O ile w XVII wieku piraci polowali na złoto, to w erze pandemii koronawirusa główną ofiarą „piratów państwowych” są maski medyczne, które nagle okazały się być być może najrzadszym dobrem na świecie.
Współczesna walka o maski medyczne różni się od wypraw korsarzy i piratów z Karaibów tym, że w tamtych czasach państwa, choć popierały swoich „piratów”, nie używały ich do rabowania sojuszników, ale wolały (naturalnie) rabować przeciwników geopolitycznych. Jednak epidemia zmieniła wszystko, a Donald Trump niemal osobiście wprowadził ciekawą innowację do tego starego zawodu: teraz rabowanie sojuszników jest absolutnie normalne, a także patriotyczne – przynajmniej z punktu widzenia Waszyngtonu.
Daniel Drepper, szef niemieckiego oddziału amerykańskiego portalu informacyjnego Buzzfeed, przypomina reakcję niemieckich polityków:
Uważamy to za akt nowoczesnego piractwa. Nie tak powinno się zachowywać w kontaktach z partnerami transatlantyckimi – skarży się Andreas Giesel, szef berlińskiego biura spraw wewnętrznych.
Berlin says that US confiscated 200,000 masks (FFP2 and FFP3) at airport in Bangkok that were ordered for Berlin police. Masks were produced by a 3M factory (US company) in China. City of Berlin says this is "modern piracy" and urges Merkel government to address this with the US. https://t.co/2kXfFCGOHq
— Daniel Drepper (@danieldrepper) April 3, 2020
Burmistrz Berlina uważa, że „jest to nieludzkie i nie do przyjęcia” i domaga się, aby rząd federalny wpłynął na Stany Zjednoczone, „aby Amerykanie zaczęli przestrzegać zasad międzynarodowych”.
Das Handeln des US-Präsidenten ist alles andere als solidarisch und verantwortungsvoll. Es ist unmenschlich und inakzeptabel. Die Bundesregierung muss auch in Zeiten der Corona-Pandemie gegenüber den USA auf der Einhaltung internationaler Regeln bestehen. #Trump #COVIDー19 pic.twitter.com/7WYiPCaduq
— Der Regierende Bürgermeister von Berlin (@RegBerlin) April 3, 2020
Jednak niemieccy urzędnicy mogą pocieszyć się faktem, że Amerykanie zachowują się w ten sposób nie tylko wobec nich, ale w ogóle wobec wszystkich swoich sojuszników. Wśród ofiar są Francja, Kanada i Brazylia, ale najprawdopodobniej nigdy nie dowiemy się o większości tego rodzaju przypadków.
Francuska prasa nazywa tę sytuację „wojną o maski”. Brytyjski „The Guardian” opisuje incydent, w którym Francuzi stracili partię chińskich masek:
Według dwóch francuskich urzędników amerykańscy kupujący wymachujący zwitkami gotówki ukradli partię masek, które już odlatywały z Chin do jednego z obszarów najbardziej dotkniętych przez koronawirusa we Francji. Maski były w samolocie transportowym na lotnisku w Szanghaju, który był gotowy do startu, gdy przybyli amerykańscy nabywcy i zaoferowali trzy razy tyle, ile zapłacili ich francuscy koledzy.
W przypadku Kanady rozwiązanie tego problemu nie było już dżentelmeńskie: zgodnie z montrealskim wydaniem „Journal de Montreal” firma transportowa, która miała dostarczyć maski zamówione dla lokalnego szpitala z Chin, nagle wysłała je do Ohio.
Prawdopodobnie są szanse, że była to „uczciwa pomyłka” i „nieporozumienie”, ale biorąc pod uwagę resztę wiadomości, może się wydawać, że nie jest to pomyłka, ale wynik świadomych wysiłków bardzo konkretnego państwa.
Z jednej strony można podziwiać i oddać hołd amerykańskiej woli zwycięstwa oraz pogardę dla krzyków innych w dążeniu do osiągnięcia ich narodowych interesów (w formie, w jakiej są one rozumiane przez administrację prezydenta USA). Jak powiedział Donald Trump (nie wspominając o piractwie bezpośrednio): „Pilnie potrzebujemy tych produktów do konsumpcji krajowej. I musimy je zdobyć”.
Jest jednak pewien niuans: być może znacznie bardziej produktywnym środkiem byłoby przyspieszone wdrożenie produkcji we własnym kraju i nieco bardziej powściągliwa demonstracja tego, co amerykańscy eksperci nazywają „oświeconym egoizmem”, który nie jest na próżno uważany za ważny element narodowego charakteru politycznego USA. Ale epidemia się skończy, a problemy nie tylko pozostaną, ale nawet wzrosną.Nawet najbardziej zawzięci amerykańscy patrioci i politycy rozumieją, że epidemia jest przełomem. Że jest to pierwszy globalny kryzys, w który świat wszedł w warunkach zmarłej amerykańskiej hegemonii:
„To pierwszy poważny kryzys w świecie postamerykańskim. Nigdzie nie widać Rady Bezpieczeństwa ONZ, G20 jest w rękach księcia Arabii Saudyjskiej, a Biały Dom od wielu lat trąbi, że „przede wszystkim Ameryka” i „każdy z osobna”. Tylko wirus jest zglobalizowany” – stwierdza Karl Bildt, współprzewodniczący wpływowego proamerykańskiego think tanku European Council on Foreign Relations, były premier Szwecji.
This is the first great crisis of the post-American world. The UN Security Council is nowhere to be seen, G20 is in the hands of the Crown Prince of Saudi Arabia and the White House has trumpeted America First and Everyone Alone for years. Only the virus is globalized.
— Carl Bildt (@carlbildt) April 1, 2020
Szwedzki polityk ma rację w tym sensie, że mamy prawdziwie „postamerykański świat”. Ale zglobalizowany jest nie tylko wirus. W samych Włoszech pracują teraz lekarze rosyjscy, chińscy i kubańscy. Pomoc tych, którzy chcą pomóc, jest zglobalizowana, a to tylko jeden przykład. Z drugiej strony na każdym pasie startowym lub na każdym molo, przez które mogą przejść rzadkie maski medyczne, amerykańscy „piraci państwowi” pełnią służbę, a ich praca jest również zglobalizowana. Epidemia pokazała światu zderzenie dwóch niekompatybilnych form globalizacji, a sposób, w jaki histeryzują proamerykańscy politycy na całym świecie wskazuje, że wynik nie jest na korzyść Waszyngtonu.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)