Według polityka działania polskiego rządu i dyplomacja zapewniają sukces w „odpieraniu ataku moskiewskiej propagandy”.
Podział na dobrych i złych
Marcin Przydacz stwierdził, że rosyjski prezydent chciał wywołać tę dyskusję, żeby pokazać „kto był po dobrej stronie, a kto po złej”, aby przedstawić Związek Radziecki (dyplomata użył słowa „Sowiecki”) w roli wyzwoliciela.
„I tak w wyobrażeniu Rosjan wojna zaczęła się dopiero w 1941 roku walką z nazistami, a głównym jej zadaniem było wyzwolenie tej złej Europy, która próbowała dogadać się z Hitlerem przed wojną. To główny cel Putina, a wszystko inne jest taktyką” – powiedział Przydacz, dodając, że tak czy inaczej „świat odpowiada bardzo jednoznacznie”, a polski rząd „wygrywa to starcie na poziomie serc i rozumów zwykłych ludzi”.
Oni reagują w adekwatny sposób – pukają się w głowę – skonstatował wiceminister.Polityk wyjaśnił też, że prezydent Andrzej Duda nie musi momentalnie reagować na tego typu oświadczenia rosyjskiego prezydenta.
Stanowisko prezydenta jest słuszne – nie w każdej sprawie musimy wypowiadać się z najwyższego poziomu. Próba sprowokowania prezydenta jest przez Putina i kremlowską propagandę próbą wtłoczenia w dyskusję na najwyższym poziomie. Odpowiedź pana premiera jest absolutnie adekwatna. Oświadczenie premiera było konsultowane z Pałacem Prezydencki i MSZ – powiedział Przydacz.
Według wiceszefa MSZ prawda i historiografia stoją po stronie Polski. Wpisy rosyjskiej ambasady w Polsce nazwał natomiast „formą frustracji”.
„Nie jest to dyplomacja wysublimowana, raczej uprawiana cepem. Pani Mosbacher napisała prawdę. Rosyjscy dyplomaci chyba powinni powściągnąć język” – podkreślił.
Jeśli chodzi o rozmowę z ambasadorem Rosji wezwanym do polskiego MSZ, Przydacz wyjaśnił, że wytłumaczono mu, „jaka była prawdziwa wersja historii, jak Polska postrzega rzeczywistość”, dyskutowano o pakcie Ribbentrop-Mołotow.
Ambasador próbował bronić stanowiska swojego prezydenta, ale to nie było seminarium historyczne. Stwierdził, że się z tym nie zgadza i przekazał swoją wersję historii – opowiadał wiceszef MSZ.
A Unia Europejska milczy
Przedstawiciele struktur europejskich nie wydadzą w najbliższych dniach oświadczenia w sprawie wypowiedzi Putina nt. Polski i II wojny światowej.
Jak dowiedziało się RMF FM, ani szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, ani szef Rady Europejskiej Charles Michel nie udzielą teraz komentarza w związku z zaistniałym polsko-rosyjskim sporem na tle historycznym. Anonimowi rozmówcy z kręgów europejskich wprawdzie popierają stanowisko Polski, określając komentarze Putina jako „bezpodstawne i haniebne”, ale oficjalnie Bruksela milczy.Jak podaje RMF FM, jeden z „ważnych unijnych dyplomatów” przyznał nieoficjalnie, że UE nie chce drażnić Rosji i to nieodpowiedni czas, by spierać się o historię.
Źródło przyznało też, że Bruksela z dużą ostrożnością podchodzi do grania przez PiS kartą historyczną w polityce międzynarodowej, a Putin w istocie wykorzystał ich własną broń.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)