— Czy ze względu na naszą wspólną historię można obiektywnie mówić o współczesnej Rosji? I to w warunkach medialnej nagonki na nią, którą można określić jako rusofobię?
- Chodzi o to, żeby w tych trudnych czasach, w jakich się znajdujemy, mimo obolałej pamięci każdej ze stron, trzeba starać się, i to jest zadanie dla polityków, ale także dla dziennikarzy, dla mediów, odłożyć pewne zadry historyczne. Trzeba przestać operować polityką historyczną, przestać manipulować opinią społeczną w takim kierunku, aby wzniecać emocje. Niepotrzebne są emocje. Dzisiaj geopolityka interesów została zastąpiona przez geopolitykę emocji, a to prowadzi donikąd.— W ubiegłym tygodniu wicepremier i minister obrony Tomasz Siemoniak oświadczył, że kryzys ukraińsko-rosyjski jest realnym i długofalowym wyzwaniem i jest to zagrożenie bezpośrednio dla bezpieczeństwa Polski. Jednym słowem — wojna u progu. Czy tak jest rzeczywiście?
— Ja bym jednak spoglądał z dystansem na retorykę polityków, którzy często w ferworze jakiejś dyskusji, takiej zawziętości, definiują cele. To często jest związane z wykorzystywaniem tych emocji, o których przed chwilą powiedziałem. Być może jest to związane z realizacją niepolskiego scenariusza, o czym warto tu też mówić. Natomiast chciałbym prosić, zwłaszcza media upominam, aby zachowywać pewien dystans. To nie jest tak, że wojna jest u bram. Polacy są mądrym społeczeństwem. Polacy w swojej masie wcale nie są prowojenni, i nawet śmiem twierdzić, nie są tak rusofobiczni, jak jest to przedstawiane w mediach.— Jak Pan profesor widzi nasze stosunki wzajemne na tle kryzysu ukraińskiego? Czy rola Polski w nim jako adwokata obecnych władz kijowskich odpowiada jej interesom na Wschodzie?
— Poczekajmy do wyborów parlamentarnych. W tej chwili trwa kampania wyborcza w Polsce i retoryka zabarwiona jest różnymi hasłami, które niekoniecznie znajdą potwierdzenie w praktyce politycznej. Ja myślę, że po stabilizacji sytuacji politycznej w kraju dojdzie też do pewnego przewartościowania. Już jest sporo dystansu, chłodnego, powiedziałbym nawet, dystansu do spraw Ukrainy. To się będzie zmieniać i dajmy szansę nowemu układowi politycznemu, który tak czy inaczej powstanie. Wtedy i prezydent Duda będzie się musiał określić, czy będzie pozostawał w kohabitacji z rządem stworzonym przez partie dotychczasowe, czy też będzie miał większość parlamentarną ze względu na popierającą go partię PiS.— Zachód, w tym też Polska, aktywnie uczestniczy w demonizacji Rosji jako kraju imperialistycznego a także jej prezydenta Władimira Putina. Komu to służy, panie profesorze?
— Ja myślę, że udział w demonizacji Rosji i Putina mają przede wszystkim media i ośrodki nie tylko polityczne, ale i militarne, i gospodarcze Zachodu, ponieważ Polska jest elementem struktur zachodnich i rządzący siłą rzeczy muszą być w pewnej symbiozie, w kooperacji z tymi strukturami, w których Polska uczestniczy. W związku z tym wiele interpretacji udziela się i polskim politykom, i polskim mediom. Proszę zwrócić uwagę, że to nie jest jednostkowa gra Polski. Może polscy politycy byli nazbyt gorliwi w pewnych zachowaniach, ale generalnie to nie jest fenomen Polski. Nastąpił powrót do pewnej „odsłony zimno-wojennej" między Rosją a Zachodem. Stało się to na tle kryzysu i konfliktu na Ukrainie, ale myślę, że fala tego konfliktu opada, i miejmy nadzieję, że i politycy zachodni, i politycy polscy w ramach Zachodu przyjmą rozsądną postawę powrotu do dialogu.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)