„Rzeczpospolita" zamieściła wywiad rzekę z ministrem spraw zagranicznych Jackiem Czaputowiczem, w którym poruszana jest kwestia zaplanowanej konferencji. Było to także tematem rozmowy redaktora Leonida Sigana z niezależnym publicystą Adamem Śmiechem.
— Jak Pan uważa, czy cel konferencji to doprowadzenie do pełnej izolacji Iranu? Czy taki plan może się udać, czy też z góry skazany jest na porażkę?
- Proszę zwrócić uwagę na to, że tej konferencji nie ogłosiła żadna instytucja polska. O fakcie, że ta konferencja będzie miała miejsce w Warszawie, nie powiedzieli ani prezydent, ani premier, ani minister spraw zagranicznych, ani minister obrony, tylko ogłosił to sekretarz stanu Mike Pompeo. Co pokazuje, jakie w tej chwili są relacje między Stanami Zjednoczonymi a Polską, niestety, z wielkim minusem po stronie Polski. Dlatego, że w ten sposób traktuje się nie partnera, ale — nie chciałbym tego powiedzieć, ale muszę — wasala.
— Okazuje się, że Polska volens nolens daje się wciągnąć w konflikt między Iranem i Arabią Saudyjską, szyitami i sunnitami, który Polski bezpośrednio nie dotyczy. A ryzyko przecież jest wielkie. Więc po co to wszystko?
— Ryzyko jest wielkie, gdyż w przypadku kolejnego już państwa jest to niszczeniem przyjaznych tradycyjnie stosunków. Takie właśnie relacje panowały między Polską a wieloma państwami arabskimi nie tylko w ciągu XX wieku. Jest to zdecydowanie krok, który jest krokiem nieprzyjaznym wobec tych państw, a w tym momencie wobec Iranu. Wcale się nie dziwię, że pan minister Czaputowicz w wywiadzie ubolewał z powodu tego, jakim językiem posługiwała się strona irańska w odpowiedzi na informację o tej konferencji.
A jakim miała się posługiwać? Przecież Iran nic Polsce nie zrobił, niczym nie zagraża. Wciąż istnieją porozumienia pomiędzy Polską a Iranem, które są realizowane przez stronę irańską i, jak sądzę, przez polską również. Natomiast takie działania są jawnie nieprzyjazne i leżą w interesie Stanów Zjednoczonych i tej partii jastrzębi, która dąży do rozwiązania siłowego. Polska — i widać to wyraźnie zarówno w polityce rządu, jak też z wywiadu ministra Czaputowicza — wyżej stawia swoje całkowite poddanie się tej bardziej agresywnej wersji polityki amerykańskiej, stawia swoją uległość wobec tej polityki ponad wcześniejsze dobre wielowiekowe kontakty z tamtymi krajami i narodami. Oczywiście, ma tutaj miejsce wchodzenie w konflikt między sunnitami a szyitami, opowiadanie się po stronie Arabii Saudyjskiej, która wiemy co robi w Jemenie. Jednocześnie pan Czaputowicz mówi, że nie możemy stać na uboczu, odwracać się od ważnych problemów międzynarodowych. A przecież nie słyszałem, żeby Polska i minister Czaputowicz wypowiadali się w tak ważnym problemie, jak położenie ludności palestyńskiej w strefie Gazy, a to jest bardzo ważny problem. Tylko, że ten problem nie istnieje dla Stanów Zjednoczonych. Dlatego dla Polski też nie istnieje. Tak to wygląda. Jest to niezwykle przykre, zwłaszcza w sytuacji, gdy na co dzień w propagandzie słyszymy cały czas słowa „suwerenność", „niepodległość", odmieniane przez wszystkie przypadki, nawet takie, jakich w ogóle nie ma w języku polskim.— Z wiadomości, które płyną z Brukseli, można wnioskować, że Unia Europejska nie pali się do idei konferencji w Warszawie, na której Waszyngton będzie się domagał przeciwstawienia umowie jądrowej z Iranem. Co może wobec tego wybrać Polska: Europa czy Ameryka?
— Polska wybierze Amerykę. Oczywiście, pan minister w wywiadzie mówi, że nie oznacza to pójścia wbrew zdaniu Unii Europejskiej. A jednak, jeżeli się okaże, iż główne kraje Unii Europejskiej nie poprą tej konferencji, a sama Unia Europejska już wypowiedziała się w ten sposób, że pani Mogherini nie przyjeżdża, niezależnie od tego, co Polska będzie mówiła, oznacza to, w myśl tego, co mówi minister Czaputowicz, że poprze ona idee Stanów Zjednoczonych. Będzie to więc jasno wyrażone poparcie dla polityki Stanów Zjednoczonych, bo dzisiejsze władze nie mają pomysłu na cokolwiek innego w swej polityce zagranicznej.— Wywiad ministra Czapuitowicza nie daje jasnych odpowiedzi na pytania, które mają znaczenie bodajże globalne, jeśli chodzi o sprawy bezpieczeństwa. Według Pana, czy decyzja o wzmocnieniu sił amerykańskich w Polsce jest przesądzona, czy też Amerykanie mogą spotkać się z argumentacją Federacji Rosyjskiej i niektórych państw europejskich, że wciąż obowiązuje Akt stanowiący Rosja-NATO z 1997 roku i należy go przestrzegać?
— Jeżeli chodzi o stronę polską, to sytuacja jest przesądzona w tym sensie, że nie ma ona żadnego głosu decydującego, ale jest zdecydowana, żeby przyjąć taką bazę. Wobec tego, nie ma tu o czym dyskutować, bo sprawa jest zupełnie jasna i strona polska nie wykazuje żadnych wątpliwości. Donald Trump został wybrany wbrew elitom Stanów Zjednoczonych nie pod sztandarem wojny, tylko pod sztandarem zakończenia wszystkich niekończących się wojen. Jeżeli pójdzie w tym kierunku, jaki nadają polityce amerykańskiej Pompeo i Bolton, to pójdzie wbrew swoim wyborcom. Jest więc pytanie, czy tam, wewnątrz Stanów Zjednoczonych, nie nastąpią jakieś przesunięcia? Trudno w tej chwili cokolwiek powiedzieć z pewnością. Wiemy przecież, że była decyzja prezydenta Trumpa o wycofaniu z Syrii, którą Pompeo i Bolton natychmiast obudowali warunkami, na jakich rzeczywiście siły amerykańskie mają być z Syrii wycofane.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)