W sondażu, przeprowadzonym na początku czerwca przez IBRiS, pierwsze miejsce zajęła Jolanta Kwaśniewska, która wyprowadziła się z Pałacu 15 lat temu; druga była Agata Kornhauser-Duda. Trudno wyobrazić sobie dwa bardziej kontrastowe wizerunki: nieschodząca z pierwszych stron kolorowych magazynów Kwaśniewska, do której nader często zwracano się „Pani Prezydent”, bo „prezydentowa” brzmiało nie dość władczo – i totalnie nieobecna Kornhauser, odpowiadająca milczeniem na wszelkie wezwania dla zabrania głosu w jakiejkolwiek sprawie.
Agata Kornhauser-Duda rozmawiała dziś z podopiecznymi warszawskiej Fundacji DOM.
— Kancelaria Prezydenta (@prezydentpl) June 18, 2020
➡️ https://t.co/aGBexGyQKn pic.twitter.com/xGBVfwa099
Polacy ją polubili
Seksizm tego stwierdzenia jest oczywisty – ale to nie mój seksizm, tylko polskiej opinii publicznej. Osobiście uważam, że najciekawszą osobą na stanowisku żony prezydenta III RP była Maria Kaczyńska, która przez parę lat nienatrętnej obecności w życiu politycznym z obiektu chamskich dowcipów („A panią czym truli” – miał ją zapytać oszpecony dioksyną Wiktor Juszczenko) stała się jedyną postacią kaczyzmu, o której dobrze mówili wszyscy z wyjątkiem ojca dyrektora.

Można nawet odnieść wrażenie, że brak urody udało jej się przekształcić w atut: kiedy Rydzyk nazwał ją „czarownicą, która powinna się poddać eutanazji” – oburzenie było tym większe, że usłyszano w tym chamską aluzję do wyglądu prezydentowej, którą większość Polaków, po początkowych złośliwościach, zdążyła już polubić.
Wśród kandydatek na pierwszą damę wyróżnia się... jeden
W roku 2020, wśród kandydatek na pierwszą damę nie ma nikogo takiego jak Maria Kaczyńska czy Anna Komorowska. Nie ma nikogo, kto byłby nieładny, za gruby, przy mężu... Jeśli przyjrzeć się parom tzw. głównych kandydatów, to wyróżnia się jedynie Krzysztof Śmiszek – i to w zasadzie tylko tym, że jest mężczyzną. Wszyscy są urodziwi, zadbani, szczupli. Poza żoną urzędującego prezydenta – która zrezygnowała z pracy germanistki i stała się „niewidoczną prezydentową” – partnerzy życiowi kandydatów mają zawód, własną karierę i poglądy, których przed nikim nie ukrywają.

Oczywiście znamy poglądy Krzysztofa Śmiszka, który jest od lat działaczem społecznym, a ostatnio jednym z posłów lewicy, którzy najczęściej zabierają głos we wszystkich możliwych sprawach. Może nawet za często – nie wygląda najlepiej, kiedy kandydat jest chwalony głównie przez swojego współmałżonka – ale z drugiej strony, Śmiszek jest inteligentnym, elokwentnym facetem, prawnikiem z doktoratem na UW, a jego otwarta obecność w kampanii odrobinę ratuje twarz Polski w Europie.
Otwartość w krytykowaniu Kościoła – czy nie zaszkodzi kandydatowi PO?
Postępowe poglądy – i stosunek do życia – mają także żony innych antypisowskich kandydatów. Małgorzata Trzaskowska skończyła ekonomię, pracowała w reklamie, a potem w stołecznym ratuszu, skąd odeszła po tym, jak jej mąż został prezydentem. Ma stanowcze opinie nie tylko na temat władzy, ale też i Kościoła – i wyraża je w bardzo bezpośredni sposób: „PiS próbuje z pomocą Kościoła zmienić szkołę tak, żeby kształtować konkretnie sformatowanych wyborców, a nie niezależnych, zdolnych do samodzielnej refleksji obywateli” – mówiła w wywiadzie przed wyborami samorządowymi, w których jej mąż kandydował na prezydenta Warszawy.

Niewykluczone, że jej otwartość w krytykowaniu instytucji i funkcjonariuszy Kościoła – „Kościół nie zdał egzaminu, gdy PiS atakował sądy czy prawa kobiet; dlatego nie wysłałam Stasia na komunię i nasze dzieci nie chodzą już na religię” – jest dziś dla kandydata PO cokolwiek niewygodna. Otwarty antyklerykalizm dobrze sprzedaje się w dużych miastach, ale żeby zostać prezydentem Polski trzeba zdobyć także głosy wsi i prowincji.
Dentystka z mnóstwem pomysłów na prezydenturę
Paulina Kosiniak-Kamysz, z zawodu dentystka, przyznaje nie bez dumy, iż mąż uważa ją za „lewaczkę”. Działa w Fundacji Wiewiórki Julii, lecząc zęby chorym dzieciom, klinice Budzik, lecząc zęby dzieciom w śpiączce, lata do Erywania, żeby leczyć zęby armeńskim dzieciom z domu dziecka. Ma mnóstwo pomysłów na prezydenturę – można odnieść wrażenie, że bardziej na swoją, niż męża: powoła Polską Fundację Zdrowia, założy gabinety stomatologiczne we wszystkich szkołach, będzie walczyć ze smogiem, „krzyczeć o kobietach, słabszych, niepełnosprawnych”.
Jej blond uroda członkini zespołu ludowej pieśni i tańca, a także cokolwiek ludyczne wystąpienia z serii „Tygrys jest nadal rozgrzany do walki” nieco kontrastują z powściągliwym, inteligenckim wizerunkiem jej męża – ale z drugiej strony zapewne nie szkodzą mu w oczach ludowego elektoratu.

Ludzie lubią historie miłosne, a ta jest jak z obrazka: mężczyzna po przejściach, ślub wziął raptem rok temu, ma już jedno dziecko, drugie w drodze, a w Pałacu prezydenckim może zrobi i trzecie, bo „jeśli zaplanujemy powiększenie rodziny to Pałac Prezydencki nam w tym absolutnie nie przeszkodzi”.
Nie jest wcieleniem matki Polki
Z drugiej strony barykady mamy Karinę Bosak, świeżutką małżonkę Krzysztofa Bosaka. Karina ma stosowne do Konfederacji poglądy – „macierzyństwo jest głęboko zakorzenione w naturze kobiet”, feministki żądające legalizacji aborcji „działają wbrew interesowi kobiet”, bo prawo do przerywana ciąży oznacza, że kobiety „pozwalają się wykorzystywać mężczyznom bez ograniczeń”, tymczasem kobieta „potrzebuje czuć się kochana i bezpieczna, a nie obawiać się, że jak tylko zajdzie w nieplanowaną ciążę, to zostanie porzucona”, a to gwarantuje tylko małżeństwo: jak ktoś się ożeni, to znaczy, że „chce się zobowiązać, że chce się nią opiekować i o nią dbać”...
A jej małżonek, który chce wpisać do konstytucji „jasne wskazanie, jakie są podstawowe cele małżeństwa: wspólne pożycie, posiadanie i wychowywanie dzieci oraz prowadzenie wspólnego gospodarstwa domowego” – ożenił się ze swoją wybranką mając lat 38, u zarania kampanii wyborczej, choć dobry Polak-katolik w tym wieku powinien mieć 20 lat stażu małżeńskiego i z piątkę dzieci.
Pilot myśliwców: czy będzie „pracującą pierwszą obywatelką RP”?
Jednak wszystkie te kandydatki na pierwszą damę zdają się dość zwyczajne przy żonie Szymona Hołowni, która jest ni mniej, ni więcej tylko: jedną z czterech kobiet w polskiej armii, które latają na samolotach odrzutowych.
Porucznik Urszula Brzezińska-Hołownia jest wśród partnerek kandydatów w tych wyborach najbliżej tego, co Amerykanie określają cokolwiek uprzedmiotowiającym terminem „trophy wife”. Telewizyjny celebryta poznał swoją śliczną, zgrabną, młodszą o 11 lat żonę, kiedy jako juror „Mam talent” nagrywał program na wojskowym lotnisku w Mińsku Mazowieckim i zobaczył nazwisko kobiety pilota na rozpisce lotów, po czym wyhaczył ją na Facebooku.Mają małą córeczkę i po partnersku dzielą się obowiązkami domowymi tak, aby żadnemu z nich nie przeszkadzało to w karierze. Szymon chciałaby, żeby jego żona była „pracującą pierwszą obywatelką RP”. Urszula nie podziela przywiązania męża do Kościoła, nie chodzi z nim na msze i jest za związkami partnerskimi, choć niekoniecznie małżeństwami, bo „nie zna osób tej samej płci, które planowałyby małżeństwo”, acz zdaje sobie sprawę, iż „pokolenie jej córki będzie to już postrzegało inaczej”.
Gdyby Hołownia został prezydentem, pierwsza dama RP z całą pewnością byłaby źródłem ekscytacji międzynarodowych mediów – choć pewnie nie aż takim, jak Krzysztof Śmiszek. Polska bardziej kojarzy się z żołnierzem, choćby w spódnicy, niż z parą gejów u władzy.
I to tylko jeden z wielu powodów, dla których zagłosuję na Roberta Biedronia.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)