Jestem „chodzącą historią”, siostrzenicą bohatera tamtych czasów – Tadeusza Jeziorowskiego, młodszego brata mamy. Wówczas 12-letniego harcerza, który wsławił się obroną Płocka w wojnie polsko-bolszewickiej.
Staram się na historię patrzeć z dużym dystansem i na ile potrafię – obiektywnie, co nie zawsze jest łatwe, zwłaszcza, gdy dotyczy ona bezpośrednio rodziny. Nie można jednak patrzeć na polską historię przez pryzmat krewnych, czy też przez pryzmat Polski XXI wieku. By dawne czasy zrozumieć, trzeba na historię spoglądać w oparciu o fakty – oczami ludzi tamtych czasów, ich emocjami, ich wiedzą. Inaczej się nie da.
To było nieuniknione
Po zakończeniu I wojny światowe, wojska niemieckie wycofały się z obszarów mających wejść w skład przyszłego państwa polskiego i Rosji. W powstałą próżnię weszły oddziały polskie i rosyjskie, posuwające się ku sobie, jedne szły na wschód (polskie) drugie na zachód (rosyjskie). Ich spotkanie na bezkresnych terenach pogranicza, zwanych Kresami, było nie do uniknięcia.Do pierwszego starcia doszło pod Berezą Kartuską 14 lutego 1919 r. Rosjanie zajęci wojną domową, niewiele zdziałali przeciwko polskiej ekspansji na wschód. Ale gdy polskie oddziały przesuwały się dalej, dla władzy radzieckiej stało się jasne, że Piłsudskiemu, który stał na czele państwa i wojska, chodzi o przywrócenie granic Polski przedrozbiorowej. Dwa miesiące później Polacy zajęli Wilno, a w sierpniu – Mińsk.
Polski marsz na wschód zaniepokoił aliantów, próbujących negocjować w Wersalu przyszły kształt Europy i patrzących sceptycznie na pomysł samodzielnego powrotu Polski do dawnej świetności.
Tymczasem Józef Piłsudski, postawił przed sobą cel, a właściwie ideę, utworzenia federacji państw Europy Środkowej, jako gwaranta zapewnienia im zbiorowego bezpieczeństwa wobec zagrożeń, jakie jego zdaniem, szły przede wszystkim ze strony Rosji oraz w mniejszym stopniu – Niemiec.
Konszachty z Ukrainą
Nocą z 7 na 8 maja 1920 r. polskie wojska wkroczyły do Kijowa. Kilka dni wcześniej, Piłsudski wydał „Odezwę do wszystkich mieszkańców Ukrainy”, w której zapewniał, że polscy żołnierze wkroczyli na ich ziemie, by uwolnić je od obcych najeźdźców, i pozostaną na Ukrainie do czasu powołania „prawego ukraińskiego rządu”.
Cud nad Wisłą
Na polskie poczynania Rosjanie patrzyli z zgrozą. Odbierali je jako zagrożenie dla porewolucyjnej Rosji. Latem 1920 r. zdecydowali się na dwa kontruderzenia. Były na tyle udane, że 10 czerwca wojsko polskie wycofało się z Kijowa, a w sierpniu zArmia Czerwona znalazła się na przedpolach Warszawy.
Józef Piłsudski, któremu często przypisywany jest wynik bitwy warszawskiej, bagatelizował sukces wojenny, nazywając bitwę – „bijatyką”.
W polskiej mentalności – zwycięstwo nad bezbożnymi bolszewikami, zagrażającymi katolickiej Polsce, odniesione w święto Wniebowstąpienia Najświętszej Marii Panny (15 sierpnia), było widomym znakiem Boskiej interwencji, zakodowanym, jako – „Cud nad Wisłą”. Termin ten stał się zresztą ulubioną maksymą, używaną przez ówczesnych polityków prawicy niechętnych Piłsudskiemu.
Jedno jest pewne – zwycięstwo w bitwie warszawskiej wzmocniło niepodległość kraju, który rozpoczął proces scalania porozbiorowej państwowości, i przez ponad dekadę wywierało decydujący wpływ na kształtowanie się polskiej myśli wojskowej.
Ocena wschodniej kampanii Piłsudskiego
Co ciekawe, opierając się na uwagach Paderewskiego, Francuzi uznali, że Piłsudski jest „złym duchem” Polski. Doszli też do wniosku, że sukces bitwy warszawskiej Polacy zawdzięczają... nieudolności Armii Czerwonej.
Polakom pomógł Stalin
To prawda. O szali zwycięstwa zdecydował Józef Stalin, będący wówczas członkiem rady wojskowo-rewolucyjnej Frontu Południowo-Zachodniego, jednego z dwóch frontów oskrzydlających Warszawę. Odmówił wykonania rozkazu dowódcy Armii Czerwonej – Siergieja Kamieniewa, dot. wysłania słynnej konnicy dowodzonej przez Siemiona Budionnego na pomoc słabnącemu w rejonie Warszawy Frontowi Zachodniemu. Niesubordynacja Stalina pozwoliła Polakom uderzyć w lukę między dwoma rosyjskim frontami, przekształcić uderzenie w ofensywę i odeprzeć bolszewików.
Latem 1920 r., gdy bolszewicy zagrozili Warszawie, również Brytyjczycy stali się krytyczni w ocenie polskiej kampanii, zwłaszcza w kwestii nadmiernego zaufania do Piłsudskiego. Cała aliancka grupa zgodnie utrzymywała, że polscy oficerowie są „przerażająco kiepscy”, a w otoczeniu Piłsudskiego dominują „najgorszego rodzaju” dawni oficerowi armii austriackiej.
Nie najważniejsze są tu jednak przyczyny marszu Armii Czerwonej aż pod Warszawę. Nawet sam pomysł imperialnej ofensywy wschodniej Piłsudskiego. Teraz po 100 latach nie ma to wielkiego znaczenia.
Po podpisaniu Traktatu Ryskiego skończyła się polsko-ukraińska miłość. Polska przestała uznawać Ukraińską Republikę Ludową Petlury. Ok. 15 tysięcy ukraińskich żołnierzy internowano w kilku obozach w Polsce.
Wujek w ratuszu
W pamięci współczesnych Polaków nie ma dogłębnej analizy wojny polsko-bolszewickiej. Jest duma ze zwycięstwa nad bolszewikami, znienawidzonymi „Ruskimi”. Mniej się zauważa, że jest to jedno z nielicznych zwycięstw w naszej historii. Utrwalające notabene granice Polski międzywojennej, będącej dla prawicy, zwłaszcza PiS, punktem odniesienia w polityce historycznej.
Odwiedzając rodzinne strony mamy i jej rodzeństwa, w ub. roku zawitałam do Płocka, miasta, które szczyci się pamięcią o czynach Tadeusza Jeziorowskiego w 1920 r.
Wuj uczył się w płockim gimnazjum im. Małachowskiego i jak każdy nastolatek podczas otoczenia Płocka przez wojska bolszewickie, nie usiedział w domu, pomagał na barykadach obrońcom miasta. Nosił amunicję, ładował broń żołnierzom, a kiedy karabin maszynowy na jednej z ulicznych barykad został bez obsługi, ściągnął go z barykady. Z opowieści babci wynikało, że „Tadzio z kulomiotem Płocka przez bolszewikami bronił”. W 1921 r. został odznaczony przez Józefa Piłsudskiego Krzyżem Walecznych „za męstwo i odwagę w obronie Płocka w wojnie polsko-bolszewickiej”.Współczesny Płock uhonorował wuja nazwaniem szkoły podstawowej im. Braci Jeziorowskich (jego starszy o 8 lat brat Józef, ułan, walczył w tej wojnie m.in. na Kresach i we Lwowie) w ratuszu na półpiętrze wielkim tryptykiem z jego wizerunkiem. IPN dorzucił komiks: „Waleczny Tadzio”.
Nie czuję się jakoś specjalnie wyróżniona przez los wujem bohaterem. Dla mnie bohaterami są wszyscy krewni, którzy brali udział w obronie Polski. Bez względu, na jakim froncie i w jakim charakterze, choć nie zawsze w słusznej sprawie. Po prostu, taka, a nie inna jest nasza polska historia. W wojnie polsko-bolszewickiej jeden wuj prowokował bolszewików, drugi, jego brat – przed nimi bronił. Nikt nie zastanawia się, dlaczego.
Wraz z rodziną jestem częścią tej pokrętnej, czasem absurdalnej polskiej historii, jak wiele innych osób w naszym kraju.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)