Skąd taka decyzja i jak wyjaśnić sposób jej tłumaczenia? Ze znanym polskim politologiem dr. Mateuszem Piskorskim rozmawia red. Igor Stanow.
— Chyba nie tylko my w Rosji, ale pewnie też coraz więcej osób w Polsce zmęczonych jest już grami polskich polityków wokół katastrofy smoleńskiej?
— W 2010 roku, krótko po katastrofie, kierownictwo PiS podjęło decyzję, że ten tragiczny wypadek będzie osią ich narracji politycznej w ciągu najbliższych lat, że właśnie wokół niego budować będą swoją polityczną tożsamość. Od początku było to zjawisko bardzo groźne, dewastujące polską debatę publiczną. Powstał cały przemysł oparty na teoriach spiskowych: filmy, wydawnictwa, gadżety, spotkania autorskie, konferencje.
Sekta miała swoich kapłanów, typu Antoniego Macierewicza, swoje instrumenty obrzędowe, jak parówki czy puszki po napojach, używane w rzekomych eksperymentach – obrzędach. Ma swoje pomniki, tablice pamiątkowe w setkach polskich miejscowości. Jest też niespełnioną obietnicą, nieweryfikowalną zapowiedzią.
Podobnie, jak w wielu religiach oczekuje się na przyjście proroka lub zbawiciela, tak w sekcie smoleńskiej oczekują na raport, który ma ujawnić „prawdę” i którego zapewne nigdy nikt nie zobaczy. Sekta zyskała swoje wpływy, swoją inkwizycję. Przecież większość polityków PiS nie wierzy w żadne spiskowe teorie, ale muszą je powielać, bo taki jest obowiązujący w tej organizacji kod parareligijny.
Zwykłym obywatelom się to już jakiś czas temu znudziło, dlatego lider partii rządzącej zrezygnował z części ceremonii, wycofał ten element przekazu na dalszy plan.

— Zauważył Pan jednak, że wątek smoleński wciąż przewija się w wypowiedziach czołowych przedstawicieli państwa polskiego?
— Tak, to wszystko nadal tli się w ich umysłach, te wyuczone przez lata formułki są przez nich powtarzane. W różnych krajach ze zdumieniem czytają te wypowiedzi.
To mówi głowa państwa. Czyli taki jest stan umysłowy polskich elit rządzących.
Macierewicz i jego polityczny patron Jarosław Kaczyński doprowadzili do tego, że polskich najwyższych urzędników traktuje się na świecie jak ludzi obłąkanych, lub skrajnie cynicznych. Już nie wiadomo, co z dwojga złego lepsze.
— Tym razem jednak na uroczystościach w Smoleńsku zabraknie ludzi PiS. Dlaczego?
— W normalnych warunkach powiedziałbym, że zapewne jedyną przyczyną jest pandemia koronawirusa i związane z nią obostrzenia.
W tym jednak przypadku, na prośbę strony polskiej, władze rosyjskie wręcz stanęły na głowie, żeby wszystko zorganizować. I zrobiły to wszystko nie bacząc na obiektywne warunki, na fakt, że granica z Białorusią jest zamknięta (a lądowanie miało być w Witebsku), że obowiązują ograniczenia w ruchu i w zakresie zgromadzeń publicznych.
Od rosyjskich dyplomatów słyszałem już dawno, że w Rosji wychodzono naprzeciw wszelkim oczekiwaniom strony polskiej. Niedawno dowiedzieliśmy się, że uzgodniono już nawet sprawy ochrony, a także spotkania oficjalnego polskiej delegacji z wysoko postawionymi urzędnikami gospodarzy.
Największą ironią losu będzie to, jeśli jednak w tym roku to wyłącznie sami politycy rosyjscy uczczą pamięć ofiar Katynia i katastrofy.
— To jakie były właściwie przyczyny tego całego spektaklu?
— Wiem, że w rosyjskim MSZ panuje przekonanie, że wszystko to było z góry zaplanowaną grą, mającą na celu po raz kolejny wypowiedzenie jakichś absurdalnych oskarżeń wobec Rosji. Mogło tak istotnie być.
Ale dopuszczam też inną możliwość. Chaos. Procedury podejmowania decyzji w takich sprawach w Polsce uzależnione są od kaprysów starszego człowieka stojącego na czele partii rządzącej. Być może (nie mam takiej wiedzy, to tylko przypuszczenie) wszystko jest wynikiem zmiennych instrukcji. Ten człowiek ma w tej chwili na głowie znacznie istotniejsze problemy, na czele z przeprowadzeniem wyborów prezydenckich wbrew wszelkim przepisom i standardom prawnym.
Najzwyczajniej w świecie mógł się w ostatniej chwili rozmyślić. A już jego ludzie zmuszeni zostali do wymyślenia jakiegoś pretekstu i doszli do wniosku, że znów można oskarżyć o wszystko Rosję. Kompletnie nie dziwi mnie, że w Rosji mają tego wszystkiego dość. Przecież setki ludzi wykonało w tym szczególnym okresie jakąś pracę, jakieś przygotowania, choć mogliby zajmować się dużo ważniejszymi dziś sprawami. Być może została przekroczona pewna granica i teraz już nawet o sprawach technicznych nikt z Warszawą rozmawiać nie będzie.
Bo po co? Rozmowa ma sens wyłącznie, gdy po drugiej stronie jest partner poważny i wiarygodny.
— Dziękuję za rozmowę.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)