Rząd usiłuje za wszelką cenę ukryć fakt, że w budżecie na 2019 pieniędzy na podwyżki dla nauczycieli po prostu nie ma.
Pytaliśmy, w którym miejscu w budżecie są te pieniądze. Wskazywaliśmy, że kwota 680 mln złotych, o której mówi MEN, jest kwotą zaniżoną. Samorządy w ubiegłym tylko roku otrzymały na podwyżkę o 600 mln złotych mniej, niż powinny - ta zaniżona kwota skutkuje także niedoborem w tym roku. Nie mamy w budżecie środków na tę podwyżkę – alarmował Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
Po ostatniej turze negocjacji Beata Szydło tak bardzo podniosła ciśnienie samorządowcom, że ci natychmiast wzięli stronę protestujących nauczycieli z ZNP. Beata Szydło stwierdziła bowiem, że wrześniowe podwyżki spokojnie da się sfinansować bez zwiększania rządowych subwencji: czyli z kasy samorządów. Ci natychmiast zareagowali: domagają się spotkania z premierem Morawieckim 11 kwietnia. „Mamy mnóstwo innych wydatków, inwestycji” - twierdzą. - „Nie da się dać nauczycielom podwyżek bez zwiększenia nakładów na oświatę!”.Ale to, co wydarzyło się podczas piątkowych porannych „rozmów ostatniej szansy” jest jeszcze bardziej absurdalne: okazuje się, że rząd opracował dla pedagogów ofertę: „nowy pakt społeczny dla oświaty”.
Miałby on polegać na tym, że płace nauczycieli systematycznie rosłyby do 2023 roku, ale pod jednym warunkiem: wydłużenia czasu pracy. Nauczyciele mieliby zwiększyć sobie pensum godzin lekcyjnych z 18 do 22-24. Sławomir Broniarz na taką propozycję wybuchnął śmiechem. Stwierdził, że de facto propozycja rządu zakłada, aby nauczyciele sami sfinansowali sobie podwyżki.
Beata Szydło podczas spotkania w warszawskim Centrum „Dialog” beztrosko rzucała liczbami: według niej po przyjęciu przez nauczycieli wspaniałej propozycji rządu, pensja dyplomowanego nauczyciela w 2023 roku wynosiłaby 7700 lub 8100 zł brutto (w zależności od tego, o ile dłużej będą pracować przy tablicy). Nie wspomniała o całej rzeszy tych nauczycieli, którzy nie pracują aż tak długo i których zarobki będą o wiele niższe. Wicepremier zlekceważyła również propozycje, z którymi wyszli wcześniej sami pedagodzy. Z postulowanych 1000 zł podwyżek zeszli bowiem na 720-990 zł w zależności od stopnia awansu zawodowego, a nawet zaproponowali rozłożenie tej sumy na dwie raty. Beata Szydło nie odniosła się do tej – ostatecznej - propozycji.Nie ma żadnych przesłanek, by dyskutować o przerwaniu akcji strajkowej w poniedziałek – powiedział Sławomir Broniarz po zakończeniu „rozmów ostatniej szansy”. Strona rządowa nie chciała się odnieść merytorycznie do tego, ustępstwa związków zawodowych w kwestii pensji nauczycieli wynoszą 10 miliardów złotych, jesteśmy elastyczni.
Za strajkiem w szkołach w referendum opowiedziało się 80 proc. placówek. Już nawet nauczyciele zrzeszeni w prorządowej „Solidarności” mają dość uległości wobec rządu i chcą odwołać swojego przewodniczącego Ryszarda Proksę, widząc, że rząd PiS próbuje ich zwodzić.
Znajomi belfrzy spotkani na ulicy mówią dziś: „Jeszcze tylko strajk, egzaminy ósmoklasisty, matury – i wreszcie wakacje!”.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)