Jednak Michaił Chodarionok ma wątpliwości odnośnie tego, że tureccy piloci wykonali całą niezbędną w takich przypadkach kolejność działań. „Jeśli doszło do naruszenia granicy państwa, byliby zobowiązani skontaktować się z rosyjskimi pilotami na międzynarodowych częstotliwościach i ostrzec o fakcie naruszenia. Jeśli nie udało się skontaktować, turecki myśliwiec powinien wyjść albo z lewej, albo z prawej strony niewiele w przód naszego samolotu i trochę pomachać mu skrzydłami — nawiązać kontakt wzrokowy, pokazać: „chłopaki, coś robicie nie tak”. Potem on powinien zmusić go do lądowania. W skrajnym przypadku powinien on pokazać mu niezbędną drogę ogniem z działa, — wyjaśnia ekspert. — Turecki myśliwiec również raczej nie włączył radiolokacyjnego celownika, ponieważ jeśli by włączył, Su-24 ma system, który informuje o napromieniowaniu radiolokacyjnym celownika wroga. Mam poważne wątpliwości, czy to było zrobione. Nie mogę sobie wyobrazić, że piloci nie posłuchali ani jednego z tych znaków”.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)