W Polsce aż sto miast powiatowych, czyli niemal jedna trzecia, nie ma na swoim terenie transportu kolejowego. Ale od początku fachowcy podnosili bardzo poważne zastrzeżenie: w czasach pandemii samorządy nie będą miały z czego deklarować wkładu własnego. W dodatku to mają być inwestycje o bardzo długim zwrocie kapitału, więc i banki nie będą się palić, aby użyczać kredytów. Zresztą większość biedniejszych powiatów nawet nie ma tzw. zdolności by o taki kredyt się ubiegać.
Marzenia dziewcząt
Start był slaby, przez kilkanaście tygodni (jeszcze do początków sierpnia) złożono raptem kilkanaście wniosków. Ale tuż przed upływem terminu zgłoszeń resort mógł odtrąbić sukces: na stole pojawiło się 71 pomysłów na nowe linie i 25 „punktowych”, czyli budowy dodatkowych mijanek torowych czy rozjazdów. Łącznie chodzi o 2 tysiące kilometrów nowych torów. Jak elegancko ujmuje to resort: o pełnym sukcesie będzie można mówić w roku 2028, gdy uda się zrealizować wszystkie zaakceptowane projekty. Jakie? Powiedzmy od razu: takie, o których marzą lokalne społeczności.
Znamy z przeszłości sytuacje, gdy prywatne firmy rewitalizowały kawałki od lat nieczynnych torów, aby na swoje potrzeby transportować np. kruszywa, cement, piasek do budowy autostrady, linii dość oddalonej od zapomnianego dworca w mieście powiatowym. Okoliczna ludność prosiła księdza, aby pobłogosławił szyny, bo może znów będzie można, jak przed laty, jechać do urzędu pociągiem. Polskie Linie Kolejowe nie były tym zainteresowane. Niedawno w informowaliśmy o poczynaniach wojska odnawiającego zapomniane szlaki dla transportu wagonami swojego ciężkiego sprzętu. Tu ludzie też marzą, że może i ich zabiorą...Najwięcej podań (zwanych projektami, choć to raczej znów marzenia) przysłano ze Śląska – 19, najmniej z Pomorza, Podlasia i Świętokrzyskiego – po dwa. Po prostu na tyle szacują swoje możliwości finansowe. Najdroższy projekt, warty prawie 6 miliardów złotych przysłano z Mazowsza.
Nic dziwnego: od lat ślimaczy się modernizacja połączenia stolicy z Radomiem, a przydałby się jeszcze łącznik Warki (gdzie wszystko się blokuje) z Kozienicami. To dla ludzi pracujących tam, lub dojeżdżających do Warszawy sprawa bardzo nerwowa. Gdzieś trzeba odpocząć, więc przywrócenie pociągów z Warszawy Gdańskiej nad Zalew Zegrzyński dałoby szanse na miłe spędzenie weekendu. Starsi pamiętają, że taka wycieczka przed laty była łatwa i przyjemna...
Wywalić Modlin
Ale Mazowsze ma przechlapane, bo tu rządzą siły nieprzychylne aktualnie panującej władzy. Trudno powiedzieć, czy to tylko głupota czy próba udowodnienia za wszelką cenę: kto tu silniejszy. Dla regionu, przede wszystkim stolicy, najważniejsze jest połączenie kolejowe Centralnego z lotniskiem w Modlinie. Bajka jest stara, podobnie jak obiecanki rozwiązania problemu. Władze samorządowe wystarały się o dotacje europejskie na budowę stosownych torów. Chodzi o pięć kilometrów torów łączących stacje Modlin z lotniskiem. Dodajmy: naprawę torów dawnej linii wojskowej. Dziś kolejowy dojazd do lotniska wspomagającego stołeczne Okęcie jest dość trudny: pół godziny pociągiem, a potem, z walizami, następne pół godziny w zatłoczonym autobusie. Pięć kilometrów...Unia Europejska zadeklarowała dofinansowanie 80 procent budowy łącznika, na który trzeba wydać ponad 120 mln zł. Jeszcze kilka tygodni temu mazowieccy samorządowcy prosili się w Polskich Liniach Kolejowych choćby o przedstawienie przygotowywanej podobno od lat dokumentacji projektowej i rozpoczęcie jakichś symbolicznych prac budowlanych. A tu figa. Marszałek województwa musiał, więc zrezygnować z dotacji unijnych. Bo warunek tych dotacji jest jasny: albo inwestycja jest wykonana w zakładanym terminie, albo zwracacie pieniądze. W wojsku to się nazywa dywersja. W cywilu – polityka. Chodzi przecież o wybudowanie na siłę lotniska w Radomiu, konkurenta Modlina (pomysł polityków PiS), o czym też informowaliśmy.
Pasażerowie skreśleni
Tysiące mieszkańców na prowincji zaczęło wierzyć, że projekt „Kolej Plus” połączy pociągami ludzi z miejscowości powyżej 10 tysięcy obywateli z miastami wojewódzkimi. Obowiązkowo zatrzymującymi się na stacjach, gdzie nie wszystkich stać na własny samochód. Zresztą w kampaniach wyborczych rządzący obiecywali też, że wszędzie będą docierać autobusy, kiedyś zwane pekaesami. Ale nawet po pijaku należy policzyć pieniądze. Rząd założył, że da na ten kolejowy program 5,6 miliarda złotych a samorządy dorzucą niecały miliard.Na czym opierali prognozy – nie wiadomo, ale pachnie sufitem. Bo, dodajmy: po usilnych namowach ministerstwa do uczestnictwa w programie wyszło, że samorządowcy chcieli by torów za... 25 miliardów. Więc rząd przy pomocy Polskich Linii Kolejowych, którymi zawiaduje, będzie decydować, kogo skreślić, a komu dać na otarcie łez. No i podpierać się tezą: my chcieliśmy dobrze, ale samorządy nie chcą płacić na tory...
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)