O tym, czy Georgette Mosbacher wyjedzie z placówki dyplomatycznej przy ulicy Pięknej z politologiem dr Mateuszem Piskorskim rozmawia red. Igor Stanow.
— Jak to się stało, że w Polsce Stany Zjednoczone reprezentuje w randze ambasadora właśnie Georgette Mosbacher?
— To pytanie do amerykańskiej administracji i Departamentu Stanu. Uważam jednak, że zazwyczaj tego typu osoby bez jakiejkolwiek wiedzy i doświadczenia dyplomatycznego wysyła się do krajów o marginalnym znaczeniu. Dla tych osób to jakaś forma uwieńczenia kariery partyjnej, zaspokojenia próżności. I z takim chyba przypadkiem mamy do czynienia z ambasador Mosbacher. Ta amerykańska celebrytka i gwiazdka plotkarskiej prasy nie ma kompletnie żadnego rozeznania w sprawach polskich, i w ogóle europejskich. Widocznie jednak uznano, że relacje z Warszawą są na takim poziomie, że nie potrzeba tu jakiegoś doświadczonego dyplomaty czy negocjatora, a wystarczy ktoś, kto będzie w miarę wiernie przekazywał komunikaty władzom polskim. To, w jakim stylu się to odbywa, jest rzeczą drugorzędną.
— No właśnie, styl ten wzbudza coraz więcej kontrowersji. Czy nie mamy tu sytuacji naruszenia Konwencji wiedeńskiej o stosunkach dyplomatycznych?
Zresztą, nie tak dawno polski wiceszef MSZ odbył rozmowę z chargé d’affaires ambasady Niemiec w sprawie publikacji prywatnych mediów niemieckich na temat Andrzeja Dudy. Samo w sobie było to kuriozalne. Mosbacher nikt na dywanik resortu spraw zagranicznych nie wzywa. Jej pozycja w Warszawie to pozycja ekstrawaganckiego namiestnika, człowieka, który może sobie pozwolić na wszystko, bo i tak wszyscy wiedzą, że nie spotkają jej żadne konsekwencje.
— Czy zatem głosy posłów Konfederacji w sprawie wydalenia Mosbacher z Polski są wołaniem na puszczy?
Oczywiście, wiem, że nie jest to sytuacja zbyt często spotykana i normalna, ale taki jest kształt relacji polsko-amerykańskich.
Georgette Mosbacher nigdzie nie wyjedzie, dopóki nie znudzi się jej życie w Warszawie. Nadal będzie też zupełnie dowolnie używać Twittera.
W PiS wiedzą, że nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia. Myślę, że w Konfederacji też jest taka świadomość, ale postanowiono przypomnieć o tym wyborcom. Szkoda tylko, że po wyborach prezydenckich…
— Czyli pani Mosbacher nadal będzie uprawiać publicystykę w Twitterze?
Szczerze mówiąc, my wiemy tylko to, co Mosbacher publikuje na Twitterze. Przypuszczam, że to wierzchołek góry lodowej. Ciekawie byłoby kiedyś zapoznać się z nieoficjalnymi interwencjami ambasadorki w polską politykę i proces ustawodawczy. Przy całej swej kiczowatości, infantylności i braku powagi Mosbacher potrafi ślepo wypełniać jedną instrukcję: ostro bronić interesów amerykańskiego kapitału i firm w Polsce. Chodzi o producentów leków, branżę medialną , zbrojeniową i inne. W sprawie ilu jeszcze innych branż interweniowała i ile ustaw udało jej się obalić lub zmienić, pewnie długo się jeszcze nie dowiemy. Może kiedyś jakiś polityk PiS po latach napisze o tym w swoich wspomnieniach. Na razie możemy być pewni, że Georgette Mosbacher nadal będzie pouczać publicznie polityków partii rządzącej. Ci czasem coś delikatnie odpowiedzą, ale generalnie będą udawać, że deszcz pada. Wszystko zostanie po staremu.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)