W rzeczywistości rosyjska prasa opozycyjna w swojej krytyce władzy potrafi być o wiele bardziej zasadnicza niż polska, która wyspecjalizowała się w złośliwości i ośmieszaniu, ale nie śmie poddać krytyce niebezpiecznych błędów rządu i całego obozu władzy.
W rosyjskiej telewizji w audycjach publicystycznych każdego niemal dnia występują ukraińscy politolodzy i publicyści reprezentujący poglądy zgodne z głównym nurtem ukraińskiej opinii publicznej, ostro, a nieraz gwałtownie krytykujący rząd moskiewski, ów diaboliczny Kreml i jego szefa. Ich wypowiedzi często są zakrzykiwane, ale nigdy do tego stopnia, żeby nie mogli przedstawić swojego poglądu.
I to okazuje się możliwe w czasie, gdy między Rosją i Ukrainą toczy się ostry konflikt nazywany wojną. Gdy przysłuchuję się tym krzykliwym sporom, co robię rzadko, tracę pewność, że zerwanie między Rosją i Ukrainą jest ostateczne. Utrzymuje się tam więź, której Ukraińcy zaprzeczają, ale nie mogą jej zerwać.
Pisarz ukraiński, który w tych sporach wypowiadał się krytycznie o pomajdanowym przewrocie, został zabity w Kijowie na ulicy w biały dzień. W mediach zachodnich, które sprawami ukraińskimi bardzo się interesują, nie było o tym wzmianki lub wzmianka niezauważalna.
Żeby telewizja polska dopuściła do głosu Rosjanina reprezentującego poglądy typowe dla moskiewskich kół oficjalnych lub choćby opozycyjnych, o tym mowy nie ma.
Takie pomysły mogą się rodzić tylko w głowach moskiewskiej agentury.
Proponuję rozwiązanie kompromisowe.
Jesteśmy bardzo źle informowani o tym, co się dzieje na Ukrainie. Czy nie byłoby słuszne i możliwe zapraszać na dyskusje do TVP, Polsatu, TVN 24 ukraińskich publicystów i politologów?
Najwięcej by nam użytecznych informacji dostarczyli ludzie w rodzaju prof. Wiatrowycza, dlaczego nie daje się mu przemówić do nas własnym głosem?
Streszczenia jego poglądów mogą być stronnicze i niewiarygodne. Polaków z pewnością by zainteresowało oświetlenie przez politologów ze Lwowa i Kijowa rozszerzającego się kultu Bandery i UPA, polscy dziennikarze nie chcą, a może nie potrafią nic interesującego na ten temat napisać.
Tak zwani ludzie kultury, przeważnie niższego szczebla, robią, co mogą, aby przybliżyć Polakom ukraińskie tematy, ale cóż oni mogą?
Sensacyjne rzeczy dzieją się w gospodarce ukraińskiej, dziwne, że Polacy tym się nie interesują, a może się interesują, tylko nikt im nic ważnego nie mówi. W tej sprawie akurat polscy przedsiębiorcy (oby, broń Boże, nie doradcy) działający na Ukrainie mogliby nam może więcej powiedzieć niż ukraińscy.
Daję pomysły na chybił trafił, a chodzi o to, aby Ukraińcy występowali w polskiej telewizji na takich prawach, na jakich występują w rosyjskiej. Nastąpiłoby poszerzenie wolności mediów, a na razie to jest najważniejsze.
Wśród przesądów, jakie odziedziczyłem po przodkach, znajduje się przekonanie, że katolicyzm daje lepsze zbawienie niż prawosławie. To przekonanie zaciera się, prawdę mówiąc, całkiem znika, gdy jestem wśród samych katolików, ale odnawia się, gdy mam do czynienia z prawosławnymi. Czy jestem człowiekiem religijnym? Nie wiem, pod tym względem życie nie poddało mnie próbie, jeśli taka w ogóle jest możliwa.
Talleyrand mówił, że religia poza murami świątyni jest polityką. Gdyby dodał prawdziwie i banalnie, że i w świątyni bywa polityką, popsułby sobie aforyzm. My w Polsce wiemy, że polityka może się mocno zasiedzieć w świątyniach, tuż przy ołtarzach. Co więcej, wiemy, że polityka, ta spoza świątyń, w Polsce przekształcała się czasem w religię, ową gnozę narodową nie do wyplenienia.
Z okazji jakiegoś sporu o przeznaczenie spadku niemieckiego proboszcza dla kościoła w Berlinie, w którym odprawiano modły w języku polskim, Carl Schmitt powiedział: „Polacy wszystko upolityczniają". Nie wystarczył im kościół katolicki, musiał być polski.
Najbardziej aktywne kręgi rusofobiczne nie potrafią ukryć przyjemności, jaką im sprawił „topos" przyznający „autokefalię" ukraińskiemu prawosławiu. Nareszcie Poroszenko będzie mógł rzucać klątwę na Putina! Co dla Polaków znaczy ta pierestrojka na szczytach wschodnioeuropejskiego prawosławia? Czy nie pamiętamy roli, jaką prawosławie, a także wyznanie greckokatolickie odegrały w rzeziach wołyńskiej i wschodniogalicyjskiej? Jeżeli nawet święcenia siekier nie było, to zostało ono realistycznie wymyślone.Religia w tym kraju jest ostoją nacjonalizmu, jego egzaltowaną postacią.
Neobanderyzm nie stanie się dzięki autokefalii umiarkowańszy.
Religia, jak wiadomo, stoi na cudach; niezależnie w jakiej „przestrzeni kanonicznej" się mieści, z nacjonalizmu potrafi czynić cnotę.
Bronisław Łagowski, profesor, polski publicysta
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Tekst jest publikowany za zgodą Redakcji tygodnika opinii Przegląd. Oryginał pierwotnie ukazał się w Przeglądzie.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)