Pochodzący z Dagestanu w Rosji hodowca Abdul Rustam Chajbulajew, od którego Warszawa wypożyczyła kozy, i który był odpowiedzialny za opiekę nad nimi, powiedzial w rozmowie z TVP Info, że winnym całej sytuacji jest według niego bezdomny, któremu zlecił nadzór nad zwierzętami.
„Nie czuję się w niczym winny. Ten człowiek [bezdomny – red.] zobowiązał się opiekować zwierzętami. Źle się opiekował, doprowadził do tej sytuacji, nic nas nie poinformował. On dostanie zarzut za to, że zostawiał kozy bez opieki, wyłączał pastuch elektryczny i szedł sobie w cholerę” – powiedział hodowca w programie „#Jedziemy” na antenie TVP Info.
Hodowca opowiedział, że podpisywał z warszawskim Zarządem Zieleni umowę na opiekę nad kozami, ostatnia taka umowa opiewała na sumę 96 tys. zł. Mężczyzna do opieki nad zwierzętami "zatrudnił podwykonawcę", ktorym okazał się bezdomny, ktory według medialnych doniesień pracował za 50 zł miesięcznie i parówki.
Zatrudnili nas, było wszystko ok. Wywiązaliśmy się, podpisaliśmy drugą, potem trzecią umowę. Na trzeciej my zaufaliśmy temu człowiekowi. Wydawało nam się po trzech latach, jak on już nie pił, że jest na tyle poważny, że jak coś powie, to będzie wykonywał. Stało się to, co się stało – mówi Chajbulajew.
Stołeczny projekt i kozy Abdula pod opieką bezdomnego
Przypomnijmy, kilka dni temu jeden z mieszkańców Warszawy poinformował służby i organizację Animal Rescue o tym, że zwierzęta na wyspie, ulokowane tam przez władze Warszawy w celu wyjadania roślinności, które z kolei miało pomagać gniazdowaniu ptaków, umierają. Kontrola na miejscu potwierdziła te doniesienia, na miejscu zastano 30 żywych kóz z 60, jednak te też są w bardzo złym stanie. Zwierzętami zajęły się już służby weterynaryjne.
Kozy pochodzą z hodowli zwierząt pod Warszawą należącej do pochodzącego z Dagestanu w Rosji Abdula Rustama Chajbulajewa. Opiekę nad nimi sprawował w jego imieniu bezdomny mężczyzna, który wyznał w rozmowie z TVN24, że od jakiegoś czasu umiera po kilka zwierząt dziennie, „padają jak muchy”. Męzczyzna przyznał też, że to on pozbywał się zwłok – topił je w Wiśle lub zakopywał, ale powoli zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że chyba postępował źle.Sprawą zajęła się policja. Na razie nie wiadomo, co jest przyczyną masowej śmierci zwierząt. Miasto wcześniej podpisało umowę z właścicielem stada i to on ponosi odpowiedzialność za jego smutny los.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)