Macron sondował polskich polityków, na ile mogą być pożyteczni i na ile destrukcyjni w tworzeniu „nowej Europy”, a Markow w swoim liście zaczął od tego, że w dyskusji z Polską należy trzymać się granic „moralności i rozsądku”.
Oba przypadki podziałały na wyobraźnię pewnych polskich środowisk, które poczuwają się do obowiązku reprezentowania polskich interesów przy każdej nadarzającej się okazji.
Macron – polityczny idealista
Impuls znad Sekwany, na który polscy politycy czekali 6 lat, mógłby być imponującym gdyby w Polsce poważnie traktowano politykę międzynarodową. Niestety dla polityków polskich „ nasza chata z kraja”, a Macron, jawi się, jako „niepoważny gość”, który szuka nad Wisłą sojusznika, jakby nie wiedział, że Polska swojego ma za oceanem.
Dogmatyczność religijna Polaków przekłada się na dogmatyczność polityczną, która zakłada jednowektorowość w polityce międzynarodowej, dlatego decyzja o wizycie Macrona w Polsce zaświadcza o jego politycznym idealizmie w tym zakresie.
Wystarczyło, bowiem kilka spotkań, aby przekonać się, że dwa dni swojego życia mógł wykorzystać produktywniej.
Spotkanie z „polskimi intelektualistami”
Mimo wszystko wydaje się, że najciekawszym wątkiem tej wizyty było „konspiracyjne” spotkanie - w rezydencji ambasadora Francji – z „polskimi intelektualistami”.
Nie jest tak, że nie doceniam Pszoniaka, Seweryna czy Holland - choć byli i inni - za ich działalność artystyczną, ale ich zaangażowanie polityczne, przypominające w swoim charakterze lata 80-te, jest śmieszne.Kto pamięta te lata wie, że każda wizyta ważnego zachodniego polityka musiała być okraszona spotkaniem z inteligencją polską, która zawsze prosiła o pomoc, wykazywała błędy i łamanie porządku prawnego przez władzę?
Nie mogło i teraz zabraknąć prośby „żeby Francja ratowała polską demokrację”, co nieustająco zaświadcza, że Polacy samorządzić się nie potrafią, a tzw. inteligencję w sensie politycznym cechuje się indolencją.
W rozmowie nie mogło zabraknąć sztandarowego polskiego tematu tzn. konstytucji.
Nie wiem czy uczestnicy, wzorem Wałęsy, ubrali się w koszulki ze stylizowanym napisem, czy w klapach mieli wpięte obok znaczka z polska flagą „oporniki”, ale Macron pozbawił ich wszelkich złudzeń oświadczając, że „szanuje romantyzm konstytucyjny, ale to nigdy nie będzie porywające dla szerszych kręgów społecznych”.
A co z Rosją?
Wymyślając recepty na wszystko, polscy intelektualiści nie byliby sobą, gdyby nie dali wskazówek jak poradzić sobie z Rosją.
Macron przeszkolony przez doradców wiedział, że polska materia jest delikatna i przyjmuje do świadomości tylko pochwały, pochlebstwa i współczucie, dlatego zaczął od tego:
„Pamiętam jak wyglądała historia Polski na przykład z Rosją i pamiętam o wszystkich tragediach”, ale - jak zauważył - nie można bezpiecznie iść do przodu patrząc w tył.
Do niedawnych wypowiedzi o „śmierci mózgu NATO”, Macron w Warszawie dorzucił, „że dotychczasowy ład międzynarodowy właściwie nie istnieje", że trzeba próbować „budować z Rosją jakiś dialog. I nie dopuścić do tego, żeby Rosja została wypchnięta z Europy, ponieważ to grozi powstaniem bloku Rosja – Chiny, który byłby dla naszego kontynentu egzystencjalnym zagrożeniem”.
Niestety w Polsce, ani rząd, ani opozycja – totalna czy intelektualna - nie potrafią wyjść w myśleniu poza obręb swojego grajdołka i nie dostrzegają w schizofrenicznym przekonaniu o swoje wyższości i wyjątkowości, że poza ogrodzeniami ich posesji żyją inni ludzie, a poza granicami Polski żyją inne narody, które mają prawa do swoich praw.
Macron próbował przekonać zebranych jako społeczną elitę, że ich opozycyjność w polskich kwestiach wewnętrznych ma polityczne uzasadnienie, ale ich poglądy na sprawy międzynarodowe są głupie, archaiczne i pozbawione perspektyw, choć mówił „ogródkami”.Polskie elity polityczno - kulturalne wszystkich stygmatyzują, a ta przypadłość pozbawia ich jasności oceny sytuacji i dlatego zapewnienia Macrona, że Francja nie jest ani prorosyjska, ani antyrosyjska, a jedynie proeuropejska, trafiają w mur niezrozumienia i obojętności, a deklarowana przez niego wizja polityki europejskiej, z wyciągnięciem ręki do Rosji, została odczytana jak mieszanka idealizmu i cynizmu z uwzględnieniem braku intuicji.
Siergiej Markow ożywił Polaków
Moskiewski impuls spod klawiatury prof. Siergieja Markowa ożywił historyków, politologów i byłych polityków w osobach: dwóch profesorów, trzech doktorów i reszta bez tytułów, ale za to znająca się na Rosji jak nikt na świecie.
Ich wspólne dzieło to list otwarty skierowany do prof. Markowa.
Konstruowanie listu napotykało - zapewne – na przeszkody natury mentalnej, bo jak wiadomo w Rosji nikt nie mówi, bez pozwolenia Putina.
Zatem zastanawiano się jak należy traktować profesorski tekst? Jako „balon próbny z Kremla” czy rodzaj filipki?
W efekcie powstał list pełen grzeczności, co w samej rzeczy nie jest niczym złym, gdyby nie wyzierała spod nich niegrzeczność i poczucie wyższości.
Autorzy „uczepili się” kilku kwestii historycznych, za które Rosja powinna przeprosić, bo działania wobec Polski były „obiektywnie nieuzasadnione”, a polskie działania wobec Rosji zawsze były „obiektywnie uzasadnione”.
Z typową manierą „polskich panów” zakomunikowano Makowowi: „jak wiemy, Związek Sowiecki do obrony (przed II wojną światową) w ogóle nie był przygotowany”, więc Pakt Ribbentrop-Mołotow nie był układem taktycznym, a jedynie umożliwiającym kolejne „agresje i aneksje”.Reszta listu w podobnym stylu, wiec odnoszenie się do kolejnych dat i faktów historycznych jest pozbawione sensu.
„Ta wielka piękna ziemia, która zwie się Kraj Rad”
Macron przekonał się, że w Polsce nie ma z kim rozmawiać i nie ma, o czym. Treść listu do Markowa zaświadcza, że potrafimy toczyć boje o treści historyczne, przy czym interpretujemy je tak, że nie pozostawiamy pola do żadnej dyskusji, bo „wiemy lepiej”.
Odmawiamy racji i praw wszystkim, których myślenie wykracza poza nasz wąski horyzont.
Obcy jest nam wszelki uniwersalizm, bo obnaża skrywaną zaściankowość.
Nie mając własnego pojęcia o przyszłej Europie, wizję Macrona kwitujemy jako idealistyczną i nierealną, każdą wyciągniętą dłoń z Moskwy nie przyjmujemy jako zaproszenie do rozmowy, ale gest „poddania się” i nie potrafimy powstrzymać się od triumfalizmu, a do faktów historycznych podchodzimy jak do negocjacji handlowych.
Idealistycznie, ale nie cynicznie z odrobiną intuicji.
„I chociaż szczęście to każdy pojmował inaczej, wszyscy razem wiedzieli i rozumieli, że trzeba żyć uczciwie, dobrze pracować i mocno kochać, i strzec tej wielkiej pięknej ziemi, która zwie się Kraj Rad” (Arkadij Gajdar: „Czuk i Hek”).
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)