To chyba najbardziej znany przypadek „separatyzmu” w Kaliningradzie. Separatyzm został ujęty w cudzysłów, bo obrona działaczy politycznych twierdziła, iż nie chcieli „oddzielać się od Rosji”. Mężczyźni zamierzali podkreślić, że niemiecka flaga nad rosyjską instytucją państwową jest tak samo nieodpowiednia jak rosyjskie flagi – według nich - nad ukraińskimi instytucjami państwowymi na Krymie.
Co prawda, z przeprowadzonego w Kaliningradzie w kwietniu 2014 roku przez Kaliningradzką Grupę Monitorującą sondażu wynika, że 88% mieszkańców obwodu chce przyłączenia Krymu. Nawiasem mówiąc, w tym samym badaniu 1% respondentów wypowiedział się za tym, aby Kaliningrad odłączył się od Rosji.
Kaliningrad pod flagą NATO
Bałtycka Partia Republikańska przestała istnieć po tym, jak w 2004 roku zaczęła obowiązywać ustawa federalna zakazująca partii regionalnych. Jej założyciele próbowali zaskarżyć tę decyzję do Trybunału Konstytucyjnego, ale bezskutecznie.
Dziś o działalności partii przypomina jedynie strona na blogspocie, wskazująca, że lider partii mieszka w Königsberg, Prussia. W rzeczywistości mieszka w Nowym Jorku i, przynajmniej w 2017 roku, urządził pod Konsulatem Generalnym Rosji pikietę z żądaniem uwolnienia „więźniów politycznych w Königsbergu”, m.in. Aleksandra Orszulewicza.
Za dekomunizację, za PiS
Aleksander Orszulewicz, były lider nacjonalistycznej organizacji monarchistycznej Bałtycka Awangarda Rosyjskiego Oporu (BARS), został zatrzymany w maju 2017 roku. Oskarżono go przede wszystkim o nielegalne posiadanie broni i organizację społeczności terrorystycznej. W materiałach śledztwa podkreślono, że celem Orszulewicza i jego zwolenników było odłączenie obwodu kaliningradzkiego od Rosji i jego niezależne funkcjonowanie w ramach Unii Europejskiej.
Sam Orszulewicz zaprzecza temu i twierdzi, że sprawa przeciwko niemu została sfabrykowana. Z kolei obrońcy praw człowieka uważają, że prawdziwym powodem prześladowania aktywisty jest jego działalność opozycyjna i apele o przeprowadzenie dekomunizacji Kaliningradu.
Aktywista szczegółowo opisał swoje poglądy w 2016 roku w wywiadzie dla prawicowego anglojęzycznego projektu Brutalist.Press (teraz nieaktywny, a strona internetowa Bałtyckiej Awangardy Rosyjskiego Oporu zarenreich, gdzie zamieszczono rosyjskojęzyczną wersję, została zabroniona w Rosji).
W wywiadzie kaliningradzki działacz ultraprawicowy krytykuje rosyjskie władze i mówi o tym, że „miasto nie powinno nazywać się na cześć komunistycznego zbrodniarza Kalinina”. Orszulewicz podkreśla, że wśród rządzących partii politycznych popiera m.in. polskie Prawo i Sprawiedliwość. Z kolei Brutalist.Press na facebookowym profilu BARS jest pozycjonowane jako godne uwagi „ze strony przeciwników masowej migracji muzułmanów, feminizmu, LGBT, bezdzietnych i innych dodatków wielokulturowości”.Referendum w sprawie przyłączenia Königsbergu do Niemiec
To chyba wszystko, co można nazwać „siłami odśrodkowymi” w tym rosyjskim regionie. Jeszcze w 2015 roku rosyjski politolog z Kaliningradu Aleksander Nosowicz w artykule dla portalu Slon zwrócił uwagę na to, że człowiek, który ma aspiracje do bycia ekspertem, poważnie mówi o kaliningradzkim separatyzmie i „dążeniu Königsbergu do powrotu do Niemiec”, jest oczywistym szarlatanem.
Niemniej jednak Nosowicz jest nadal często o to pytany. Na swoim profilu w Facebooku ekspert pisze, że każdy Ukrainiec, z którym rozmawiał w Polsce, Mołdawii lub w samej Ukrainie, był zainteresowany tym, czy w Kaliningradzie są tendencje separatystyczne i kiedy obwód kaliningradzki odłączy się od Rosji.
Aleksander Nosowicz powiedział w rozmowie ze Sputnikiem, że nie należy się temu dziwić, a czasami warto z tego zażartować. „Jeśli poważni ludzie pytają: «Mówicie po rosyjsku czy po niemiecku», odpowiadam: «Osobiście jeszcze nie zapomniałem rosyjskiego, ale w rodzinie rozmawiamy po niemiecku». Oczywiście nie nadużywam tego żartu. Ale ogólnie rzecz biorąc, w ukraińskiej społeczności ekspertów z niejasnych powodów funkcjonuje silne przekonanie, że Kaliningrad jest analogiem Krymu. I idąc za przykładem tego, jak Krym «oddzielił się» od Ukrainy i został «zaanektowany» – w ich terminologii – przez Federację Rosyjską, tak Kaliningrad wcześniej czy później zostanie zaanektowany przez Niemcy. Pod niemiecką flagą mają rozpocząć się protesty ludności proniemieckiej, odbędzie się referendum w sprawie przywrócenia Königsbergu do Niemiec i podobne bzdury” – wyjaśnia Nosowicz.
Jego zdaniem taki scenariusz jest niemożliwy, bo w mających znaczenie wartościach statystycznych w Kaliningradzie nie ma ludności nastawionej proniemiecko lub separatystycznie. Brak również nastrojów autonomicznych. Ponadto Rosjanie stanowią absolutną większość, Białorusini są na drugim miejscu, a Ukraińcy – na trzecim.
Proszę wyobrazić sobie poziom ukraińskiej społeczności eksperckiej, która na poważnie przeprowadza paralele między Kaliningradem a Krymem, gdzie Rosjanie stanowią około 60% populacji, a Ukraińcy – około 20% - podkreśla ekspert.
Nikt nie słyszał o separatyzmie na Alasce
Zdaniem innego kaliningradzkiego politologa, Władimira Abramowa, nie należy myśleć, że geografia ma bezpośredni wpływ na świadomość ludzi i natychmiast stają się oni separatystami. „Na przykład, Alaska. Nikt nie słyszał o separatyzmie na Alasce. Też jest oddzielona! Albo Azerbejdżan z enklawą Nachiczewan, gdzie mieszka 150 tys. ludzi. O nachiczewanskim separatyzmie też nikt nie słyszał! Po prostu ktoś lubi tak myśleć. Co mogę powiedzieć, nie tylko poszczególni ludzie, ale też poważne instytucje otrzymują pieniądze na badania, w których podają różne daty całkowitego upadku Rosji” – mówi Władimir Abramow.Pojadę z Kaliningradu do Rosji
Tymczasem redaktor naczelny portalu analityczno-informacyjnego newsbalt.ru Andriej Wypołzow jest innego zdania. Twierdzi, że tematów separatystycznych nie należy traktować dosłownie i umyślnie je odrzucać. „Pojęcie «separatyzmu» w naszym zmieniającym się świecie politycznym rozszerzyło swoje znaczenie. To jak z «wojną hybrydową». Każdy rozumie, że jest to inny rodzaj wojny, bardziej subtelny, niestandardowy. Moim zdaniem w obwodzie kaliningradzkim istnieje «separatyzm hybrydowy». Na przykład ukrywa się w zdaniu «jedziemy do Rosji» wypowiadanym przez mieszkańców regionu, jeśli muszą wybrać się w podróż do Moskwy. Ukrywa się w rubryce «miejsce urodzenia» w sieciach społecznościowych – Königsberg, a nie Kaliningrad. Ukrywa się w wysyłaniu kaliningradzkich uczniów na studia do Polski i Niemiec (to masowe zjawisko, proszę mi wierzyć), a nie do Moskwy, Petersburga, Niżnego Nowogrodu itp." – mówi Andriej Wypołzow.
Mieszkańcy Kaliningradu chcą zjeść ciastko i mieć ciastko?
Komentując wyniki sondażu „Dryf opinii publicznej lub mieszkańcy Kaliningradu 16 lat później” przeprowadzonego przez Kaliningradzką Grupę Monitorującą (w dyspozycji Sputnika), z którego wynika, że w 2003 roku 48% respondentów popierało nadanie specjalnego statusu obwodowi kaliningradzkiemu, a w 2019 roku – już 57%, Andriej Wypołzow i tutaj widzi echa separatyzmu.
Jego zdaniem pokolenie, które dorastało po rozpadzie Związku Radzieckiego, uważa, że obwód kaliningradzki potrzebuje pewnego „specjalnego statusu”, ponieważ znajduje się wewnątrz Unii Europejskiej i jego mieszkańcom trudno jest dostać się do Moskwy. Ale, kierując się tą logiką, mieszkańcy Dalekiego Wschodu, np. Sachalinu, również powinni opowiadać się za „specjalnym statusem”, bo sto razy trudniejsze w ich przypadku jest dotarcie nawet nie do Moskwy, a na sam kontynent – wyjaśnia Wypołzow.Jak dodaje, „jest to kolejny przykład «separatyzmu hybrydowego». Tacy eurokaliningradczycy potrzebują «jedynie» nowego statusu politycznego, np. republiki. W życiu codziennym ten status jest interpretowany jako możliwość mieszkania i pracy w Unii Europejskiej bez wizy Schengen przy zachowaniu wszystkich praw obywatela FR. Po polsku mówi się: Zjeść ciastko i mieć ciastko” – podsumowuje ekspert.
Z kolei politolog Władimir Abramow wyjaśnia chęć kaliningradczyków do nadania regionowi „specjalnego statusu” głównie jego położeniem geograficznym.
Obwód kaliningradzki nie ma połączenia lądowego z resztą kraju, interakcja z innymi rosyjskimi regionami, w tym komunikacyjna, jeśli mówimy o ludziach, i gospodarcza, odbywa się poprzez terytorium obcych państw. Nieuchronnie pozostawia to ślad czy tego chcemy, czy nie – ocenił Abramow.
Jednocześnie obwód kaliningradzki już od dawna oficjalnie „ma szczególny status”. W najbardziej wysuniętym na zachód punkcie Rosji od 2006 roku obowiązuje specjalna strefa ekonomiczna i tego statusu region nie straci do 31 grudnia 2045 roku. Obowiązuje ona na całym obszarze obwodu, powodując, że jest on atrakcyjny dla inwestorów, w tym zagranicznych. Rezydenci specjalnej strefy ekonomicznej mają przede wszystkim prawo do ulg i preferencji w zakresie podatku dochodowego, podatku od nieruchomości, podatku gruntowego i składek ubezpieczeniowych.
Zmiana nazwy z Kaliningradu na Königsberg to tylko hajp
Niektórzy kaliningradzcy intelektualiści marzą o przywróceniu miastu historycznej nazwy i – ich zdaniem – wszystko będzie dobrze. To absolutna głupota, ponieważ gdyby zmiany społeczno-gospodarcze zachodziły z taką łatwością, wszyscy prawdopodobnie żylibyśmy teraz w raju – mówi Abramow.
Politolog przyznaje, że ten temat może czasami być poruszany wśród niektórych młodych mieszkańców Kaliningradu. „Dla młodych ludzi jest to coś w rodzaju hajpu, nic więcej” – wyjaśnia rozmówca Sputnika.
Kaliningrad to ziemia litewska?
Jego zdaniem nie należy też poważnie traktować inicjatywy „rewizji statusu” Kaliningradu przez przedstawicieli innych państw. Na przykład, w ubiegłym roku podobne głosy słychać było z Litwy. Litewscy nacjonaliści nadal uważają obwód kaliningradzki za „małą Litwę”.
„Każdy kraj ma swojego Żyrinowskiego. To najprostszy sposób na zwrócenie na siebie uwagi, zaśmiecenie platformy medialnej patriotyzmem w złej manierze. Aby zdobyć swoje pięć minut sławy, od czasu do czasu jakiś marginalny polityk zaczyna mówić o zmianie nazwy Kaliningradu na Korolevičius. Niech nazywa go jak chce, bo wszystkie te genialne decyzje ograniczają się do granic Litwy” – ocenia Abramow.
Niepokoi nie „marsjanizacja” Kaliningradu, a stan dróg
Niezależnie od poziomu aktywności protestacyjnej samych kaliningradczyków, która, między innymi, „została zmierzona” we wspomnianym wyżej sondażu Kaliningradzkiej Grupy Monitoringowej, można wyciągnąć wniosek, że polityka niezbyt interesuje miejscowych. Jedynie 18% mieszkańców dopuszcza możliwość udziału w wiecach (średnio w Rosji ten wskaźnik wynosi 24%). 63% badanych twierdzi, że nie będzie w nich uczestniczyć, a 19% nie potrafi udzielić odpowiedzi na to pytanie.
Chcąc poznać opinię zwykłych mieszkańców Kaliningradu na temat statusu ich regionu, redaktorzy Sputnika skontaktowali się z moderatorem największej społeczności na portalu społecznościowym vKontakte „Typowy Kaliningrad”, dedykowanej wydarzeniom w mieście i regionie, i zaproponowali zamieszczenie pytania o odpowiedniej treści.
Jednak prośba pozostała bez odpowiedzi. Prawdopodobnie dlatego, że kaliningradczycy w znacznej mierze borykają się z tymi samymi problemami, co mieszkańcy innych regionów: szukaniem dobrze płatnej pracy, kupnem mieszkania, stanem dróg i śmietników. Właśnie o tych kwestiach, a nie polonizacji, germanizacji lub (jak powiedział gubernator obwodu kaliningradzkiego Anton Alichanow) „marsjanizacji” bursztynowego regionu kaliningradczycy aktywnie dyskutują w internecie.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)