10 lat za bezdurno
Pewnie bylibyśmy uznani za nierozsądnych optymistów, gdybyśmy zakładali, że bezpieka nagle się zreflektuje i pójdzie po rozum do głowy lub przynajmniej postanowi nie powtarzać własnych podłości i nie zdecyduje się na przedłużenie Swiridowowi zakazu pobytu na terenie Unii Europejskiej, ale sprawa pozostaje przecież skandalem. Przede wszystkim dlatego, że Polska uparcie odmawia podania przyczyn takiego stanu rzeczy. Jest bowiem czymś niesamowicie kuriozalnym, że człowiek, dziennikarz, zostaje „skazany” na 10 lat bez jakiegokolwiek uzasadnienia.
U podstaw tego dramatu leżą polskie i unijne prawa, które pozwalają szefowi bezpieki na arbitralne skazanie obcokrajowca na zakaz pobytu na terenie całej UE. Co więcej, każdej takiej decyzji może on nadać klauzulę tajności, którą niezwykle trudno jest znieść.
Leonid Swiridow zresztą próbuje ciągle taką informację uzyskać (całe szczęście, nie brakuje mu determinacji, bo wielu zrezygnowałoby po kilku latach z przysłowiowego „kopania się z koniem po głowie”), ale kolejne sądy wydają utrudniające postanowienia.


Infowars po polsku
Choć Układ z Schengen jest właściwie niezależny od samej Unii Europejskiej, to jednak postrzegany bywa jako istotny element wspólnej polityki zagranicznej. Walka z odmienianym przez wszystkie przypadki „zagrożeniem hybrydowym” ze strony Rosji, obnaża jednak absurd związany ze współzależnością sygnatariuszy tego porozumienia.
Kraje takie jak Polska, Litwa, Łotwa czy Estonia, starające się wytworzyć wrażenie, że Federacja Rosyjska tylko czyha na zagarnięcie „europejskiego raju”, nadużywają przepisów bezpieczeństwa jako „samospełniającej się przepowiedni”.Za doskonały przykład służy tu właśnie Swiridow. W chwili, gdy wycofano mu zgodę na pobyt rezydenta długoterminowego UE, Polsce był na gwałt potrzebny jakiś żywy przykład zagrożenia, a prawo tylko ułatwiło jego wytworzenie. Szef ABW wykorzystał przysługującą mu prerogatywę i proszę bardzo – po całej Europie można kolportować wiadomość, że oto w Polsce zagnieździł się groźny szpieg, pracujący pod przykrywką dziennikarza (tak np. opisuje to naczelny organ rządowej propagandy, TVP Info). Genialne w swojej prostocie, prawda?
Kraje bałtyckie i Polska utrudniają więc całej Unii Europejskiej utrzymywanie relatywnie poprawnych relacji z Rosją. Represje wobec dziennikarzy to bowiem uderzenie zdecydowanie poniżej pasa, nawet jeśli mowa o rywalizacji konkurencyjnych bloków.
Tworzy to precedens, w którym przestrzeń publicystyczna danych podmiotów przestaje nawet operować na jednej płaszczyźnie i w konsekwencji powstaje coś na kształt „wojny informacyjnej”. Tyle tylko, że niestety to Polska wykonała ten pierwszy krok i czyni to nas odpowiedzialnymi za dalszy rozwój sytuacji.
Kluczowa bitwa (nie tylko o) Swiridowa
Bezpieka bawi się ze Swiridowem w „zgaduj-zgadula” i naraża Polskę na poważną kompromitację, także wśród unijnych partnerów.
Kłamstwo ma krótkie nogi i prędzej czy później wyjdzie na jaw, że zastrzeżenia wobec działalności Swiridowa były podobne do zarzutów, które stawia się Mateuszowi Piskorskiemu, czyli dotyczyły czegoś w rodzaju „wpływania na opinię publiczną”. To oczywiście tylko moja teza, ale ABW naprawdę robi wszystko by inna nawet nie mogła przyjść do głowy. Hunwejbini polskiej rusofobii co prawda trudzą się, by udowadniać karkołomną tezę o „dziennikarskiej przykrywce”, ale to przecież brzmi tragicznie niewiarygodnie.Świat się jednak nie zatrzymuje i w polskie ślady zdaje się iść także Ukraina pod przywództwem Wołodymyra Zełeńskiego, który w ogóle zdecydował się na oficjalną cenzurę wymierzoną w opozycyjne środki masowego przekazu, również wplątując w to przymiotnik „rosyjski”, który - jak wiadomo - służy dzisiaj za uzasadnienie wszelkich podłości i o który nie godzi się już dopytywać. W Krakowie nawet język rosyjski został uznany za groźny, skoro rozwiązano działające przy Uniwersytecie Pedagogicznym Centrum Kultury. Doprawdy, nie ma granic tego absurdu, a odbije się to na nas naprawdę fatalnie. Wystarczy sobie wyobrazić jak za 10 czy za 20 lat będzie kształtować swój światopogląd polska młodzież wychowana w nienawiści do wszystkiego co rosyjskie.
Leonid Swiridow walczy więc nie tylko o siebie, nie tylko o swoją godność osobistą, ani nawet nie tylko o możliwość wykonywania zawodu dziennikarza. Jego zmagania z polskim wymiarem niesprawiedliwości to próba zatrzymania szaleństwa wojennego podżegactwa, które personalnie skupiło się na nim pierwszym i - miejmy nadzieję - o niego rozbije też sobie głowę. Póki jeszcze mamy na to czas.
Poglądy i opinie zawarte w artykule mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)