Zajrzyjmy do słownika
Trzeba zacząć od tego, że termin „oligarchia” jest dziś błędnie używany jako synonim „plutokracji”, a więc „rządy nielicznych” mylone są z „rządami bogatych”. Jest to zapewne zabieg celowy, bo o ile ten pierwszy termin jest powszechnie kojarzony, o tyle drugi kojarzy się raczej z sympatycznym pieskiem z bajek Dinseya. Rosję w każdym razie zohydza się w oczach Europejczyków przedstawiając ją, a to jako „oligarchię”, a to „dyktaturę Putina”, a przecież to logiczna sprzeczność!
A teraz do własnej kuchni
Spróbujmy jednak wpisać się w wyznaczone przez Zachód standardy i ocenić pod tym względem państwa wiodące w tej jakże wspaniałej „cywilizacji”. I tak oto w Białym Domu widzimy Donalda Trumpa, miliardera. Człowieka, którego wpływy w polityce datuje się na kilkadziesiąt lat wcześniej. Oportunistę, który kilkukrotnie zmieniał polityczne barwy, ale zawsze był w USA kimś istotnym. W chwili obecnej kieruje państwem będącym podobno modelowym przykładem demokracji. Szybka podróż do Europy i lądujemy we Włoszech, a tam Silvio Berlusconi, już nieco słabszy, ale przecież przez lata osoba nr 1 w polityce Italii, eksponowany również za sterami, bynajmniej się nie chował za czyimiś plecami.O Ukrainie już było, ale przecież nie sposób nie wspomnieć o kraju, w którym definicyjny wręcz oligarcha Petro Poroszenko miał wprowadzać „europejskie standardy”, a inny baron finansjery Igor Kołomojski wypromował kolejnego „europejczyka” Wołodymyra Zeleńskiego. Warto również zajrzeć tuż za naszą południową granicę, gdzie w Czechach ogromne polityczne wpływy posiada Tomio Okamura czy na Słowację gdzie poprzednie wybory prezydenckie zwyciężył Andrej Kiska - „biznesmen z Ameryki”, prezydentem już nie jest, ale właśnie wprowadził do parlamentu kolejną swoją formację, czym przyczynił się w dużym stopniu do utraty władzy przez rządzący od lat i stojący na straży niezależności Słowacji SMER. Trochę w tej Europie za dużo wpływowych oligarchów, jak na chcących uchodzić za wiarygodnych krytyków mniej lub bardziej wyobrażonej oligarchii rosyjskiej.
Rzecz niebywała – w Polsce jak w Rosji?
Dysonans poznawczy wśród rodzimych antyrosyjskich podżegaczy wojennych może wywołać analiza porównawcza Rosji z Polską. Jedyną istotną próbą dojścia do władzy niezależnego „oligarchy” była inicjatywa Janusza Palikota, szybko zresztą straciła one swoje paliwo. Poza tym, choć każdy rząd miał swoich „zamożnych” to jednak ich relacje z władzą były zawsze podrzędne. To Gudzowaty słuchał się liderów SLD (słynne taśmy wbrew pozorom to właśnie potwierdzają), Sobiesiak liderów PO, a Solorz i Rydzyk słuchać się muszą Jarosława Kaczyńskiego. Analogia do relacji Władimira Władimirowicza Putina z rosyjskimi miliarderami nasuwa się sama.Dobrze to czy źle? Z punktu widzenia demokracji, rozumianej jako „rządy ludu” to oczywiście dobrze. W końcu tenże lud daje mandat do władzy prezydentom, a nie miliarderom. Tylko dlaczego gdy mówi się o Rosji to opisuje się to najgorszymi słowami, a na Zachodzie sprawę się przemilcza? Cóż, jak chce się uderzyć to kij się zawsze znajdzie…
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)