— Po pierwsze stan konfliktu obiektywnie rzecz biorąc jest na rękę ukraińskiej elicie rządzącej. Wojna pozwala obecnej ukraińskiej władzy odciągnąć uwagę ludności od pełnej zapaści w sferze społeczno-gospodarczej, a także walczyć z opozycją i ostro cenzurować przestrzeń informacyjną pod pretekstem walki z rosyjskimi wpływami. Po drugie tak jak przy każdym konflikcie, zarówno na Ukrainie, jak i na terytorium nieuznanych republik uformowały się grupy, które jak wiadomo, nieźle zarabiają na wojnie. Dla nich pokój to koniec dochodów z przemytu, dostaw węgla i nielegalnego handlu bronią. Po trzecie konflikt jest obiektywnie rzecz biorąc na rękę USA, które wykorzystują go jako dość skuteczny mechanizm nacisku na Rosję.
- Niedawno powiedział Pan, że przed Nowym Rokiem nie dojdzie do żadnej poważnej prowokacji, ani eskalacji wokół Donbasu lub Krymu wbrew obawom rosyjskiego resortu spraw zagranicznych. Czego w takim razie należy się obawiać?
- Kiedy naprzeciw siebie, na odległość wystrzału, stoją dwie uzbrojone formacje, to ciężko mówić o stabilności. A właśnie to widzimy na tak zwanej „linii odgraniczającej strony konfliktu" w Donbasie. Ciągle istnieje ryzyko, że w jakimś momencie sytuacja może wymknąć się spod kontroli. Nie można też wykluczać zagrożeń związanych z tym, że poszczególni politycy zarówno na Ukrainie, jak i na Zachodzie mogą uznać za korzystne dla siebie tymczasowe zaostrzenie sytuacji, tak jak to miało już miejsce w Cieśninie Kerczeńskiej. Takie „polityczne awanturnictwo" stwarza na dany moment największe zagrożenie. Moskwa mówi o zagrożeniu w celu uprzedzenia możliwych prowokacji, a Kijów — po to, żeby usprawiedliwić wprowadzenie stanu wojennego.- Po incydencie w Cieśninie Kerczeńskiej zachodnie media momentalnie rozdały role ofiary i agresora. Taka powierzchowna ocena przeciągającego się konfliktu bliska jest europejskim politykom. Stanowisko Rosji, cokolwiek by się stało, pozostaje nieusłyszane. Dlaczego?
— Opinię publiczną w Europie kształtują liberalnie i globalistycznie zorientowane media, podczas gdy Rosja występuje w roli regionalnego lidera konserwatywnego trendu, stawiając tym samym opór liberalnej Europie, która w takim samym stopniu doświadcza kryzysu. Dlatego dla Europy Moskwa często znajduje się „po tej samej stronie barykady, co siły prawicowe i ultraprawicowe" i z tej przyczyny z góry musi być winna.
Nie można powiedzieć, że Europa jest zainteresowana rozstrzygnięciem konfliktu. Zachodowi potrzebna jest klęska Rosji w skali geopolitycznej. Właśnie takie zakończenie konfliktu, a nie porozumienie bazujące na kompromisie, będzie dla niego nie do przyjęcia.- Jest Pan też zdania, że ukraińskie władze będą raczej wolały ciągnąć korzyści z przeprowadzonej już prowokacji niż organizować nową. O jakie korzyści chodzi?
— O jednoznaczne poparcie obecnej ukraińskiej władzy ze strony UE i USA, a także pewną konsolidację ludności kraju wokół figury prezydenta w warunkach zagrożenie zewnętrznego. Ale najważniejsze dla Poroszenki jest to, żeby w nadchodzącej kampanii prezydenckiej USA postawiły jednoznacznie na niego, a nie na Julię Tymoszenko.
- Dlaczego Pańskim zdaniem Zachód, dla którego kwestia nacjonalizmu jest bardzo dotkliwa, ignoruje nacjonalistyczną agendę ukraińskich władz? Na przykład nikt nie zareagował na ustanowienie świętem narodowym dnia Bandery.
- Zachód nie ulega iluzji, jeśli chodzi o ideologiczny charakter ukraińskiej władzy, a co za tym idzie, żywi wobec niej stosowne uczucia. Zachód doskonale przy tym wie, że na Ukrainie nie mają się na kim oprzeć. Nacjonaliści to ich jedyny niezawodny sojusznik w konfrontacji z Rosją. Dopóki realizowana jest polityka „powstrzymywania Rosji", Zachód będzie zamykać oczy na wszystko, za co politycy w samej Europie i USA już dawno utraciliby swoje stanowiska, a nawet stanęli przed sądem.- Jakie nastroje dominują na Ukrainie wśród prostych ludzi?
— Chyba dominującym uczuciem jest rozczarowanie i pesymizm. Wysoki poziom migracji i tymczasowej emigracji zarobkowej (na 42-milionowy kraj wyemigrowało z niego około 10 milionów osób) świadczą o tym, że znaczna część obywateli skoncentrowała się na strategii osobistego przetrwania i nie widzi dla siebie przyszłości na Ukrainie. I choć pozytywnie odnoszących się do Rosji Ukraińców jest wciąż dość wielu, rusofobia jest nadzwyczaj jaskrawa zwłaszcza przez fakt aktywności wyrazicieli takich poglądów oraz wsparcia i zrozumienia ze strony władz.
- Jak można by było znormalizować stosunki między państwami? Czy to możliwe w przyszłości?
— W najbliższej perspektywie te stosunki nie ulegną normalizacji. Na Ukrainie konflikt z Rosją został już zinstytucjonalizowany — zatwierdzony w sferze ustawodawczej. A nierozwiązywalność „sporu krymskiego" nie pozwala liczyć na jakiekolwiek zmiany w najbliższej przyszłości. Teraz na Ukrainie z powodzeniem wychowywane jest pokolenie ludzi, dla których wrogość wobec Rosji jest częścią ich tożsamości. Sytuacja geopolityczna musi ulec kardynalnej zmianie, nim staną się możliwe rozmowy na temat przezwyciężenia konfliktu między Ukrainą i Rosją. Strategiczne rozprężenie w stosunkach między Europą i Rosją jest niemożliwe bez uprzedniego rozwiązania konfliktu ukraińskiego.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)