Ten koncept z szampanem na Kremlu – uprawiany przez naszą megalomańską klasę polityczną, przekonaną, że Władimir Putin nie sypia po nocach, tak się martwi tym, co dzieje się w Polsce – był swego czasu jednym z ulubionych argumentów do okładania przeciwnika działającego jakoby w rosyjskim interesie. Ostatnio już jakby mniej – chyba nawet nasi organicznie rusofobiczni liderzy połapali się, jak komicznie to brzmi.
Konserwa w szampanie
„Ta decyzja spowodowała wystrzelenie korków od szampana na Nowogrodzkiej, ponieważ Jarosław Kaczyński sprytnym »szach« zepchnął Platformę na lewą flankę. Platforma zbytnio opuściła centrum i to będzie dla nas bardzo trudna sytuacja” – ogłosił jeden z liderów platformianej konserwy, Ireneusz Raś, po tym, jak zarząd PO ogłosił zawoalowane poparcie dla tzw. „aborcji na życzenie” (to wyjątkowo głupi termin: kto „życzy sobie” aborcji?). Na prawej flance PO zawrzało – albowiem od początku swojego istnienia Platforma opowiadała się za tzw. „kompromisem aborcyjnym” (kolejny głupi termin na określenie najbardziej drakońskiej ustawy w Europie). Partyjna konserwa wykrzykuje zatem z oburzeniem, że „nie do takiej partii się zapisywała”.
Jeszcze zanim poparcie dla liberalizacji zostało przyjęte i ogłoszone przez zarząd – 21 posłów PO podpisało się pod listem do Borysa Budki, protestując przeciwko stanowisku, które znali z przesłuchów.
Ostatnio inni – tacy jak Andrzej Halicki i Grzegorz Schetyna – domagają się debaty na radzie krajowej, twierdząc, że stanowisko zarządu to za mało. Platformiana volta aborcyjna – podyktowana zapewne badaniami, które wskazują, że 91 procent wyborców Koalicji Obywatelskiej jest za „prawem do przerwania ciąży do 12 tygodnia jej trwania” – niewątpliwie spowodowała pewien zamęt w partyjnych szeregach.
Kij i mrowisko
Z pozoru zatem Jarosław Kaczyński rzeczywiście może się cieszyć: zlecając Przyłębskiej delegalizację aborcji z przyczyn embripatologicznych wsadził kij w mrowisko i wywołał wewnętrzną wojnę w formacji, której nienawidzi. Ale byłaby to radość cokolwiek infantylna.
To prawda: Platforma ma dziś kłopoty i może tracić pewną grupę działaczy, w tym posłów, a także wyborców. Ale nie straci jej na rzecz PiS.Po 6 latach totalnej wojny politycznej raczej trudno wyobrazić sobie, żeby zwolennicy PO – jak wskazują badania, najbardziej bezkrompromisowo antypisowska grupa wyborców – nagle postanowili zagłosować na nieznienawidzoną przez siebie rządzącą prawicę z miłości do dziecka poczętego. Jeśli ich archaiczne przywiązanie do katolickiej wizji „świętości życia” rzeczywiście jest tak silne, że przeważy nad ich tożsamościowym przywiązaniem do partii, na którą, zdaniem jej zwolenników, głosuje „lepsze towarzystwo” – to najpewniej odnajdą się w szeregach działaczy lub zwolenników Koalicji Polskiej. A nawet u Hołowni, który z bardzo przebiegłą elastycznością jest jednocześnie pryncypialnie przeciwny aborcji i całkowicie tolerancyjny wobec przeciwnych poglądów.
Krótko mówiąc: strata Platformy nie jest zyskiem Kaczyńskiego, nawet jeśli przynosi mu satysfakcję. Jeżeli zatem trafne są spekulacje konserwatywnych polityków PO, a także kilku komentatorów, że prezes PiS wywołał wojną aborcyjną, żeby wpędzić Platformę w kłopoty, to dowodzi, że ten facet już naprawdę nie wie, co robi. Jego kłopoty związane z tą nieludzką decyzją są bowiem znacznie większe – a wymierne korzyści polityczne zerowe.
Lewacy kontra faszyści
Jeżeli komuś ta sytuacja mogłaby zaszkodzić – to jedynie koalicji lewicowej. PO, opowiadając się za zawoalowaną liberalizacją zamiast powrotu do nieszczęsnego „kompromisu”, czyni jej bowiem wyraźną konkurencję w obszarze, na który lewica mała dotychczas monopol. Z drugiej strony – wiarygodność lewicy jest tu nieporównanie wyższa, niż latami kunktatorsko kręcącej w sprawie aborcji Platformy, więc chyba towarzysze nie muszą się nadmiernie obawiać. Ci wyborcy, którzy uważają aborcję za problem kluczowy, pozostaną przy „lewactwie”.A co ważniejsze: myślę sobie, że zwolenników liberalizacji jest dziś w Polsce tak wiele, że dla wszystkich wystarczy. Młodzi wyborcy – których co roku przybywa 400 tysięcy – są zdecydowanymi wyznawcami prawa wyboru (wyjątkiem jest 30 procent młodych mężczyzn, otumanionych neoliberalnymi bzdetami Korwina, którzy chcą głosować na Konfederację).
Nawiasem mówiąc, decyzja zarządu PO o poparciu dla aborcji do 12 tygodnia, przez konserwatystów okrzyknięta radykalnym ruchem w lewo – jest w istocie rzeczy jedynie krokiem na rzecz zbliżenia się do europejskiej normy, także prawicowej, w myśleniu o prawach kobiet. W debacie nad zaostrzeniem polskiego prawa antyaborcyjnego, przeprowadzonej w Parlamencie Europejskim 2 tygodnie temu, PiS znalazło wsparcie jedynie niemieckich neofaszystów z Alternative für Deutschland; jeden z nich zwrócił się do władz RP słowami: „Kochani Polacy”.
Co być może powinno wzbudzić w obsesyjnie antyniemieckich politykach PiS pewną refleksję.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)