Warszawa i Budapeszt były gotowe na taki zwrot. Kilka dni wcześniej ministrowie spraw zagranicznych obu państw zapowiedzieli utworzenie instytucji, która będzie robić dokładnie to, czemu jest poświęcony raport – monitorować stan praworządności w Unii Europejskiej.
A węgierski przywódca wysłał list z żądaniem rezygnacji jednej ze współautorek raportu – wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej ds. wartości i transparentności Věry Jourovej – za antywęgierskie wypowiedzi . Věra Jourová m.in. nazwała Węgry pod przywództwem Viktora Orbana „chorą demokracją”.
Powszechnie wiadomo, że Polsce i Węgrom udało się zająć bardzo korzystną dla siebie pozycję w Unii Europejskiej. Z jednej strony otrzymują od niej wsparcie finansowe, którego skali mogą pozazdrościć ich sąsiedzi w regionie. Z drugiej strony, poziom suwerenności ich polityk jest poza zasięgiem większości, nawet starych członków UE. Ogólnie rzecz biorąc, oba kraje robią, co uważają za stosowne, a jednocześnie bezwstydnie żądają od niej hojnych dotacji.
Dlaczego UE nie ukarała renegatów „rublem”
Taki stan rzeczy wywołuje zdumienie wielu obserwatorów. Dlaczego UE, która od dawna i ostro krytykuje te państwa za nieprzestrzeganie europejskich standardów demokratycznych, mimo to nie podejmuje skutecznych działań, by zmienić sytuację, np. nie karze renegatów rublem, a raczej euro?Odpowiedź jest prosta - nie ma takich narzędzi. To znaczy w teorii ma, ale procedury są na tyle złożone i wymagają tak wysokiego poziomu wewnętrznego konsensusu, że praktycznie niemożliwe jest ich zastosowanie.
Jednak teraz Budapeszt i Warszawa mają powody do niepokoju. Ich gwałtowne działania ostatnich dni zdradzają tylko, że w obu stolicach doskonale zdają sobie sprawę z bardzo niekorzystnej dla nich sytuacji.
Nadciągające zagrożenie
Niedawno Niemcy, które teraz przewodniczą Radzie UE, przygotowały projekt dekretu w sprawie sankcji gospodarczych wobec państw członkowskich UE za łamanie praworządności. Ważny szczegół – fakt naruszeń musi zostać potwierdzony „w dość bezpośredni sposób”. Można przypuszczać, że opublikowany raport Komisji Europejskiej zostanie uznany za dość bezpośrednie tego potwierdzenie.
Generalnie Polsce i Węgrom grozi utrata znacznej części otrzymywanych dotacji, co oznacza, że automatycznie pojawia się kwestia ich reakcji na taki rozwój wydarzeń.
Warszawa i Budapeszt się nie ugną
Jednak surowy ton ich ostatnich wypowiedzi, w tym obietnic nauczenia Europy praworządności i demokracji, wskazuje na to, co to prawdopodobnie nastąpi: szanse, że Warszawa i Budapeszt ugną się pod presją, nie wydają się zbyt duże. O wiele bardziej prawdopodobny wydaje się wynik odwrotny – ich dosłowne wycofanie z Unii Europejskiej.O ile całkiem niedawno utrata jednego z jej członków przez Unię Europejską wydawała się zupełnie nie do pomyślenia, to w krótkim czasie wszystko się dramatycznie zmieniło – zarówno w sensie politycznym, ekonomicznym, jak i ideologicznym.
Idea pozostania w UE traci na atrakcyjności
Gospodarki Węgier i Polski należą do najlepiej rozwijających się nie tylko na wschodzie, ale w ogóle w Europie. Oba państwa dobrze wykorzystały możliwości i pomoc finansową, jaką Bruksela zapewniała im przez półtorej dekady. Mają powody, by sądzić, że bez niej nie zginą. Ale idea pozostania w UE bez zwykłych zastrzyków w takich sytuacjach szybko traci na atrakcyjności.Oczywiście Unia Europejska będzie miała wiele okazji, aby zaszkodzić finansowo Warszawie i Budapesztowi za odejście. Ale ostatecznie Wielka Brytania nie została powstrzymana. A Brexit, oprócz wielu innych aspektów, zdjął czysto psychologiczne tabu z samej idei wyjścia z UE, pokazując całemu światu, że jest to całkiem możliwe, a niebo wcale nie spada na ziemię.
Politycznie sytuacja zmusza również Polaków i Węgrów do eskalacji.
Co zrobić, żeby nie żałować
Rezultat jest oczywiście nieprzewidywalny, ale opcja „zrobić coś i być może żałować” dla obecnego przywództwa obu państw bez wątpienia wydaje się lepsza niż porzucenie wszystkiego, złożenia rąk i zgodzenia się na bycie posłusznym wasalem starszych towarzyszy z zachodnioeuropejskich stolic, poddawszy się z góry w geopolitycznym wyścigu.
UE nie może pozwolić dwóm wschodnioeuropejskim stolicom na dalsze bezkarne podważanie jej autorytetu – i jest po prostu zobowiązana do ich przykładnego ukarania, aby zademonstrować swoją siłę. Tylko bardzo prawdopodobne jest, że utrata dwóch kolejnych członków UE mocno uderzy bumerangiem w zjednoczoną Europę, jej wagę, możliwości i prestiż.
Zatem, kto w końcu będzie bardziej żałował – oto wielkie pytanie.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)