Wartości naczelne
Już same popularne określenia na ruchy społeczne działające wokół aborcji są z punktu widzenia prawodawstwa problemem. Ruchy „pro-life” deklarują się jako wyznawcy „życia”, które ma być najwyższą wartością w życiu społeczeństwa. Tyle tylko, że takie postawienie sprawy zmusiłoby nas do absurdalnych działań. Na przykład rezygnacji z ruchu drogowego, skoro – w efekcie jego użytkowania - codziennie ginie przynajmniej kilka osób, bardzo często bez własnej winy, to każdego dnia świadomie godzimy się jako wspólnota na odbieranie życia właśnie. A co z użyciem broni przez policję? Również musielibyśmy je ograniczyć do czystej obrony własnej policjanta i to pod warunkiem, że w otoczeniu nie ma akurat osób trzecich.
Nietrudno sobie wyobrazić jak nieskuteczne stałyby się w takich warunkach służby państwowe. A co z wojnami napastniczymi? Czy za obrońców życia mogą uchodzić ludzie podnoszący w swoim czasie ręce za mordowaniem Iraku i Afganistanu?
Skoro więc nie „wybór” ani nie „życie” - to co można uznać w państwie za wartość naczelną? To akurat nietrudne, czymś takim jest „prawo”, przynajmniej od czasów, gdy odeszliśmy od absolutyzmu i stworzyliśmy „państwo prawa”. Prawo to jednak nie tylko zapisy, ale także stojące za nim funkcje. Jedną z takich jest neutralizacja skutków jego łamania – jeżeli ktoś ukradnie nam samochód, to po jego złapaniu samochód wraca do nas, złodziej nie może go sobie zachować na poczet kary. To przesłanka wystarczająca np. do prawa do aborcji w przypadku ciąży pochodzącej z przestępstwa.
Podobnie z prawem do obrony własnej, będącym przesłanką do odstąpienia od ścigania czegoś, co w normalnych warunkach (tj. bez zagrożenia) bywa przestępstwem. Z tego wywodzimy np. prawo do aborcji w przypadku zagrożenia życia matki. Zasadniczo z „prawa” i jego gałęzi możemy wyprowadzić wszystkie przepisy dotyczące reprodukcji.
Eugenika?
Postulujący całkowity zakaz aborcji lub jej rażące ograniczenie posługują się często argumentem, jakoby za liberalnym podejściem do przerywania ciąży stała eugenika. I rzeczywiście, taki zarzut byłby uprawniony, gdyby np. przeciwnicy „pro-life” postulowali przymusową aborcję dzieci z jakimiś wadami czy odstępstwa od uznanej przez nich normy. Z tym, że nic takiego się nie dzieje. Argumentami w tej dyskusji nie mogą być jednostki, które zdecydowały się na poród mimo ryzyka, bo nikt im tego prawa nie chce po drugiej stronie odbierać. Tu znów należy wrócić do in vitro, w którym właśnie takie praktyki „dobierania genów” staramy się w maksymalnym stopniu wykluczyć.Opór skrajnych konserwatystów budzi także definicja życia, która nie uznaje za takowe płodu przed porodem lub np. do któregoś tygodnia życia. „Pro-life”, czy to z religii czy z medycyny, wywodzą koncepcję „życia od naturalnego poczęcia”. O ile z religią trudno dyskutować na racjonalne argumenty, bo nie po to ona zresztą istnieje, o tyle warto pochylić się nad absolutyzacją biologii. Bo i owszem, z tego punktu widzenia egzystencja zaczyna się już w łonie matki, ale państwo w wielu przypadkach opiera się o społeczne, a nie biologiczne definicje, czego najbardziej jaskrawym przykładem jest penalizacja stosunków seksualnych z małoletnimi poniżej 15 roku życia.
Kobieta biologicznie jest zdolna do prokreacji od pierwszej miesiączki, a jednak przesuwamy jej tę granicę ze względu na obowiązek edukacji. Nie chcemy zbyt wczesnych ciąż i „naprawiamy” w ten sposób biologię.Nie jest też eugeniką stwierdzenie, że społecznym celem płodzenia dzieci jest dostarczanie wspólnocie osobników, którzy po okresie socjalizacji staną się zdolni do samodzielnego życia. Dużo w debacie mówi się w ostatnich miesiącach o niepełnosprawnych, ale powiedzmy sobie wprost, że żadni rodzice, decydując się na dziecko, nie zakładają że urodzi się ono z wadami. To oczywiście znowu nie znaczy, że należy takie ciąże przymusowo usuwać – nie, do tej pory zostawialiśmy po prostu kobietom wybór, motywowany tu nie tyle „prawem wyboru” jako takim, co po prostu faktem, że ta konkretna ciąża nie spełnia lub może nie spełniać swojej podstawowej funkcji.
Wolność, a odpowiedzialność
A jednak i tak brak argumentów na w pełni zliberalizowane prawo aborcyjne pozwalające kobiecie na taki zabieg bezwarunkowo (lub nawet z czasowym ograniczeniem do 3. miesiąca ciąży). Co bowiem mówią zwolennicy takiego prawa? Posługują się koncepcją „własności”, która ma się tyczyć relacji kobieta-płód. Nieuchronną konsekwencją takiego podejścia, biorąc pod uwagę praktykę orzeczniczą w polskim sądownictwie, musiałoby być zniesienie obowiązku alimentacyjnego. Niby dlaczego mężczyzna ma ponosić przez cały okres dzieciństwa potomka konsekwencje tego, że akurat kobieta postanowiła zamienić swoją własność w pełnoprawne życie? To otwiera drogę do patologicznej sytuacji, w której kobieta przez 9 miesięcy ciąży ma możliwość szantażowania mężczyzny, co do jego własnych dalszych losów.
Aborcji nie wolno bowiem mylić z antykoncepcją. Nie jesteśmy oczywiście zwierzętami i w ludzkiej kulturze zbliżenia cielesne odgrywają dużo szerszą rolę niż tylko prokreacyjną, ale ta ostatnia jest jednak zawsze możliwą konsekwencją współżycia. W chwili obecnej zresztą antykoncepcja jest już tak rozwinięta, że w niemal stu procentach wyklucza takie „wpadki”. Argumentów liberałom dostarcza jednak i część samych konserwatystów, domagających się ograniczenia dostępności „pigułki dzień po”, która jest obecnie „ostatnią instancją” antykoncepcji, ale której istnienie i pełna dostępność – logicznie rzez biorąc – powinny finalnie przekreślić pojmowanie aborcji jako „późnej antykoncepcji”.
Przy czym nie możemy traktować ciąży jako „kary”, bo byłoby zupełnie niemoralne, żeby cud narodzin interpretować w ten sposób w jakiejkolwiek sytuacji, natomiast mówimy tu jednak o życiu, które nawet jeśli (o czym jest wyżej) nie może być tą „najwyższą” wartością, to jednak nie powinniśmy wobec niego być zupełnie obojętni.Obowiązujący do środy kompromis aborcyjny był więc całkiem rozsądną propozycją całościowego potraktowania zagadnienia przerywania ciąży. Dziś został złamany i popadliśmy w filozoficzny absurd, zaprzeczający w ogóle istocie prokreacji i wynoszący sam fakt biologicznego życia ponad dorobek myśli społecznej.
Niezależnie od tego problemem Rzeczypospolitej, z którego wywodzi się kłopot niskiego przyrostu naturalnego i niechęci do wychowywania dzieci, jest ciągle kulejące prawo chroniące rodzinę, ale nie na poziomie samej hierarchii wartości, co realizowaniu podstawowych funkcji państwa, takich jak zapewnienie dachu nad głową, pełnego zatrudnienia czy samorealizacji na gruncie innym niż konsumpcja. Tu jednak otwieramy już nowy temat, temat filozofii państwa w ogóle, do którego pewnie też kiedyś przyjdzie wrócić...
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)