Np. ile tym razem zapłacimy za przejaw amerykańskiej przyjaźni?
Bo – jak trafnie i bezprecedensowo zauważył marszałek Grodzki, słysząc o zaplanowanej na 24 czerwca randce obu prezydentów – „co prezydent Duda pojedzie do Ameryki, to kosztuje to nas wszystkich, podatników, sporo pieniędzy”.
Marszałek Grodzki nie dodaje wprawdzie, że Polacy płacili, finansowo i moralnie, za każde miłosne zbliżenie z amerykańskim przywódcą, niezależnie od tego, kto był przy władzy i tam, i tu. W znakomitej książce Roberta Harrisa „The Ghost” (na jej podstawie Polański nakręcił film, w Polsce pokazywany pod głupawym tytułem „Autor Widmo”) krytyczny wobec USA były brytyjski sekretarz spraw zagranicznych proponuje głównemu bohaterowi, żeby spróbował „wskazać jedną decyzję podjętą przez premiera, która nie byłaby w interesie Stanów Zjednoczonych Ameryki”.
W książce chodzi o konkretnego premiera – wzorowanego na Tonym Blairze – ale niestety, jest to zauważenie uniwersalnie prawdziwe w odniesieniu do wszystkich głów państwa i szefów rządów III RP. Cytując Najdera, cytującego Giedroycia: „cielęcy proamerykanizm” łączył polską klasę polityczną ponad podziałami, choć najbardziej kosztowny był (co wspominam z głębokim bólem) w czasach Millera i Kwaśniewskiego.Jeśli zatem dziś polscy politycy, a także komentatorzy, zdobywają się na to, żeby mówić źle o jakimkolwiek aspekcie „przyjaźni polsko-amerykańskiej” – to jest to krok w dobrym kierunku. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, jak nieprawdopodobnie niebezpieczna może być ta zabawa z zapałkami.
Skorzystać na antyniemieckiej decyzji Trumpa
Podobną optykę zaprezentował red. Marek Świerczyński w „Polityce”: „Polskie władze były wstrzemięźliwe z oficjalnymi komentarzami, ale zakulisowo prowadziły intensywną kampanię, by na antyniemieckiej decyzji Trumpa skorzystać. Rywale z opozycji powinni zapewnić o wsparciu dla większej obecności wojsk USA i rozliczać prezydenta z innych obietnic obronnych”...
Serio? „Wiadomo”, że „chcielibyśmy” „skorzystać”?
Czy stacjonowanie żołnierzy USA w Polsce będzie źródłem dumy i wdzięczności całego narodu?
Osobiście wychowywałam się w kraju, w którym stacjonowała bratnia armia, i – wbrew oficjalnym deklaracjom władz – nie było to źródłem dumy i wdzięczności całego narodu. Co zresztą do dziś znajduje odbicie w badaniach opinii społecznej. W przeprowadzonym latem zeszłego roku sondażu SW Research „Rzeczpospolitej” z pytaniem „Czy poparłaby/poparłby Pani/Pan decyzję o przeniesieniu żołnierzy USA stacjonujących w Niemczech do Polski?” w ogólnej populacji zwolennicy przeważali wprawdzie nad przeciwnikami (44 do 31,5 proc.) – ale wśród osób pięćdziesięcioletnich i starszych proporcja ta się odwracała: 44 procent było przeciw, 36 – za. A było to pytanie postawione w taki sposób, żeby nikogo nie zniechęcić – bez wdawania się w szczegóły na temat warunków, na których mielibyśmy tych wspaniałych gości podejmować.We wcześniejszym badaniu (IBRiS dla „Rz”, z października 2018), Polacy z pozoru entuzjastycznie odnosili się do konceptu „Fort Trump” (57 do 24 proc.), ale kiedy zapytano ich, czy są gotowi za to zapłacić te dwie duże bańki papieru, które Duda Trumpowi obiecał – to nastrój zmieniał się gwałtownie. Na tak było 33 procent, na nie – 38.
Amerykańscy wojskowi mają podlegać polskiemu prawu – ale nie na serio
Władze Rzeczypospolitej Polskiej uwzględnią takie wnioski, z wyjątkiem przypadków o szczególnym znaczeniu dla Rzeczypospolitej Polskiej.
Przesadzam?
Żaden ze sprawców nie stanął przed polskim sądem
Nie przesadzam. 12 marca 2006 roku nieopodal Mahmudiyah w Iraku amerykańscy żołnierze, stacjonujący tam w ramach „Operacji Iracka Wolność” – Paul Cortez, James Barker, Jesse Spielman, Brian Howard i Steven Green – zgwałcili i zamordowali 14-letnią Irakijkę Abeer Qassim Hamza, po czym podpalili jej zwłoki. Zamordowali także jej matkę, ojca i sześcioletnią siostrę. Byli sądzeniu w USA, żaden nie dostał kary śmierci, za to dwóch dostało szansę na warunkowe zwolnienie za dobre sprawowanie: po 10 i 20 latach.
Czy w Pałacu Prezydenckim będzie już inny lokator?
Z tego punktu widzenia zapewne nie ma znaczenia, czy ceną za wyżebranie kilku tysięcy dodatkowych żołnierzy amerykańskich będzie – jak niektórzy sugerują – formalna zgoda na ich całkowitą bezkarność, skoro faktyczną już mają. Znacznie bardziej niepokojące są inne wieści: te, że jedną z rzeczy, którą Duda może przywieźć ze sobą z Waszyngtonu, jest amerykańska broń atomowa, której chcą się pozbyć Niemcy. „Jeśli Niemcy chcą zmniejszyć potencjał nuklearny i osłabić NATO, to być może Polska – która rzetelnie wywiązuje się ze swoich zobowiązań, rozumie ryzyka i leży na wschodniej flance NATO – mogłaby przyjąć ten potencjał u siebie” – w maju ogłosiła na twitterze ambasador Mosbacher.Wg. sondaż zrobionego parę lat temu przez SW Research dla „Newsweeka”, 26 procent Polaków chciało broni atomowej. 50 procent było przeciw. Można zatem mieć nadzieję, że jeśli Duda rzeczywiście dostanie od Trumpa „obietnicę” broni atomowej – kiedy przyjdzie do podpisywania umowy, w Pałacu Prezydenckim będzie już inny lokator.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)