Jak myślicie, co trzeba mieć w głowie, żeby powiedzieć: „Hej, Trzaskowski się nie sprawdził na stanowisku prezydenta Warszawy, to zróbmy go prezydentem Polski”?
Zgoda: triumfalnie wygrywając wybory w stolicy w pierwszej turze Trzaskowski stał się na chwilę uosobieniem pierwszego wymiernego sukcesu antypisu od 2015 roku. Ale to było półtora roku temu – a to w polityce cały wiek. Od tego czasu prezydent Warszawy ma na swoim koncie wpadki potężne – jak awaria kolektora i spalarni odpadów w nieszczęsnej Czajce, miliony litrów ścieków na dobę zrzucane do Wisły – ale także drobne acz irytujące decyzje, takie jak odmowa wyłączenia parkometrów w czasie pandemii.
Heroiczny wysiłek
Po roku jego rządzenia miastem trudno za to wskazać osiągnięcia – czego najlepszym dowodem jest niedawny reportaż w stołecznej „Wyborczej” zatytułowany zwięźle: „Warszawiacy o startowaniu Trzaskowskiego na prezydenta RP: Świetnie prezentuje się z zagranicznymi politykami, to dobry znak”.
Należy docenić heroiczny wysiłek, z jakim red. Zuzanna Bukłaha usiłuje wydobyć ze swojej ulicznej sondy dowody na to, że „większość się cieszy i kibicuje” – a także wybitną etykę dziennikarską, która powstrzymała ją przed wymyśleniem kilku sążnistych cytatów – ale efekt propagandowy reportażyku jest raczej wątpliwy.„Ufam mu i mam wrażenie, że robi w mieście dobrą robotę”; „Młody jest, wykształcony, może i by się nadawał?”; „Tak naprawdę to nie miał szans się jeszcze wykazać”; „Przystojny, nadawałby się”; „Dobrze wypada, rozmawiając z zagranicznymi politykami, jest w tym swobodny, nie ma kompleksów”; „Nie mam mu nic do zarzucenia, a to bardzo dużo”... Trudno uznać to za strzeliste, a także konkretne pochwały.
Nie, że sobie nie radzi, tylko, że się... nie odnalazł w ratuszu
Brak przekonania do platformerskiego prezydenta stolicy pobrzmiewa także we własnych wypowiedziach dziennikarzy z najżyczliwszych PO mediów.
Ostatnio red. Karolina Lewicka z TOK FM ubawiła mnie szczerze stwierdzeniem, iż „prezydenturze Trzaskowskiego w Warszawie od dawna towarzyszą takie głosy... nie, że sobie nie radzi, tylko, że się... nie odnalazł w ratuszu” – co red. Lewicka uznała, odważnie za argument na rzecz jego startu w wyborach na prezydenta RP.
Uczciwie trzeba przyznać, że bilans zarządzania stolicą nie jest w kontekście wyborów na prezydenta Polski nadmiernie istotny.
Warszawa i tak zagłosuje przeciw Dudzie, a mieszkańcy innych miast nieszczególnie troszczą się o dobrostan warszawiaków, toteż to, co nam robi, czy czego nie robi Trzaskowski, reszcie Polski zwisa kalafiorem. Jest to wszakże miecz obosieczny: niechęć do „stolycy” i jej mieszkańców jest w Polsce dość powszechna, bycie prezydentem Warszawy nie budzi sympatii ani w Krakowie, ani w Swornychgaciach. Wprawdzie Lech Kaczyński wykatapultował się z warszawskiego ratusza do dużego pałacu, ale przecież wszyscy wiedzieli, że jest z Sopotu... Ultrawarszawski warszawiak jakim jest Trzaskowski – który wyznawał w kampanii, że poza stolicą zna jeszcze Rembertów, bo miał tam dziewczynę – ma znacznie większe szanse na zebranie owoców warszawkofobii.I nawet jeśli przejdziemy nad tym do porządku dziennego, uznając, że triumf w Warszawie ma wymiar symboliczny – coś jak tytuł króla strzelców opozycji – to jest to tytuł z poprzedniego sezonu.
Grodzki jest modny
Nową gwiazdą, przebojem politycznego sezonu 19/20 jest oczywiście Tomasz Grodzki. Grodzki jest modny, Grodzki jest nowością, jest profesorem medycyny i jest jedynym facetem spoza obozu Kaczyńskiego mogącym wygłosić orędzie, które będzie musiała pokazać telewizja publiczna. Zostając marszałkiem senatu, 3 osobą w państwie, najwyżej usadowionym w precedencji przedstawicielem opozycji, nie tylko zdetronizował Trzaskowskiego na fotelu króla strzelców, ale także wyparł go ze zbiorowej świadomości antyPiSu. Zaufanie do Grodzkiego wzrosło w ciągu pół roku nieomal trzykrotnie – z 13 do 32 procent (według cyklicznego badania Ibris dla Onetu) i z kręgów PO wyprzedza go już tylko Tusk.
Zaufanie do Grodzkiego rośnie – dodamy – mimo powracających od listopada opowieści o tym, że brał w łapę jako lekarz. Mam wrażenie, że tego typu zarzuty są mniej szkodliwe, niż logicznie powinny: wszyscy, którzy pamiętają Polskę sprzed roku 2000, czy nawet 2010 wiedzą, że lekarze brali. Zarabiali marnie, z czegoś musieli żyć... Taki kraj.Z drugiej strony – miejska plotka głosi, że PiS szykuje kompromaty, które mają „uszkodzić nieodwracalnie kandydata Platformy”, jak napisał na twitterze Jacek Nizinkiewicz z „Rzeczpospolitej”. Inni uzupełniają, że chodzi o niejakiego Michała Dziębę, który ma ponoć rozpowszechniać informacje, że jako europoseł Trzaskowski ćpał i chędożył stażystkę. Uczciwie powiedziawszy, jeśli to wszystko, co PiS ma w zanadrzu – to Trzaskowski nie ma się czego obawiać. To, że młody mężczyzna zabawił się w delegacji, nie ma, jak się zdaje, potencjału do wprawienia wyborców – zwłaszcza zamożniejszych, lepiej wykształconych, z dużych miast – w stan histerii.
Jednak, takie doniesienia, jeśli się pojawią, podkreślą dodatkowo pewnie rys, powiedzmy, szczeniactwa, który prezydenta Warszawy wyróżnia.
Facet jest młody (czytaj przez 50.), niedogolony i ma żel we włosach, a do tego po roku znudził się rządzeniem Warszawą. Marszałek senatu – z drugiej strony – nie jest, umówmy się, orłem intelektu, ma w sobie jednak pewien prezydencki gravitas. Mówi ze stosownym namaszczeniem, obficie okraszając swe wypowiedzi łaciną, i choć rzadko są to rzeczy głęboko mądre, nigdy nie są aż tak niemądre, jak „spieszcie się państwo z TVP Info zadawać pytania, bo niewiele już tygodni zostało” – którą to groźbą Rafał Trzaskowski na starcie kampanii przywitał publiczne media, opatrując ją dodatkowo kompletnie bezsensownym uśmiechem.
Odpowiedź zgoła kozacka
O ewentualnym zwycięstwie kandydata opozycji w II turze wyborów prezydenckich zdecydują głosy wyborców wahających się, ludzi ze skłonnością do symetryzmu, którzy nie żywią do PiS nienawiści – tych nienawidzących przeciwnik Dudy ma jak w banku – ale chcieliby pewnej równowagi, ograniczenia jedynowładztwa prezesa. Marszałek Grodzki, ze swoimi nieustającymi wezwaniami do dialogu i baśniami o „Polsce jako wspólnym domu” może takich ludzi przekonać. Trzaskowski, zapowiadający likwidację mediów publicznych jest jego antytezą.
Przecieki z obozu PO wskazują, że o wyborze Trzaskowskiego zdecydował zamówiony przez Platformę tajny sondaż, który dawał mu 18 procent, podczas gdy Grodzki (a także Sikorski) mieli po 11. (30 proc. miał w tym sondażu Tusk, który stanowczo odmówił kandydowania).
Jeśli te doniesienia są prawdziwe – jeśli kierownictwo Platformy rzeczywiście podjęło tę decyzję kierując się wynikami jednego sondażu – to jest to doprawdy godny podziwu wyraz zaufania do socjologii. Tylko w ciągu ostatniego miesiąca, Andrzej Duda odnotował notowania wahające się od 43 do 65 procent, Hołownia – od 7 do 20, a Kosiniak-Kamysz od 6 do 16. Inaczej mówiąc – sondaże nie są wyrocznią.
Budka zdaje się iść w ślady Tuska
Dodatkowym argumentem za Grodzkim, a przeciw Trzaskowskiemu były ewentualne konsekwencje wygranej. Odejście Trzaskowskiego z Warszawy oznacza wprowadzenie do stolicy pisowskiego komisarza.
W teorii przejściowo: ustawa stanowi, że jeśli do wyborów zostało więcej niż 12 miesięcy, należy przeprowadzić wybory uzupełniające – ale przecież ustawę można zmienić, o czym przekonaliśmy się w ostatnim pięcioleciu wielokrotnie. Opróżnienie fotela marszałka senatu jest znacznie mniej groźne: następca senatora Grodzkiego wybrany zostanie w okręgu, w którym PO wygrywa od 15 lat, a poza tym anty-PiS ma w senacie przewagę 3 mandatów, więc jest jakiś margines bezpieczeństwa.Szczerze powiedziawszy, mam kłopot z uwierzeniem, że Borys Budka tego wszystkiego nie wie – niezależnie od tego, co myślimy o Borysie Budce. Czemu zatem mając do dyspozycji Grodzkiego, postawił na Trzaskowskiego?
Zaryzykuję stwierdzenie, że wygranie wyborów nie jest celem lidera PO w tej kampanii.
Trzaskowski ma odnowić wizerunek Platformy jako głównej siły opozycji – co oczywiście przełoży się na pozycję Budki w Platformie, bo jak dotąd sondaże nie były dla niego łaskawe. Ma przywrócić jej bojowe oblicze, które dobrze organizowało zażarcie antypisowskich wyborców. Co prawda tych zażartych nigdy nie starczało na pokonanie władzy – ale przynajmniej pozwalało to pokonać konkurentów na opozycji.
Z drugiej strony, Budka zdaje się iść w ślady Donalda Tuska, który ciął równo przy glebie, żeby mu jakiś konkurent w partii przypadkiem nie wyrósł na niebezpieczną wysokość. Tomasz Grodzki, gdyby przegrał po dobrej i wyrównanej walce, umocniłby swoją pozycję bardzo wyraźnie, a ani ambicji, ani ego mu nie brakuje. Lider o charyzmie Budki nie bardzo może sobie pozwolić na tego typu konkurencję.
Ale te wszystkie rozważania są dziś guzik warte. Partia podjęła decyzję. Naród z partią.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)