— Kanclerz Niemiec Angela Merkel potwierdziła w poniedziałek, że nie będzie się ubiegać o reelekcję na przewodniczącą partii i że jej obecna kadencja jest ostatnią. Dodała, że po upływie obecnej kadencji parlamentu nie będzie zabiegać o żadne stanowisko polityczne. Czyli nastąpił początek końca ery Merkel. Wiadomość ta odbiła się gromkim echem w wielu stolicach. Jak Pan profesor, interesujący się sprawami polityki europejskiej, osobiście przyjął tę wiadomość? Jakie według Pana mogą być tego skutki?
— Nie jestem zaskoczony rezygnacją Angeli Merkel. W związku z kryzysem imigracyjnym, który sama wywołała, zaczęła być obciążeniem zarówno dla niemieckiej polityki zagranicznej jak i przede wszystkim dla własnej partii. Spowodowała też ożywienie niemieckiej prawicy. Mam tu na myśli Alternative fur Deutschland. Merkel była politykiem, który wcześniej kojarzył się ze stabilizacją i wzrostem znaczenia Niemiec na arenie międzynarodowej, a także wzrostem gospodarczym.
Natomiast od pewnego czasu zaczęła się kojarzyć z kłopotami Niemiec — niebezpieczeństwem na ulicach, zaburzeniami spokoju społecznego. W takiej sytuacji nie spodziewam się osobiście, że to była jej decyzja o odejściu. Została ona prawdopodobnie zmuszona przez elitę partyjną, która stwierdziła, że pod tym sztandarem i pod tą flagą CDU ma utrudnione działanie polityczne i znacznie ogranicza swoje możliwości pozyskiwania wyborców. Ta decyzja jest, moim zdaniem, całkowicie racjonalna. Ona musiała się po prostu stać.— Rezygnacja Angeli Merkel wywołała żywą polemikę w polskich mediach. Poseł PiS Arkadiusz Mularczyk stwierdził w rozmowie z portalem „Wirtualna Polska", że polityka niemiecka wobec Polski jest w dużej mierze niezmienna niezależnie od tego, kto jest kanclerzem. Niemcy po prostu chcą Polskę kolonizować, wykupując przemysł, media, banki, tworząc strefę zbytu dla swoich produktów… „Dlatego nie spodziewam się wielkich zmian, jeśli chodzi o podejście do Polski" — stwierdził Arkadiusz Mularczyk. Natomiast na łamach „Wyborczej" jej publicysta i politolog Bartosz Wieliński, który wyraża raczej poglądy opozycji, twierdzi, że Merkel rozumie polskie dążenie ku Zachodowi i obawy wobec Wschodu. Czy jej następczyni, czy następca będą również wrażliwi na polskie sprawy? „Wątpliwe" — twierdzi Wieliński. Jednym słowem, jak to swego czasu określił Żeromski: „Słoń, a sprawa polska". Jaka opcja jest Panu profesorowi bliższa?
— Może nie tyle opcja, co perspektywa. Często nie za bardzo się zgadzam z posłem Mularczykiem, jeśli chodzi o język wypowiedzi, bo jest czasami dla mnie zbyt radykalny i gwałtowny, ale co do sedna tej wypowiedzi to z pewnością jestem w stanie się z nim zgodzić. Polityka niemiecka wobec Polski wyrasta z czynników obiektywnych, a są to po pierwsze czynniki geopolityczne, a po drugie czynniki natury ekonomicznej, wiążące się z ekspansją niemieckiego kapitału i poszukiwaniem przez niemiecki przemysł ciężki rynków zbytu. I tutaj Polska i Europa Środkowo-Wschodnia są dla Niemiec naturalnym terenem tej ekspansji.Dlatego ja nie spodziewam się, żeby odejście Angeli Merkel w tej kwestii cokolwiek rzeczywiście zmieniło. Jest to polityka, która zaczęła się jeszcze w epoce Willego Brandta w latach 70. i ona jest kontynuowana i rozwijana bez względu na to, kto będzie premierem. To, w czym się nie zgadzam z posłem Mularczykiem, to jest wizja tego, że mamy do czynienia z inwazją. To jest po prostu wynik wewnętrznego rozwoju ekonomicznego Niemiec i jest tendencją natury obiektywnej.
— Poważne obawy w związku z decyzją Merkel wypowiedział prezydent Francji Emmanuel Macron. W jakiej mierze wiąże się to z jego polityką?
— Myślę, że prezydent Macron jest przede wszystkim zaniepokojony faktem, że nie wiadomo, kto będzie następcą Angeli Merkel, jaki będzie jego stosunek do integracji europejskiej. Prezydent Francji nie ukrywa tego, że chciałby przekształcić Europę w jakieś superpaństwo federalne i w tym kierunku znajdował wspólny język z Angelą Merkel. Tymczasem jedną z przyczyn, najważniejszą, odejścia Angeli Merkel będzie kryzys imigracyjny i w ogóle kryzys integracji Europy, w tym kształcie, w jakim on jest. I jest pewne niebezpieczeństwo z punktu widzenia prezydenta Macrona, że następca odchodzącej Angeli Merkel będzie w tych kwestiach zajmował, nie powiem, że diametralnie różne, ale jednak odmienne stanowisko. I może się okazać tak, że nie będzie chciał kontynuować tego projektu razem z Francją.Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)