Przyjeżdżając na zaproszenie Fundacji im. A.M. Gorczakowa na majowe press-tour do Rosji, miałam ku temu kolejną okazję.
Historia Rosji jest znaczona tysiącami grobów — bezimiennych i bardzo znanych ludzi — jednakowo czczonych, z podobną pamięcią współczesnych. Emocje Rosjan z nią związane przemówiły do mnie bardzo różnym głosem: artystyczną charyzmą cmentarza przy monastyrze Nowodziewiczym w Moskwie, monumentalną ciszą Cmentarza Piskariowskiego w Petersburgu i niesamowitością przemarszu moskiewskiego Pułku Nieśmiertelnych w Dniu Zwycięstwa, w którym uczestniczyłam.Z każdej tej płaszczyzny, śmierć bliskich i rodaków jednoczyła Rosjan — w dumie, smutku, ale i radości, nadając im progresywny impuls na następny dzień.
NIESPODZIANKA NATALII
Natalia Filipowicz, dzieląca swoje życie między Moskwę i Warszawę, jest cudownym przewodnikiem po Moskwie i typową Rosjanką, kochającą działać z zaskoczenia serwując niespodzianki.
Przyjechałam w przeddzień do Moskwy, od rana na nogach, spotkania i w samo południe, przy ostrym słońcu — zwiedzania ogrodów Kremla i jego cerkwi. Natalia odnalazła mnie po obiedzie w hotelu i nie bacząc na protesty, wsadziła do taksówki i wiozła Bóg wie gdzie. „Natasza, jestem wykończona, zlituj się, nie lubię niespodzianek", proszę, a ona: „niespodzianki, to takie…Ruskie". Podjechałyśmy pod zabytkowy monastyr będący w remoncie i akurat zamykany dla zwiedzających, ale Natalia ubłagała strażnika i zerknęłyśmy, co nieco do środka. Ale nadal nie wiedziałam, co będziemy zwiedzać, bo chyba nie ten monastyr.
Po kilkunastu krokach przekroczyłyśmy bramę cmentarza, przytulonego do murów monastyru. W XVI — wiecznej nekropolii, od 1932r. zaczęto grzebać sławnych, wybitnych i zasłużonych ludzi dla Związku Radzieckiego, potem — Federacji Rosyjskiej. Chowano tu także tych, którzy z pewnych względów nie mogli być pochowani pod murami Kremla. Cmentarza — nietypowego, jak na rosyjskie obyczaje. Nie było kolorowych płotków, nastrojowych brzóz…

Miałyśmy zaledwie dwie godziny by go zwiedzić. Więc kogo?! Natasza preferowała to, co sercu najbliższe: ludzi teatru, MChATu, rosyjskiej i radzieckiej kinematografii. Mnie ciągnęło ku muzykom, kompozytorom, do malarzy i rzeźbiarzy.
Zgodnie zatrzymałyśmy się nad grobem zmarłego zaledwie pół roku temu znakomitego śpiewaka operowego Dymitra Chworostowskiego. Natasza zanuciła cichutko „Podmoskowskije wieczera", które onegdaj tak pięknie śpiewał z Anną Netrebko na Placu Czerwonym.
Przechadzając się między grobami primabaleriny Galiny Ułanowej i pianisty Emila Gilelsa, Dymitra Szostakowicza, Szaliapina i Roztropowicza, Bułhakowa, Majakowskiego, Czechowa, Gogola, trafiając do kwater Primakowa, Woroszyłowa, Chruszczowa, usytuowanych obok siebie zgodnie, bez względu na wyznanie, pochodzenie i profesję, ale zasłużonych dla Rosji w jej różnych okresach państwowości — z trudem ogarniałam wielkość Rosji.
A przecież ona leżała u moich stóp, wielka i niezniszczalna. Dorobek Rosjan tam pochowanych jest w mojej domowej bibliotece, na płytach z muzyką. Czułam się, jakbym odwiedzała groby najbliższych mi ludzi.
Gdzieś na uboczu, przy grobie nieznanej mi osobistości, spotkałyśmy starszą panią pielęgnującą mogiłę. „Panie z Polski?", spytała, słysząc nasze rozmowy. „Moja babcia, po stronie matiuszki, pochodziła z Polszy…"
Historia Rosji zaklęta w kamieniu i spiżu cmentarnych rzeźb i płyt nagrobnych, w grobach mniej lub bardziej zadbanych — w całkowitej koegzystencji. Niesamowite wrażenie.
Wieczorem następnego dnia, spacerowałam w towarzystwie red. Leonida Swiridowa po ul. Twerskiej, obserwując radośnie obchodzony przez Rosjan Dzień Zwycięstwa.
Kiedy znaleźliśmy się koło pomnika Majakowskiego, powiedziałam: „wiesz Lonia, wczoraj odwiedziłam Majakowskiego". Popatrzył na mnie lekko zdziwiony. „Byłam na jego grobie, na Cmentarzu Nowodziewiczym", dodałam. Popatrzył jeszcze bardziej zdziwiony. Tego w programie naszego press-tour po Rosji nie było.
PAPIEROWY GOŁĄBEK I KROMKA CHLEBA
Rozgrzany, jak rosyjska bania, busik zawędrował w północne rejony Petersburga i stanął przed bramą Piskariowskiego Cmentarza Pamięci.
Słońce w zenicie, +29C, nietypowa aura, jak na Petersburg o tej porze. Przedostatni dzień pobytu polskich dziennikarzy bawiących w Rosji.
To bolesne miejsce dla Rosjan — największy na świecie cmentarz ofiar II wojny światowej. Miejsce skromne i bardzo wymowne.
W czasie hitlerowskiego oblężenia i blokady miasta, noszącego wówczas miano Leningradu, pochowano tu ok. 470 tys. leningradczyków zmarłych z głodu, zimna, chorób i bombardowań, oraz ok. 50 tys. żołnierzy. W lutym 1942r. zwłok na cmentarzu było tak wiele, że oczekiwały na pochówek ułożone w 200 metrowych rzędach o wysokości dwóch metrów, w każdym takim rzędzie znajdowało się ok. 20-25 tys. ciał. Tylko jednego dnia, 20 lutego 1942r. pochowano tu 10 tys. zmarłych. Zwłoki palono, by zapobiec epidemiom.

Trudno uświadomić sobie ogrom tego cmentarza, powoli przebija się przez ludzką świadomość blisko pół miliona pochowanych tu bezimiennie ludzi w blisko dwustu dużych, krytych murawą masowych grobach, rozgraniczonych tylko czasem pochówków. Znajdują się one po obu stronach półkilometrowej alei do monumentalnego pomnika Matki — Ojczyzny, na fryzie, którego napisano: „Nikt nie jest zapomniany, nic nie jest zapomniane".
Kilka dni wcześniej petersburżanie dali namacalny dowód, że nie zapomnieli. Setki tysięcy czerwonych goździków położono na zielonej murawie.
Przy płycie z datą "1943" znaczącą kolejny kwartał bezimiennych grobów, pomyślałam, w skrytości serca: „Mój Boże, tego roku jesienią, mama szczęśliwie rodziła mnie w edynburskim szpitalu z dala od bombardowanego Londynu, jakaś inna kobieta w tym samym czasie umierała z głodu w Leningradzie. I nie dała nikomu nowego życia… Być może leży w tej kwaterze". Nie wszystkie dzieci urodzone tamtego roku przeżyły blokadę, to byli moi rówieśnicy, gdzieś pod murawą były ich prochy.
Nieopodal w naręczach przywiędłych już czerwonych goździków u stóp pomnika Matki-Ojczyzny, trzepotał się papierowy gołąbek pokoju, a na gałązkach kwitnących brzózek zwisały czarno-pomarańczowe "lentoczki". Jakieś dziecko umieściło pośród wieńców swój rysunek. Na skraju kolejnego kopca z murawą dostrzegam symboliczną tabliczkę z nazwiskiem, pozostawioną przez bliskich. Pamięć o tych ludziach, chociaż bezimiennych — nie umarła.
Po prawej stronie cmentarza wzdłuż płotu, umieszczone są epitafia, zapoczątkowała ich umieszczanie Polska. 24 stycznia 2004r., w 60 rocznicę zakończenia blokady, wmurowano tam dwujęzyczną tablicę ze skandynawskiego, czerwonego granitu opatrzoną godłem i napisem „Polakom, obrońcom oblężonego Leningradu", ufundowaną przez polski MSZ.
Wtedy byliśmy w relacjach polsko-rosyjskich jeszcze normalni.
Nieco dalej, pod podobną tablicą jakieś dziecko położyło dwa cukierki, pod kolejną, wśród goździków leżała kromka ciemnego chleba, którego tak bardzo brakowało w oblężonym Leningradzie.
REMEDIUM NA TRUDNĄ HISTORIĘ
Jeszcze nie wyzwoliłam się z przeżyć, bo marsz z Nieśmiertelnym Pułkiem w Dniu Zwycięstwa odbija się na psychice.
By zrozumieć Rosjan, trzeba być w nim, w środku i doznawać tych samych emocji jak oni. Scalić historię rodziny, z osobistymi przeżyciami, odnaleźć dla nich miejsce w ludzkiej wspólnocie, gdzie duma z dokonań jest większa, niż nienawiść do dawnych wrogów. I ta wędrówka z portretem ojca, razem z moskwiczanami w ich wielkim marszu pamięci — bardzo mi w tym pomogła. Pomogła zrozumieć, choć w części, co odczuwają Rosjanie. Poczuć to w sobie…Bo ta mikroskopijna historia, epizod wojenny rodziny Bąbczyńskich, stała się historią milionowego tłumu, idącego na Plac Czerwony ulica Twerską. Częścią rosyjskiej dumy ze zwycięstwa nad III Rzeszą Hitlera.

Z kompletnym zdziwieniem czytałam wieczorem donosy polskich mediów na temat Nieśmiertelnego Pułku.
Gazeta Wyborcza stwierdziła m.in.: „Szkoda tylko, że obywatelską akcję próbuje teraz zawłaszczyć putinowska partia Jedna Rosja. Może jednak się jej to nie uda. Na moskiewski marsz setki tysięcy ludzi przyszły nie na czyjeś wezwanie czy polecenie, lecz spontanicznie, jak mówili — z potrzeby serca".

Władimir Putin był i jest jednym z maszerujących. Tak, jak ja. Nie musi niczego zawłaszczać.
Zofia Bąbczyńska-Jelonek, publicystka polska
Moskwa — Petersburg — Szczecin
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)