Pracownicy transgraniczni znaleźli się dosłownie w pułapce przepisów. Frustracja sięgnęła zenitu, postanowili wziąć sprawy we własne ręce i zaprotestować wobec absurdu aktualnej sytuacji.
Od 20 kwietnia rząd rozpoczął stopniowe luzowanie wcześniejszych obostrzeń. Zaczęło się od swobody poruszania, oczywiście z pewnymi ograniczeniami, ale mimo wszystko można wychodzić na spacer do lasu czy parku.
Z kolei 25 kwietnia premier Mateusz Morawiecki ogłosił stopniowe przywracanie aktywności sportowej w kraju, zacznie się 4 maja od otwarcia boisk, w kolejce czekają sale szkolne i obiekty zamknięte, na końcu zapowiedziano otwarcie klubów fitness i basenów.
Morawiecki: Coś za coś
Podczas dzisiejszej konferencji premiera zapytano właśnie o poluzowanie restrykcji dotyczących przekraczania granic i kwarantanny w tym dla osób z terenów przygranicznych. Dziennikarze przywołali przykład Czechów, które pozwoliły na swobodny przepływ osób przez granice w grupach do 10 osób.
- Coś za coś. Skoro chcemy ograniczyć epidemię, musimy dalej ograniczać prawo do przemieszczania się - stwierdził polityk.
Morawiecki dodał, że Polska jako jedna z pierwszych wprowadziła sanitarne kontrole graniczne oraz ograniczyła ruch. Właśnie aktualny reżim kontrolny pozwolił na ograniczenie liczby zakażeń, a to znaczy, że zdał egzamin. Premier zasugerował też, że zamknięcie granic zostanie przedłużone. Termin kończy się 3 maja.
Zdaniem Morawieckiego odmrażanie gospodarki jest ważniejsze, jak również luzowanie obostrzeń wewnątrz kraju. Jak podkreślił premier zachowanie rygoru z zewnątrz pomoże, by liczba zarażeń w kraju była jak najmniejsza.
Wolimy zwiększać zakres swobód takich jak chociażby uprawianie sportu, czy odmrażanie gospodarki, które jest szalenie ważne dla utrzymania miejsc pracy i dla wzrostu gospodarczego w Polsce, niż sama prosta swoboda podróżowania. Cały czas musimy podejmować decyzje - coś za coś - ocenił Morawiecki.
- Coś ograniczamy, żeby w tym przypadku ograniczyć rozprzestrzenienie się koronawirusa. To są trudne decyzje, które musimy podejmować – zaznaczył Morawiecki.
Premier Brandenburgii pisze do polskiego rządu
Premier Brandenburgii Dietmar Woidke zwrócił się do władz Polski o złagodzenie surowych zasad dotyczących osób dojeżdżających do pracy w dobie koronawirusa.Woidke skierował pismo do polskiego rządu z apelem o złagodzenie reżimu kontrolnego dla mieszkańców przygranicza. List został wysłany 23 kwietnia i zaadresowany do Bartosza Grodeckiego, podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji.
Moim zdaniem, osoby dojeżdżające do pracy powinny mieć możliwość dotarcia do swojego miejsca zatrudnienia po drugiej stronie granicy - uważa Woidke.
Fragmenty pisma przytoczyła lokalna gazeta z Franfurtu nad Odrą „Maerkische Oderzeitung”.
Woidke napisał, że strona niemiecka rozumie kontrole graniczne, które wprowadziła Polska, ale podkreślił, że trzeba również pamiętać, że granica przecina wspólny region gospodarczy.
Protesty na granicach
„To jest absurd. Mieszkam po niemieckiej stronie, firmę mam w Lubieszynie. Dziś rano nie mogłem nawet żonie przerzucić kluczyków do samochodu, bo pan żołnierz stwierdził, że granica jest zamknięta” – z oburzeniem powiedział jeden z protestujących w rozmowie z Onetem.
„Wpuścicie nas do pracy. Wpuśćcie nas do domu”. Dziś na granicy polsko- niemieckiej protest mieszkańców pogranicza, pracowników transgranicznych i przygranicznych. @MorawieckiM apelujemy o zniesienie obowiązkowej 2 tyg. kwarantanny dla mieszkańców pogranicza. To 200 tys osób . pic.twitter.com/kFPYQ3f4MT
— Katarzyna Kotula (@KotulaKat) April 24, 2020
Granica jest tylko umowną kreską na mapie. Jeśli można przemieszczać się między miastami w Polsce, nie widzimy przeszkody w przywróceniu swobodnego ruchu przygranicznego dla osób mieszkających w tym rejonie, z zachowaniem rzecz jasna wszystkich obowiązujących obostrzeń i przepisów – apelowali zebrani.
Podobny protest odbył się na granicy z Czechami w Chałupkach. Mieszkańcy apelowali o podjęcie działań, które umożliwią im powrót do pracy. - Protestujący są wręcz w desperacji, ponieważ nie mają za co żyć - mówił obecny na miejscu poseł z ramienia KO Krzysztof Gadowski, podkreślając, że odmrażanie gospodarki powinno zahaczyć o pracowników transgranicznych. - Niech premier przyjedzie i zobaczy, jak tu wygląda życie. Wystarczy przejść kilka ulic, i jesteśmy jakby u siebie, chociaż za granicą - dodał Gadowski.
Protest na granicy z Czechami: Nie mamy za co żyć! Polacy chcą wrócić do pracy w Czechach.https://t.co/OVHOtRRZT3 pic.twitter.com/TOIeZ1GIow
— Dziennik Zachodni (@zachodni) April 24, 2020
Protesty odbyły się w sposób pokojowy z zachowaniem obostrzeń. Obyło się bez interwencji policji.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)