-Polska opinia publiczna, a zatem i władza zbulwersowane są wypowiedzią dyrektora FBI Jamesa Comeya, który obarczył Polaków winą o współudział w Holocauście. Ambasador USA został wezwany na dywanik do MSZ. W języku dyplomacji to sposób na wyrażenie znaczącego niezadowolenia na szczeblu władz. Jak Pan profesor może skomentować ten przykry incydent?
— Jest to incydent, którym nie jestem zaskoczony. Na Zachodzie, w Niemczech, w Stanach Zjednoczonych tego typu poglądy, że Polacy odpowiadają za Holocaust, są w jakimś stopniu współwinni lub są nawet głównymi odpowiedzialnymi za to wydarzenie, są dosyć popularne. To wynika z absolutnej niewiedzy historycznej. Jeśli w Niemczech pojawiają się takie teksty, to można mówić o ewidentnej złej woli, bo chodzi raczej o rozparcelowanie odpowiedzialności za te wydarzenia.
Wcale nie jestem tym wydarzeniem zdziwiony. Zdziwiony jestem raczej tym, że, o ile przeciętny Amerykanin może się na tych sprawach nie znać, o nich nie wiedzieć i nie interesować się, o tyle wypowiedź urzędnika takiej rangi jest oczywiście wypowiedzią kompromitującą.
Reakcja polskiego rządu jest jak najbardziej adekwatna. Chociaż przyznam, że nie spodziewałem się tak ostrej reakcji w stosunku do Amerykanów.
Co prawda, pojawia się też pytanie, jaka będzie reakcja amerykańska? Ja się nie spodziewam czegoś więcej, jak zwykłego „przepraszam”. Tymczasem, uważam, że na tego typu zdarzenie w stosunku do jednego z najbliższych sojuszników Stanów Zjednoczonych, jedynym adekwatnym ruchem ze strony amerykańskiej jest dymisja tegoż urzędnika.- Była wpadka też u prezydenta Obamy, który mówił o polskich obozach koncentracyjnych…
— Tak, dlatego to się wpisuje w pewną narrację. Powiem tak, w Stanach Zjednoczonych, po prostu, nic nie wiedzą o Polsce. Nie jest to sojusznik, który budzi zainteresowanie. Polska jest sojusznikiem marginalnym w polityce Stanów Zjednoczonych. Jednocześnie jest to, niestety, skutek kształcenia w amerykańskich uniwersytetach, gdzie jest zasada wykładania wiedzy bardzo szczegółowej, ale w jednej wąskiej dyscyplinie, z pominięciem szerszego wykształcenia humanistycznego i historycznego. Takie wpadki są tego skutkiem. W polityce amerykańskiej takie incydenty wielkorotnie się zdarzały.
- A co Pan profesor sądzi o wypowiedzi prezydenta Komorowskiego, że Polacy muszą ”próbować odwojować dobre imię”? I ani słowa o gafie wysokiego rangą amerykańskiego polityka?
— Ta amerykańska wypowiedź spowodowała bardzo dużą konsternację, dlatego że polska polityka bardzo histerycznie reaguje na najmniejsze głosy płynące, załóżmy, z Rosji, negujące, na przykład, Katyń.
Wystarczy wypowiedź jakiegoś drugorzędnego polityka, siedzącego gdzieś w tylnych rzędach Dumy Państwowej, żeby narobić krzyku. A wypowiedź takiego wysokiego rangą amerykańskiego urzędnika jest bardzo niezręczna, w sytuacji, kiedy Polska już od dłuższego czasu uważa, że Stany Zjednoczone są jej głównym sojusznikiem w polityce zagranicznej. Dlatego taka reakcja prezydenta Komorowskiego jest zrozumiała, ponieważ wypowiedź amerykańskiego polityka jest bardzo kłopotliwa.W gruncie rzeczy stawia pod znakiem zapytania pewne podstawy aksjologiczne całego sojuszu, całej polskiej polityki zagranicznej po 1989 roku.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)