukacji". Te „seminaria" są sprzeczne z konstytucją, tak jest, panie ministrze! Ale stanowczość, o której Pan mówi, wymaga czegoś więcej: oddzielenia związku zawodowego SUD, który odpowiada za imprezę i nie respektuje zasad naszej republiki, SUD musi być wyprowadzony poza granice naszych szkół" — czytamy we wspólnym oświadczeniu grupy wykładowców na czele z Avello, znanej jako związek „Racines" (Korzenie).
Liderka Frontu Narodowego Marine Le Pen proponuje natomiast rozwiązanie w takim duchu: podjąć działania wobec tych, którzy opracowali zajęcia dydaktyczne „nie dla wszystkich". „Reakcja ministra jest zbawcza, jednak musi jej towarzyszyć należyta kara" — napisała polityk w sieci społecznościowej.
Do nacjonalistów nieoczekiwanie dołączyli aktywiści Ligii Walki z Rasizmem i Antysemityzmem (LICRA). W opublikowanym oświadczeniu napisali, że „seminaria nie dla białych" wnosi do francuskiego społeczeństwa „ducha podziału i odrzucenia innego".Choć segregacja rasowa, dokonywana niegdyś przez białych, jest jednomyślnie potępiana przez francuskie społeczeństwo, owe podejście wywrócone do góry nogami, wywołuje nie opór lecz spory. W odpowiedzi na oświadczenie Ligii i ministra Blanquier grupa lewicowych intelektualistów napisała pismo w obronie SUD. „Przede wszystkim należy przypomnieć to, co powinno być oczywiste — te antyrasistowskie seminaria mają na celu walkę z dyskryminacją rasową. Z praktykami tego rodzaju wiele razy eksperymentowały feministki. Celem metody „niemieszania" jest dążenie do ustanowienia równości, tej samej, o której czytamy na drzwiach merostwa" — głosi pismo.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)