Na te pytania w wywiadzie dla Sputnika odpowiedział niemiecki dyplomata, były kierownik departamentu międzynarodowego Komitetu Centralnego rządzącej w NRD Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SPJN), obecnie członek rady starszych niemieckiej partii lewicowej „LINKE” Bruno Mahlow.
— Czy Pana zdaniem istnieje dziś niebezpieczeństwo rewizji historii II wojny światowej w Niemczech?
— Gdy tylko w Niemczech pojawiła się wiadomość o kwarantannie w związku z koronawirusem, w niemieckich mediach przeczytałem, że akt państwowy z okazji 75. rocznicy wyzwolenia nie odbędzie się. Natychmiast pomyślałem: gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą… Byłem oburzony. Szczerze mówiąc, byłem nawet zaskoczony, gdy później dowiedziałem się, że zamknięta i skrócona ceremonia z udziałem Steinmeiera i Merkel odbędzie się jednak w Berlinie.
Moim zdaniem w Niemczech już rewidowana jest historia II wojny światowej. Niedawno w mediach pojawiła się wiadomość, że Ukraińcy wyzwolili Berlin w maju 1945 roku na tej podstawie, że do niemieckiej stolicy wkroczyły wojska 1 Frontu Ukraińskiego.
Innym przykładem okropnego kłamstwa jest porównywanie odpowiedzialności Hitlera i Stalina, Niemiec i ZSRR za wybuch II wojny światowej. W 1933 roku ZSRR przyjął rezolucję w sprawie walki o bezpieczeństwo zbiorowe. Moskwa weszła do Ligi Narodów i próbowała zawrzeć międzynarodowy sojusz wymierzony w nazistowskie Niemcy. Ale dzisiaj o tym nie piszą, ale dziękują byłym sojusznikom ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji za wyzwolenie Europy. W sierpniu 1939 roku zarówno Londyn, Paryż, jak i Waszyngton opuściły ZSRR, by sam radził sobie z Hitlerem. Anglia chciała bezpośredniego starcia między nazistowskimi Niemcami a ZSRR. Nieprzypadkowo Hitler powiedział, że wszystko, co robi, robi przeciwko Rosji. Zachodni sojusznicy weszli do koalicji antyhitlerowskiej tylko wówczas, gdy wpłynęło to na ich własne interesy i bezpieczeństwo. A drugi front otwarto dopiero w 1944 roku.— Dlaczego kwestia poszanowania faktów z historii wojny jest obecnie tak ważna?
— Wychowałem się w Związku Radzieckim, dokąd moi rodzice wyemigrowali z Niemiec w 1933 roku, bo byli komunistami. I mam bardzo nieprzychylny stosunek do wszystkiego, co dotyczy wypaczania historii największego i najcięższego zwycięstwa narodu radzieckiego w walce o zapobiegnięcie końca cywilizacji. Nie chodziło tylko o konflikt między państwami. W programowej książce Hitlera „Mein Kampf” został przedstawiony program eksterminacji narodów i ludobójstwa. Program ten dotyczył nie tylko osób narodowości żydowskiej, ale przede wszystkim narodów ZSRR, które planowano zniszczyć lub zniewolić.
Młode pokolenie Niemców mówi teraz: nie mamy z tym nic wspólnego, czas zakończyć dyskusję na ten temat, to było tak dawno temu. Zawsze mówię tak: za to, co było, nie jesteście odpowiedzialni, ale za znajomość historii tak, m.in. za to, aby to się nie powtórzyło.
— W Niemczech oskarżają mieszkańców byłej NRD o wspieranie prawicowych ekstremistów, tej samej partii „Alternatywa dla Niemiec”, która uzyskała bardzo dobre wyniki podczas ostatnich wyborów regionalnych na wschodzie kraju. Jak to Pan wytłumaczy?
— Nie uważam, aby było to związane ze specjalnymi nastrojami nacjonalistycznymi na wschodzie Niemiec. Takich nastrojów tam nie było i nie ma. To konsekwencja rozczarowania się władzami.Apelowałbym jednak o nie lekceważenie tej sytuacji. W Niemczech obserwujemy obecnie tendencje do wzrostu nastrojów prawicowych. Surowe środki izolacji, które rząd podjął w związku z koronawirusem, są — moim zdaniem — wykorzystywane do ograniczenia demokracji i zdobyczy społecznych. W 2016 roku, cztery lata temu, Instytut Roberta Kocha ogłosił, że system opieki zdrowotnej w Niemczech nie poradzi sobie z epidemiami. Jednak po tym fundusze na służbę zdrowia zostały ponownie zmniejszone, rozpoczęła się prywatyzacja na wzór amerykańskiego systemu opieki zdrowotnej. Być może kryzys systemu kapitalistycznego został nieco odepchnięty przez naszą porażkę w zimnej wojnie, ale było to nieuniknione.
— Ambasador Ukrainy w Berlinie odmówił udziału w uroczystościach poświęconych 75. rocznicy wyzwolenia Berlina, powołując się na brak możliwości współudziału w obchodach z ambasadorem Rosji w Niemczech. Czy dzielenie się zwycięstwem jest w porządku? Jakie jest podejście do takich démarche w Niemczech?
— Uważam, że świętowanie zwycięstwa nie może zależeć od sytuacji politycznej. Kryzys na Ukrainie, który rozpoczął się w 2013 roku, nie ma nic wspólnego z wielkim czynem żołnierzy radzieckich, którzy wyzwolili Berlin, Niemcy, Europę i cały świat spod faszyzmu.
Ale chciałbym zakończyć naszą rozmowę na dobrej nucie. Moi koledzy z rady starszych partii LINKE uzgodnili, że spotkają się 8 maja w Treptower Park. Oczywiście w wąskim gronie z powodu koronawirusa, aby złożyć kwiaty i oddać hołd pamięci poległym. Jestem przekonany, że przedstawiciele rosyjskiej diaspory w Niemczech, mieszkańcy Berlina, nie łamiąc prawa, przyjdą do Treptower Park w Dzień Zwycięstwa i złożą kwiaty pod pomnikiem Żołnierzy-Wyzwolicieli. To nasz wspólny obowiązek i nie zapominamy o tym.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)