Korespondent RIA Novosti Władimir Lebiediew porozmawiał z Andriejem, obsługującym latarnię morską na wyspie Gogland – najbardziej wysuniętej na północny zachód części Rosji.
Andriej przepracował 10 lat jako latarnik w Południowej Goglandzkiej Latarni Morskiej. Wyrósł w rodzinie żołnierza służby granicznej. Za swoje ojczyste miasto uważa Wyborg, choć urodził się w Tadżykistanie, na Pamirze. Ojciec chciał, aby syn poszedł w jego ślady, ale Andrieja zawsze interesowało morze.
Marzenie się spełniło: Andriej odsłużył 25 lat na statkach handlowych, przechodząc drogę od zwykłego marynarza do pierwszego mechanika. Podróżował po całej Europie, Afryce Północnej, był w wielu innych państwach. Najdłuższa morska podróż trwała trzy miesiące. Sztormy znosił lekko.Kiedy w latach 90. po rozpadzie Związku Radzieckiego rozpadła się również flota handlowa, Andriej musiał szukać pracy na lądzie. Spróbował swoich sił w budownictwie, ale nadal ciągnęło go w morze. Od znajomych dowiedział się, że jest możliwość popracować na Goglandzie – wyspie, o której tak często marzył podczas morskich wędrówek.
„Często pływałem koło Goglandu, patrzyłem na mapę i marzyłem, jak będę chodzić po wyspie. Chciałem trafić na tę wyjątkową wyspę” – przyznał Andriej.

Niemal bez namysłu nasz bohater zaczął nowy rozdział w swoim życiu – został latarnikiem południowej latarni morskiej na Goglandzie. Na wyspie, z daleka od ludzkich tłumów i cywilizacji, Andriejowi jest dobrze. To doświadczenie życia na dalekich pogranicznych punktach zebrane w dzieciństwie.
Pierwsze trzy lata pracy latarnik ani jednego dnia nie spędził na wielkim lądzie. W tamtych czasach na Goglandzie życie było wesołe: do kurortu przyjeżdżali przyjaciele z rodzinami.
Teraz warunki są bardziej kameralne. Z przyjaciółmi Andriej coraz częściej rozmawia tylko przez Skype’a.

Towarzystwa dotrzymuje mu jedynie wierna psina Kliopa, która dostała mu się w spadku od poprzedniego latarnika. Bez względu na swój zaawansowany wiek — 16 lat — i niewielkie rozmiary Kliopa jest postrachem wszystkich zwierząt na wyspie. Miniaturowy piesek nieustraszenie goni za lisami i jenotami. Ta mała suczka z dumną miną towarzyszy latarnikowi, w tym także na stanowisku pracy – w technicznym bloku elektrycznym, gdzie ustanowione są silniki dieselowe, zapewniające latarni energię elektryczną.

Urozmaicić menu i zwiększyć zapas produktów Andriejowi pomaga własny ogródek. Na plantacjach latarnika rosną ogórki, pomidory, ziemniaki. Na Goglandzie można znaleźć jagody. W zatoce, niedaleko domu, rozstawione są sieci. Zaprawiony wędkarz bez trudu złapie okonia albo łososia.
Witaminy, naturalne jedzenie i świeże powietrze robią swoje. W ciągu 10 lat życia na wyspie Andriej nie chorował ani razu.
Święta Andriej spędza sam: zwykle gotuje sobie coś pysznego, na przykład dusi gęś z ziemniakami, i pozwala sobie wypić kilka lampek.

Internet na wyspie jest tylko w domku Andrieja, toteż członkowie ekspedycji często go odwiedzają, aby podłączyć się do sieci, ale również porozmawiać od serca.
Wielu wolontariuszy przyznaje, że po całym dniu pracy wyspa im się śni. Latarnikowi Andriejowi w ciągu 10 lat pracy wyspa Gogland nie przyśniła się ani razu. Za to co noc śnią mu się statki, morze, wachty. Marynarz nawet na lądzie w duszy pozostaje marynarzem…

Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)