Temat zainteresował naukowców. Dr Dagna Krauze-Gryz ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego (SGGW) w Warszawie, dr Jakub Gryz z Instytutu Badawczego Leśnictwa w Raszynie i dr Michał Żmihorski z Instytutu Biologii Ssaków PAN przeprowadzili badania, które stały się powodem zaciętej dyskusji internautów na portalach wielu popularnych mediów — wp.pl, onet.pl, RMF, wprost, nczas.com…
Czytający publikacje nie zrozumieli intencji autorów badań i ich chęci zwrócenia uwagi na problem. Pod adresem uczonych posypały się słowa krytyki. Stali się nawet obiektem hejtu. Sputnik skontaktował się z panem dr Michałem Żmihorskim, który wyjaśnił cel i istotę ich pracy.„Chciałbym, żeby czytelnicy nie odbierali naszych badań jako atak na koty. My po prostu opisujemy rzeczywistość. Ona może nie pasować do pewnych wyobrażeń o tych zwierzętach. Naszą intencją było zachęcić wszystkich posiadaczy kotów do wspólnej refleksji na temat, co można zrobić, żeby i wilk był syty i owca cała. A rzeczywistość jest taka, że koty są drapieżnikami i polują. To jest ich naturalne zachowanie. To jest instynkt. Trudno jest mieć do nich pretensje. Człowiek oswoił kota i sztucznie wspomaga go. Trzyma go w domu i karmi. Kot może spokojnie przezimować mrozy i wyjść na polowanie dopiero w sprzyjających warunkach. Inne drapieżniki lisy, wilki, rysie nie mają takiego sztucznego wspomagania.
Kotów jest ogromnie dużo w porównaniu ze wszystkimi innymi drapieżnikami razem wziętymi. Te dwa komponenty kociego problemu — primo, że jest ich dużo i secundo, że nie podlegają prawom natury — powodują, że są dużym problemem. A drapieżnictwo kotów jest dodatkowym czynnikiem oprócz i tak licznych zagrożeń, którym muszą się przeciwstawiać, na przykład, ptaki.
Wyniki badań przeprowadzonych przez naukowców są zaskakujące ze względu na skalę kociego „szkodnictwa". Oczywiście pojawia się pytanie, jak naukowcy oszacowali miliony zwierząt zabitych przez koty?
„W naszej pracy korzystaliśmy z kilku oddzielnych zadań badawczych, które umożliwiły nam oszacowanie sumaryczne tego impaktu. Po pierwsze zbadaliśmy, co koty jedzą i jak często. W tym celu właściciele kotów, którzy zgodzili się na współpracę, dostawali od nas torebki, w które składali wszystko to, co kot przyniesie do domu. Ptaszka, myszkę, żabkę. Co jakiś czas je odbieraliśmy. Dzięki temu wiedzieliśmy ile, jak często i jakie ofiary one przynosiły. Pani doktor Krauze-Gryz robiła analizę żołądków kotów, które na przykład zostały zabite przez samochód. Stosowała też analizę kału. Robiliśmy również wywiady z mieszkańcami na terenie badań — środkowego Mazowsza — ilu właścicieli ma koty, ile ich mają. Pomnożenie tych dwóch wartości, czyli liczba kotów razy to, co koty jedzą, daje nam ogromne liczby kręgowców zabijanych co roku przez koty na wsi. To są miliony zwierząt usuwanych co roku z ekosystemów". Ale, co można zrobić dla polepszenia sytuacji? Przecież nie strzelać do kotów? Zdaniem dr Michała Żmihorskiego problem jest rzeczywiście złożony. Z jednej strony dotyczy biologii, ekologii, a z drugiej społeczeństwa, komunikacji międzyludzkiej, próby znalezienia rozwiązania legislacyjnego. Ich zdaniem po pierwsze należy zacząć ten problem dostrzegać i zacząć o nim rozmawiać.„Mamy kilka „miękkich" zaleceń, które wydają się być rozsądne — kontynuuje uczony — Można właścicielom uświadamiać, że ich pupile są szkodnikami, i że mogliby trochę częściej trzymać je w domu, niż robią to teraz. Nie wypuszczać ich na przykład na noc.
Myślę, że problemem jest też bardzo złe podejście do kotów wiejskich. 70% kotów na wsi dostaje do jedzenia resztki. Takie nieodpowiednie odżywianie nie zaspokoi ich potrzeb pokarmowych. Gdyby ktoś tak karmił psa, to pies by szybko zdechł lub był w takim stanie, że przyjechałaby policja lub jacyś obrońcy zwierząt. Ludzie nie widzą nic nagannego w tym, że kotu nie daje się jedzenia, a to jest dodatkowa motywacja dla kota, że on musi wyjść i polować.
Jest też szereg rozwiązań technicznych, różnych urządzeń, poczynając od prostych dzwoneczków poprzez bardziej zaawansowane elektroniczne kołnierze, fartuszki. One odstraszają ptaki i zmniejszają szanse kota na sukces w polowaniu."
Zdaniem Michała Żmihorskiego w Polsce jest zupełnie nierealne, żeby polski rolnik kupił coś takiego dla swojego kota. Ale część osób bardziej świadomych mogłaby z tego skorzystać. Rozsądne i przyjazne kotom byłoby osiatkowanie części balkonu, tarasu, ogrodu, gdzie kot miałby pewną swobodę, ale nie mógł szkodzić. Naukowcy sugerują też wprowadzenie rozwiązań prawnych, które — podobnie jak w przypadku psów obciążyły właścicieli odpowiedzialnością za szkody w środowisku.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)