Byłam ostatnio świadkiem ciekawej wymiany myśli.
"Czy mamy chore społeczeństwo?" – zapytał Grzegorz Kołodko Jacka Żakowskiego.
Kołodko, z właściwą sobie arogancją lekceważąc to, czego oczekuje się od przedstawicieli elit intelektualnych w erze „bezprzykładnego ataku na wolność i demokrację”, ciągle urządza konferencje, na których nie mówi się o PiSie, a przynajmniej nie wyłącznie.
Na ostatniej – zatytułowanej „Program dla Polski: gospodarka – społeczeństwo – państwo” do występu w poszczególnych panelach zaprosił, poza naukowcami, po jednym dziennikarzu. W tym Żakowskiego właśnie.
Nic tak nie jednoczy jak wspólne poczucie wyższości
Społeczeństwo jest całkiem w porządku, problemem są elity. Poziom elit politycznych jest dramatyczny. Ludzie nigdzie tak głupio nie gadają, jak gada się w Sejmie...
– odparował z właściwą sobie swadą red. Żakowski i wszyscy pokiwali głowami z zadowolonym uśmiechem, albowiem wiadomo, że nic tak nie jednoczy jak wspólne poczucie wyższości.

Ten konsensus pogardy popsuł prof. Maciej Gdula, który właśnie przeniósł się z kategorii zawodów najbardziej prestiżowych (pracownik naukowy – 82 proc. deklaracji dużego szacunku) do najmniej (poseł na Sejm – 32 proc., działacz partyjny – 20 proc.). Gdula dość bezczelnie stwierdził, że politycy – których ostatnio poznaje w wielkiej liczbie, jako świeżo wybrany poseł – nie są w swej masie gorsi niż ludzie świata nauki czy biznesu, którzy wszak „nie pomijają żadnej okazji, żeby politykom przywalić”. Członkowie klasy politycznej stali się „ludźmi do bicia” dla przedstawicieli elit biznesowych czy naukowych, i stąd ich fatalne notowania – stwierdził Gdula.
I jest to zauważenie niewątpliwie trafne – ale też niekompletne.
Albowiem tymi, którzy są odpowiedzialni za tragiczny – i nierzadko niesprawiedliwy – wizerunek polityków są, jako żywo, dziennikarze.
Dlaczego znakomity publicysta i przenikliwy analityk, jakim niewątpliwie jest Jacek Żakowski, podczas konferencji naukowej na wyższej uczelni, pozwala sobie na tak prostacko populistyczny tekst? Mówiąc, że lud jest znakomity, tylko elity ohydne, Żakowski wpisuje się wprost doskonale w retorykę PiS-u, którym tak głęboko pogardza.
Jest umiarkowanie świetnie
Z jednej strony – społeczeństwo polskie wcale nie jest „w porządku”, Polacy nieodmiennie wysoko lokują się na skali prawicowego autorytaryzmu, wykazują wysoki poziom narodowego narcyzmu, pieczołowicie pielęgnują wrogie stereotypy wobec przedstawicieli innych grup. Są homofobami: 79 procent Polaków uważa, że homoseksualizm jest „odstępstwem od normy”, z czego 24 proc. – że „nie wolno go tolerować”. Są islamofobami: 59 proc. popiera stwierdzenie, że „muzułmanie i ich religia są tak różni od nas, że nie powinni mieć dostępu do wszystkich stanowisk w społeczeństwie”. Są otwarcie wrodzy wobec Romów: 74 proc. uważa, że „to dobrze, że istnieją miejsca, do których Romowie nie mają wstępu”; a 75 proc., że „rosnąca populacja Romów zagraża bezpieczeństwu naszego społeczeństwa”.Nie bez znaczenia są także inne wskaźniki, które red. Żakowskiego powinny, jak sądzę, obchodzić: na przykład fakt, że 63 proc. Polaków nie przeczytało w zeszłym roku ani jednej książki. Generalnie rzecz biorąc, jest umiarkowanie świetnie.
Z drugiej strony – od przedstawiciela otwartego, postępowego dziennikarstwa oczekiwałabym autokrytycznej refleksji na temat naszej, dziennikarskiej, odpowiedzialności za jakość politycznej debaty, która warunkuje opinię o klasie politycznej.
„Opinia została wywindowana do rangi najskuteczniejszego narzędzia publicznej rozmowy”, stała się „ostateczną miarą społecznej komunikacji”, gdyż każdy uważa, że „wyrażenie siebie” jest jego najwyższym prawem i nikt nie próbuje nawet zrekonstruować i zrozumieć tego, co mówi druga strona. W ten sposób wszelki dialog zamienia się w dwa wrogie monologi. I to jest – zdaniem większości mediów – sposób na atrakcyjny program, który przykuje uwagę widzów.
Programy informacyjne mają kształt reklamy proszku do prania
Programy informacyjne mają kształt reklamy proszku do prania czy środka na zatwardzenie, z ciągłym powtarzaniem tej samej frazy w celu utrwalenia jej w pamięci odbiorcy. Politycy, którzy mają pomysł, żeby poważniej analizować temat i przedstawiać bardziej zniuansowane opinie, popełniają polityczne samobójstwo, albowiem nikt ich nie zaprasza i nikt ich nie pokazuje.
„Infotainment”
Na to dodatkowo nakłada się potworne zjawisko, w USA zwane „infotainment”. To bękart zrodzony z nieszczęśliwego związku informacji i rozrywki („information” i „entertainment”), inaczej zwany „miękkimi newsami”.Według definicji Thomasa E. Pattersona, politologa i medioznawcy z Harvardu, jednego z najważniejszych krytyków tego „gatunku dziennikarskiego”, to „programy informacyjne, eksponujące wypadki i wydarzenia, które nie mają większego wpływu na sprawy publiczne i są wybrane tylko z względu na swój potencjał szokowania bądź bawienia widzów”.
Programy, które powinny dawać odbiorcom wiedzę o świecie i instrumentarium do tego, aby – jako wyborcy – podejmowali racjonalne wybory, zaśmiecane są materiałami o zerowej wartości informacyjnej, co pozostawia im wybór między odmóżdżającą papką a izolacją.
Jak niedawno napisał Jerzy Urban: „Obejrzyjmy «Fakty», ale tylko do dziecka z rakiem” – z tym, że to co jest przed „dzieckiem z rakiem” nie jest o wiele lepsze. Cała klasa dziennikarzy politycznych i informacyjnych jest współodpowiedzialna nie tylko za wizerunek polityków – a co za tym idzie, polityki – w oczach wyborców, a także za poziom ich zorientowania i oczekiwań.
To taka refleksja dla uczczenia Światowego Dnia Podłości.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)