Podczas wirtualnego okrągłego stołu na temat roli mediów w pandemii, o międzynarodowej cenzurze wieści pochodzących z Rosji opowiadała wiceszefowa międzynarodowych edycji Sputnika, Tatiana Kuchariewa – z gracją dodając, że w ten sposób „jesteśmy pozbawieni przywileju dostarczania ludziom informacji”. Osobiście, jako osoba mniej wytworna, powiedziałabym, że polityczny terror rusofobicznej poprawności owocuje robieniem ludziom wody z mózgu.
New York Times w boju o Leningrad
Fakt, że Sputnik V pozytywnie przeszedł testy, jest, zdawałoby się, dobrą informacją dla ludzkości. Im więcej bezpiecznych i skutecznych szczepionek – tym większa szansa na zwalczenie światowej zarazy. Okazuje się jednak, iż w kontekście geopolitycznym dobre wiadomości bywają lepiej lub gorzej widziane.
Teraz, kiedy nie da się już podważać prawdziwości szczepionki, zachodni komentariat nerwowo szuka innych zarzutów. Oczarował mnie materiał w „New York Times”, gdzie moskiewski korespondent gazety, Andrew E. Kramer, zatytułował swój tekst w nietypowo pozytywnym tonie: „Rosyjska szczepionka jest bezpieczna i skuteczna – wykazuje opublikowane badanie”. W leadzie znalazła się nawet fraza o „imponującym wskaźniku skuteczności 91,6 procent” – ale dalej autor czuł się w obowiązku znaleźć jakąś dziurę w tym optymistycznym obrazie.„Z dwóch milionów dokonanych już szczepień co najmniej setki tysięcy zostało przeprowadzonych poza Rosją, co sugeruje, że rząd po cichu nadał priorytet eksportowi. Polityka ta, choć korzystna dla przyspieszenia globalnej odporności na chorobę, przyniosła rosyjskiemu rządowi korzyści wizerunkowe i dyplomatyczne – podczas gdy mieszkańcy wielu prowincjonalnych miast Rosji wciąż nie mają dostępu do zastrzyków. Na przykład, w poniedziałek władze obwodu leningradzkiego w północno-zachodniej Rosji poinformowały o wyczerpaniu dostaw”...
To doprawdy wzruszające: jak bardzo amerykański dziennikarz troszczy się o zdrowie mieszkańców okolic Sankt Petersburga. Jakże to nietypowa postawa wśród przedstawicieli szeroko pojętego Zachodu, którzy wykazują się raczej bezwzględnością w walce o dostęp do szczepionek, nie przejmując się nadmiernie resztą świata... Nawiasem mówiąc, jestem dziwnie pewna, że gdyby rząd rosyjski założył całkowite embargo na eksport Sputnika i szczepił wyłącznie własną populację – usłyszelibyśmy o mocarstwowym egoizmie i braku gotowości do odegrania roli, jaka przystoi państwu z takim potencjałem.
„Lancet”: renoma to nie wszystko
W Polsce radzimy sobie z problemem rosyjskiego sukcesu najczęściej metodą uników: temat ewentualnego zakupu rosyjskiej szczepionki po prosu nie pojawia się w publicznym dyskursie. O ile to, czy Polska powinna pozostać w zdyscyplinowanym szeregu europejskim, czy poszukiwać szczepionek na własną rękę, jest tematem szeroko omawianym – idea poszukiwania ich w Rosji po prostu się nie pojawia. Choć przecież mogłaby być solidną maczugą do okładania rządu, który nie robi wszystkiego, co możliwe, na rzecz zaszczepienia w jak najszybszym czasie jak największej liczby Polaków.
Chochlą w wannie
W nieodmiennie fascynującym mnie TVN24, w dzień po publikacji w „Lancecie” red. Piasecki rozmawiał z Grzegorzem Cessakiem, prezesem Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych. Na wszelki wypadek o Sputniku V w ogóle nie wspomniał.
Jednak 2 godziny później red. Radosław Mróz nie wykazał rewolucyjnej czujności i zapytał o Sputnika V w rozmowie z wirusologiem prof. Krystyną Bieńkowską-Szewczyk. Odpowiedź pani profesor wzbudziła mój szczery podziw: „To jest dobra wiadomość, bo ta szczepionka do tej pory obudziła trochę nieufność, bo nie było opublikowanych w sposób wiarygodny wyników badań klinicznych.To, co wzbudza zawsze pewne obawy – to jak przestrzegane są standardy w firmach, które są w Rosji. Te standardy, które są konieczne, które muszą być przestrzegane przy produkcji szczepionek, są bardzo wyśrubowane i, miejmy nadzieję, że tak jest też w Rosji. I że poza skutecznością i bezpieczeństwem również wszystkie dawki szczepionki będą tej samej jakości. To jest to, co chcieliśmy wiedzieć. Ale ja nie mam żadnych podstaw, żeby przypuszczać, że tak nie jest”...
Pytanie za milion złotych: co właściwie pani profesor myśli na ten temat? Czy to, że w Rosji szczepionki produkuje się w wannach i miesza chochlą, jak gin w USA za czasów prohibicji – co powszechnie wiadomo, choć „nie ma na to żadnych dowodów”? Czy też wręcz przeciwnie: że jej zdaniem rosyjska szczepionka spełnia standardy, tylko powiedzenie czegoś takiego bez żadnego „ale” wykluczy ją z grona potencjalnych ekspertów amerykańskiej telewizji?
I co ważniejsze: co mają z tego zrozumieć widzowie?
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)