Projekt opodatkowania przychodów z reklam wprawił prywatnych nadawców w stan apopleksji. Wraz z nimi zatrzęśli się, lojalnie, opozycyjni politycy. Od Konfederacji po Lewicę.
Podatki – zło nieabsolutne
Tej pierwszej było najłatwiej, ponieważ fetyszyzując rynek zwalcza wszelkie podatki. W dość podobnej sytuacji jest PO i ruch Hołowni. W debacie Polsatu – w przeddzień bojkotu – Robert Winnicki z Konfederacji ogłosił, że PiS nie robi nic poza podnoszeniem podatków, a 800 milionów, które ma wpłynąć z opłaty reklamowej, to „olbrzymie pieniądze w skali przedsiębiorstw w Polsce” i „żadne pieniądze w budżecie państwa”, toteż w ogóle nie chodzi o budżet.
Podobnego zdania była posłanka KO Paulina Hennig-Kloska, która uważa, że Kaczyński chce być jak Orbán – podporządkować sobie 80 procent mediów w kraju. Joanna Mucha, ostatnio od Hołowni, uznała, że opodatkowanie przychodów z reklam to działanie „władzy, która chce rządzić bez kontroli”, ponieważ bez niezależnych mediów byśmy się nie dowiedzieli o żadnej z afer...Lewica jest w znacznie mniej komfortowej sytuacji, albowiem z lewicowego punktu widzenia podatki nie są złem – choćby koniecznym – tylko niezbędnym mechanizmem redystrybucji. Toteż lewicowi posłowie muszą się zdrowo nagimnastykować, żeby twardo przeciwstawiać się konceptowi opodatkowania dochodów z reklam.
Maciej Gdula na przykład przypomniał, że PiS nie wprowadził podatku od usług cyfrowych, bo „przestraszył się administracji Trumpa” – toteż tak naprawdę nie chodzi o opodatkowanie gigantów internetowych. Maciej Konieczny podkreśla, że proponowany mechanizm obciąża dodatkowymi kosztami wszystkie duże media, ale mediom publicznym wyrówna te koszty z nawiązką: 35 procent wpływów z podatku od reklam ma być przeznaczone na Fundusz Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów – co najpewniej oznacza dofinansowanie Kurskiego i Rydzyka.
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk napisała na twitterze, iż „w Polsce potrzebna jest dyskusja nad sprawiedliwymi podatkami: progresją, prawdziwym podatkiem cyfrowym dla korporacyjnych gigantów, nad uczciwą redystrybucją wpływów podatkowych. Skok władzy na niezależne od niej media nie ma z taką dyskusją nic wspólnego”.
W Polsce potrzebna jest dyskusja nad sprawiedliwymi podatkami: progresją, prawdziwym podatkiem cyfrowym dla korporacyjnych gigantów, nad uczciwą redystrybucją wpływów podatkowych.
— A. Dziemianowicz-Bąk (@AgaBak) February 10, 2021
Skok władzy na niezależne od niej media nie ma z taką dyskusją nic wspólnego.#MEDIABEZWYBORU pic.twitter.com/qDPSO80OiN
Nie taję, że bardzo mnie cieszy, iż lewica próbuje dostrzegać niejednoznaczność sytuacji – bo sytuacja jest, jako żywo, niejednoznaczna.
Aplauz i zaakceptowanie
Z jednej strony – prawdą jest, że rząd PiS kieruje się w budowaniu swego wizerunku publicznego sentencją z „Rejsu” Piwowskiego: „Z punktu mając na uwadze, że ewentualna krytyka może być, tak musimy robić, żeby tej krytyki nie było, tylko aplauz i zaakceptowanie”. Jestem bardzo daleka od zachwytu jednostronną narracją TVN24, ale trzeba przyznać, że dziennikarze tacy jak wspomniany Konrad Piasecki, Andrzej Morozowski, czy choćby Monika Olejnik potrafią zadawać wredne pytania i wygłaszać złośliwe komentarze także pod adresem polityków umiłowanej przez stację Platformy Obywatelskiej.
Z TVP tymczasem zniknęła ostatnio jedna z jego gwiazd, red. Michał Cholewiński, który w rozmowie z katolickim publicystą wyznał, że „nie rozumie, dlaczego Trybunał Konstytucyjny w tym czasie rozedrgania, poważnych problemów w Polsce, ale także zaniepokojenia wielu ludzi, podjął sprawę” ustawy antyaborcyjnej. Za ów brak zrozumienia zapłacił nie tylko Cholewiński, ale także jego żona, również zatrudniona w TVP. Obydwoje dostali propozycję nie do odrzucenia: przejścia z głównej anteny do kompletnie niszowej TVP Polonia, wraz z odpowiednią korektą zarobków. Jeśli taki gniew budzi jedna niewinna uwaga ze strony wiernego propagandysty – nietrudno zgadnąć, jak bardzo obecna władza nienawidzi nieskrępowanej niczym nawalanki, płynącej z anten TVN czy mediów „Agory”. I jak wiele by dała, żeby ją wyciszyć.Żałoba po dochodzie
Z drugiej wszakże strony, opowieści o tym, że 7,5 proc. podatku od dochodów reklamowych powyżej 1 miliona rocznie, a nawet 10 proc. powyżej 50 mln sprawią, że niezależna telewizja przestanie istnieć – są nieco na wyrost. TVN miał w 2019 roku 1,46 miliarda złotych skonsolidowanych przychodów z reklam i 540 milionów zysku. Zapłacenie choćby 140 milionów dodatkowego podatku pozostawi stację z 400 milionami zysku. Jeśli ten ubytek zniechęci ją do robienia telewizji informacyjnej – to coś jest nie tak z tym jej oddaniem misji w służbie prawdy.
No i wreszcie jest jeszcze jeden problem. Nikt nie zaczerniał ekranów w obronie sądownictwa, zaszczuwanych osób LGBT+, czy praw kobiet. Tak ekstremalną reakcję wywołało dopiero potencjalne uderzenie po kieszeni wielkiego biznesu, który stoi za większością ważnych tytułów medialnych. Histeria, którą „świat biznesu” rozpętuje, jak im się mówi, że mają zapłacić jakikolwiek podatek, wzrusza mnie jakoś umiarkowanie.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)