Zbliża się jedna wielka kompromitacja, w której nie skompromitują nas Ruski, Żydzi ani żadni cykliści.
Skompromitujemy się my sami, jako Polacy, jako naród.
Jesteśmy jak zbite lustro, w którego okruchach próżno dostrzec jakiekolwiek spoiwo, które pozwoliłoby optymistycznie spojrzeć w przyszłość.

Ukojeni spokojem na granicach, oddajemy się wojnie polsko-polskiej, w której nie obowiązują żadne zasady, w której od dawna nie bierze się jeńców. Tych eksterminuje się na miejscu.
Wprawdzie tylko politycznie, ale na tyle brutalnie, że degradujemy w sobie ten szczególny rodzaj wrażliwości społecznej, który stanowi o sile i trwałości społecznego kapitału.Wchodzimy w czas świętych dla narodu uroczystości, o których marzyły pokolenia Polaków — pokolenia targane wywózkami, konfiskatami i anihilowane przez zaborców — poróżnieni jak nigdy dotąd.
Poróżnieni w wolnej, bądź co bądź, Polsce, w której wszystko dzisiaj praktycznie możemy. Możemy się także skompromitować. Przed sobą i całym światem.
I to właśnie czynimy.

Wy, którzy dzierżycie władzę, albo do tej władzy zmierzacie.
Wy, którzy ze szczucia na siebie uczyniliście sens swojego politycznego istnienia.
Wy, którym należałoby po prostu, tak po ludzku, dać w mordę, żebyście się wreszcie od tej Polski odp… Sorry, ale musiałem.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Tekst jest publikowany za zgodą Redakcji gazety Myśl Polska. Oryginał pierwotnie ukazał się na stronie Myśl Polska.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)