Dziennikarka Echa Moskwy Swietłana Rostowcewa usunęła ze swojego profilu na Facebooku wiadomość o rzekomo znalezionych przez nią w moskiewskiej Piatieroczce przyprawach Kamis z naklejkami głoszącymi: „Uwaga! Dany towar wyprodukowano na terytorium kraju prowadzącego wrogą politykę wobec Rosji”. Nie udało się jednak potwierdzić tej informacji.
@rostowceva зашла в Пятерочку, а там притаились польские укропы! pic.twitter.com/Qb0j13RlAG
— ксения ларина (@xlarina1) 18 listopada 2016
18 listopada „znalezisko” rosyjskiej dziennikarki było już szeroko komentowane. Zdjęcia obiegły zarówno krajowe, jak i światowe media.
Niedługo po pojawieniu się informacji o „wrogich” przyprawach na profilu Rostowcewej historię skomentowali przedstawiciele Piatieroczki i Kamisa, którzy zażądali dowodów.
Post i komentarze do niego zostały usunięte z portalu społecznościowego. Jednak internauci poinformowali, że Rostowcewa odpowiadała wymijająco na pytania i usuwała wpisy. Z kolei jej koleżanka z pracy nazywała rzeczników obu firm brygadami sieciowymi.
Rosjanka próbowała podeprzeć swój post dowodami (już usunięte). Rzekomo sfotografowała opakowania przypraw w rosyjskiej Piatieroczce. Ton wypowiedzi uległ jednak zmianie: „Tak, tylko dwa opakowania, niezupełnie na swoim miejscu, ale są!”.Właśnie ten post wydał się blogerom najbardziej podejrzany: dlaczego w rosyjskiej sieci handlowej pojawiły się tylko dwa opakowania wrogich przypraw i dlaczego jedno z nich trafiło na półkę z przyprawami Maggi?
X5 Retail Group, do której należy Piatieroczka, zapewniła, że nie ma nic wspólnego z ostrzegającymi przed polskim pochodzeniem towaru naklejkami, być może jest to robota klientów.
— Nie mamy żadnego związku z tymi naklejkami. Firma nie może odpowiadać za chuligańskie wybryki klientów — powiedział przedstawiciel X5 Retail Group.
Po tym, jak internauci zaproponowali rosyjskiej sieci handlowej, by sprawdzono zapisy z kamer monitoringu w sklepie, dziennikarka usunęła wszystkie posty i komentarze do nich, ale w Twitterze do tej pory można natknąć się na twitt jej koleżanki z pracy.Historią zainteresował się deputowany Dumy Państwowej z Komunistycznej Partii FR Walerij Raszkin.
Nie sądzę, że kierownictwo sieci umieszcza na produktach informacje, które zniechęcają do zakupu tych produktów. To jest bzdura sama w sobie, o ile mi wiadomo. To na pewno jakaś prowokacja, a jest ich wiele w Rosji – powiedział Raszkin.
Z kolei w blogu Matwieja Ganapolskiego z Echa Moskwy czytamy, że wrogość Polski, z której pochodzi producent przypraw, jest prawdą.
— Nietrudno się domyśleć, że to taka podwójna aluzja: z jednej strony na Ukrainie istnieją takie same naklejki na temat Rosji. Możemy pójść do supermarketu i zobaczyć na pewnych towarach albo podobne napisy, albo małą flagę Rosji. Przy czym te towary nie są zabronione w sprzedaży – sam wybierasz, czy kupisz produkt z Rosji, a może podobny, ale z innego kraju – wyjaśnia Ganapolski.I dodaje: „Jeśliby w Piatieroczce była po prostu flaga Ukrainy lub gdyby wspomniano o Ukrainie, to nie byłoby problemu. Rosja i Ukraina walczą ze sobą, to prawda, dlatego w niekupowaniu produktów z kraju twojego wroga nie ma nic dziwnego. Ale firma Kamis jest polska, dlatego nie jest to wypad w stronę Ukrainy, a w stronę Polski. I to druga aluzja”.
Obecnie Rostowcewa nie odpowiada na pytania dziennikarzy i w żaden sposób nie komentuje tej sytuacji.
A tak na logikę – po co sklep miałby oznaczać sprzedawane przez siebie towary, które de facto przynoszą mu zysk, etykietą: NIE KUPOWAĆ?
Czyżby działała tu zasada: widzisz to, co chcesz widzieć? Sądząc po komentarzach w polskim Internecie – niestety tak.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)