Wprawdzie polscy politycy w zdecydowanej większości nie opowiadają się publicznie za którymkolwiek z kandydatów, jednak i tak widzimy, że ich sympatie są dość jednoznaczne. Części komentatorów wydaje się po prostu, że Donald Trump Polskę lubi, a Joe Biden nie, jak wyraził się w jednym z ostatnich wywiadów amerykanista prof. Zbigniew Lewicki.
Zasiadający w prezydenckiej Narodowej Radzie Rozwoju prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski stwierdza zaś wprost, że „wygrana Joe Bidena to ustępstwa w polityce międzynarodowej USA, a reelekcja Donalda Trumpa to kontynuacja twardej linii zagranicznej m.in. wobec Rosji i dobre relacje polsko-amerykańskie”.
Polacy życzą sobie zwycięstwa obecnego lokatora Białego Domu
Podobne stanowisko zajęli wszelakiej maści eksperci cytowani obficie przez media rządowe. Polskie media pieczołowicie zresztą wyszukiwały przez ostatnie tygodnie jakichkolwiek, choćby pośrednich odniesień do Polski w wypowiedziach obu kandydatów. Zachwyty publicystów i komentatorów nad prezydenturą Trumpa, przybierające karykaturalną już postać umizgi polskich władz wobec jego administracji, przyniosły już zresztą pewien efekt. Polska jest jednym z niewielu krajów świata, w którym większość ankietowanych wierzy w zwycięstwo obecnego lokatora Białego Domu, a w domyśle: tego zwycięstwa sobie życzy. Według przeprowadzonego na przełomie września i października badania Ipsos, aż 41% Polaków skłania się ku Trumpowi, a tylko 26% ku Bidenowi.
Co się zmieni w stosunkach polsko-amerykańskich?
Tymczasem, niezależnie od ostatecznego wyniku wyborów, w stosunkach polsko-amerykańskich nie zmieni się nic, lub prawie nic. Zastanówmy się bowiem, co jest z punktu widzenia Warszawy rzeczywiście istotne. Pomyślmy też o tym, czy amerykańska polityka zagraniczna może, choćby teoretycznie, ulec jakiejś radykalnej zmianie.
Najważniejsze sprawy dla przyszłości Polski związane z amerykańską polityką po zaprzysiężeniu nowego prezydenta w styczniu 2021 roku są łatwe do zdefiniowania. Wzmocnienie militarnej obecności sił amerykańskich w kraju w ramach przygotowań do potencjalnej konfrontacji z Rosją; kontynuacja operacji zmonopolizowania polskiego i środkowoeuropejskiego rynku energetycznego, szczególnie gazowego, przez firmy amerykańskie; realizacja umów biznesowych jednoznacznie korzystnych dla Waszyngtonu, np. podpisanej ostatnio umowy w sprawie budowy elektrowni jądrowej; wypieranie z rynku polskiego chińskich gigantów teleinformatycznych; wykorzystywanie Polski do destabilizacji sytuacji w krajach postradzieckich czy realizacja kolejnych kontraktów zbrojeniowych, za które Warszawa gotowa jest słono zapłacić.
Czy wybory prezydenckie coś w tych sferach zmienią? Nie, być może poza innym rozłożeniem akcentów: niektórzy twierdzą, że Trump będzie bardziej konfrontacyjnie nastawiony wobec Chin, a Biden wobec Rosji. Obaj będą też jednomyślni w sprawie słynnej ustawy 447 obligującej Departament Stanu do wywierania nacisków na Polskę w kwestii odszkodowań za tzw. mienie bezspadkowe.
Przedstawiciele deep state zadecydują
Ideologia nie będzie w tym wszystkim odgrywała żadnej roli, choć politycy PiS mogą łudzić się, że Trump jest bardziej prawicowy, czyli „swój” z ich punktu widzenia, a część opozycji uzna, że Biden będzie skłonny walczyć o standardy demokratyczne w Polsce. Nie będzie, podobnie, jak żaden amerykański prezydent nie miał i nie ma zamiaru walczyć o demokrację i prawa człowieka np. w Arabii Saudyjskiej, czy w innych krajach opanowanych przez przyjazne Waszyngtonowi reżimy.Kontynuacja w polityce amerykańskiej, przynajmniej w sprawach zagranicznych, ma też inne źródło. Znany amerykański publicysta i prawnik specjalizujący się w międzynarodowej obronie praw człowieka Dan Kovalik powiedział mi niedawno, że za tą sferę odpowiadać będą – niezależnie od wyniku wyborów – ci sami ludzie: ulokowani w CIA i innych agendach przedstawiciele tzw. deep state, ludzie, którzy zostają na stanowiskach i realizują konsekwentnie swoją strategię, nie bacząc na zmiany polityczne w kraju.
Innymi słowy, wynik wyborów ma pewne znaczenie wyłącznie dla samych Amerykanów, którzy oczekują zmian w sferze polityki społecznej, podatkowej i gospodarczej. W sprawach z punktu widzenia Polaków i reszty świata kluczowych zmieni się niewiele, bo kontynuacja jest elementem stałym amerykańskiej polityki zewnętrznej od wielu dekad.
©
AP Photo / Alik KepliczStruktura podległości pozostanie
Najlepiej w przeddzień wyborów rzecz ujęła w twitterowym wpisie egzotyczna amerykańska ambasador w Warszawie Georgette Mosbacher: „Dziś Amerykanie wypełniają swój obywatelski obowiązek i uczestniczą w wielkim święcie demokracji – wyborach prezydenckich. Niezależnie od wyniku wyborów, relacje między Polską i Stanami Zjednoczonymi, jako sojusznikami i przyjaciółmi, będą silniejsze niż kiedykolwiek”. Ma rację: struktura podległości się nie zmieni.
Rację ma też były minister spraw zagranicznych z PiS Witold Waszczykowski, gdy mówi, że „Jeśli Biden wygra, to łączą nas te same kwestie, czyli bezpieczeństwo, geopolityka, to samo spojrzenie na zagrożenie ze strony Rosji, spojrzenie na współpracę energetyczną. Będziemy nadal kupować gaz i broń od Amerykanów. Nie kupujemy tego od administracji amerykańskiej, ale od koncernów”. Dlatego mentalny odlot polskich mediów i komentatorów za ocean doprawdy trudno zrozumieć. Chyba, że niektórzy z nich czują się, jakby żyli w 51, „zamorskim” stanie Ameryki, ale to już inna historia.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)