Polska nosi się z planem budowy własnego gazociągu już od kilku lat. W czerwcu 2017 roku Warszawa i Kopenhaga podpisały memorandum w sprawie realizacji wspólnego projektu Baltic Pipe, aby dostarczać europejskim odbiorcom paliwo w dostępnej cenie i utworzyć w rejonie Morza Bałtyckiego i Europy Wschodniej „stabilne, zróżnicowane, bezpieczne i niezawodne rynki gazu". W charakterze wykonawców występują polska spółka GAZ-System i duńska Energinet.dk.
Nieprzypadkowo gazociąg ma zostać oddany do użytku w 2022 roku. Dobiega wówczas końca kontrakt z „Gazpromem", i Polska zamierza zastąpić gaz rosyjski gazem norweskim, a także amerykańskim LNG.
Ta przyjemność kosztować będzie Polskę około 1,7 mld euro. Ponad połowę kosztów weźmie na siebie polska spółka Gaz-System, kolejne 400 milionów euro obiecała dać Komisja Europejska. Ale Bruksela nieoczekiwanie zmieniła swój stosunek do projektu.„Według ostatnich danych suma, jaką KE jest gotowa przeznaczyć na projekt, zmniejszyła się o ponad dziesięć razy, i wynosi 35 milionów euro" — przekazała Ria Novosti dyrektor ds. badań Vygon Consulting Maria Biełowa.
Eksperci tłumaczą decyzję unijnych urzędników brakiem projektu technicznego. Dlatego oceny inwestycji są abstrakcyjne. Jeśli mimo wszystko dojdzie do budowy, koszty prawie na pewno przewyższą wstępne obliczenia.
„Wstępny kosztorys prawie zawsze zwiększa się 1,5 — 2 razy pod wpływem różnych okoliczności: warunków układania, kosztów związanych z dodatkowymi instalacjami itd." — wyjaśnił profesor Rosyjskiego Państwowego Uniwersytetu Ropy i Gazu im. Gubkina Jurij Szczerbanin.Zerowe zainteresowanie
Decyzję Komisji Europejskiej, która obcięła obiecane inwestycje w polski gazociąg do symbolicznej kwoty, wytłumaczyć można niezapotrzebowaniem na projekt. Poza Polską i Norwegią, która nie ma nic przeciwko odebrania Rosji nieco miejsca na gazowym rynku Europy Środkowo-Wschodniej, Baltic Pipe interesuje mało kogo. Szacunkowa przepustowość gazociągu to 10 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. Ale jak na razie możliwość przesyłowe gazociągu zarezerwowano w 25 procentach: na zlecenie rządu Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zarezerwowało sobie moce przesyłowe gazociągu w wysokości nieco ponad dwóch miliardów metrów sześciennych rocznie. Klientów pośród zagranicznych spółek nie udało się jak razie znaleźć.
Nawet pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski stwierdził pod koniec 2017 roku, że do drugiego etapu procedury rezerwacji przepustowości Baltic Pipe nie zgłosił się nikt poza polskim PGNiG. Ale pomimo zerowego zainteresowania projektem ze strony zagranicznych spółek energetycznych przedstawiciele Gaz-System oświadczyli, że inwestycje w Baltic Pipe mają duże perspektywy, i że dowodzą temu wyniki testów ekonomicznych.Oziębły stosunek UE do ambitnego polskiego projektu jest w pełni zrozumiały. Warszawa i Kopenhaga przez kilka lat omawiały, po co w ogóle rurociąg jest potrzebny. Kiedyś były plany podłączenia go do gazociągu Skanled, którym miał płynąć gaz z norweskich złóż szelfowych do Danii, Szwecji i Polski. Ale w 2009 roku projekt gazociągu Skanled upadł.
Wówczas pojawił się pomysł rozszerzenia tranzytu gazu gazociągiem Baltic Pipe ze wschodu na zachód. Polska chciała zapełnić rurociąg paliwem z terminalu regazyfikacyjnego LNG w Świnoujściu. Dania nie była przeciwko odbieraniu z tego gazociągu rosyjskiego gazu.
Ale Nord Stream-2, którego budowę zaplanowano na lato, przekreśla polskie plany zarabiania na spekulacjach cudzym gazem. Dania będzie mogła odbierać rosyjskie błękitne paliwo od Niemiec, co osłabi jej zainteresowanie gazociągiem Baltic Pipe.
Pański udział
Warszawa pozycjonuje swój projekt jako alternatywę wobec „Gazociągu Półnconego-2" i apeluje o wsparcie jego budowy. W wywiadzie dla niemieckiej gazety Die Welt premier Polski Mateusz Morawiecki oświadczył: „Europa ma dość możliwości, by pokryć swoje zapotrzebowanie na gaz z importu w wysokości 180 mld m sześć. rocznie. Nord Stream 2 jest niepotrzebny, szkodliwy i dzieli zachodnią wspólnotę".Bynajmniej nie wszyscy się z nim zgadzają. 16 lutego kanclerz RFN Angela Merkel przyznała, że „Gazociąg Północny-2"nie zagraża dywersyfikacji dostaw.
Negatywny stosunek Morawieckiego do rosyjskiego gazu, który w jeszcze większym rozmiarze popłynie do Niemiec z pominięciem Polski, bierze się nie tyle z troski o utrzymanie jedności zachodniej wspólnoty, co z merkantylnych interesów, niechęci utraty dochodów z tranzytu rosyjskiego gazu.
Co się tyczy Baltic Pipe projekt może na zawsze pozostać na papierze, bo unijne spółki energetyczne ostatecznie przestaną się nim interesować. Bez długoterminowych kontraktów żaden bank nie udzieli kredytu na budowę polskiego gazociągu — zauważa Biełowa.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)