Dzwonili do mnie chłopcy z piechoty morskiej, lotnictwa, desantu po 4-5 razy dziennie i wykrzykiwali: „Co wy sobie tam myślicie?! Róbcie coś! Rosja wysłała okręt, który zagłusza całą naszą łączność! Na lotnisku w Kirowśke lądują nocami Ił-y, wyładowują sprzęt! Co mamy robić?! Kiedy otrzymamy jakieś rozkazy?”. Ale rozkazy nie przyszły.
Po tym, jak Rosja zajęła cały Krym i wzięła się za rozmieszczanie tam swoich wojska, chłopaki znowu zaczęli wydzwaniać. Ze złośliwym uśmieszkiem opowiadali, jak im… dobrze w armii rosyjskiej!!! Dali wszystko nowe: i ubrania, i wyposażenie, i żołd podnieśli, i wszystko w dechę! Ale wyczuwało się tyle bólu duchowego w ich głosach.
„Czapki do kamuflażu kupcie sobie sami”
Na samym początku operacji antyterrorystycznej, zamiast podejmowania ważnych decyzji, jak zawsze zaczęto zajmować się głupotami. Przyszedł rozkaz: furażerki pilotów zamienić na czapki polowe. Przy czym czapek do letnich mundurów w ogóle się nie wydaje, a tylko furażerki. Dlatego musieliśmy kupić je na bazarze za swoje pieniądze. Na pytanie: po co? Odpowiedziano: „Aby wróg, gdy będzie przelatywać nad pułkiem, nie wyjaśnił, że to pułk lotniczy”. Większej głupoty nie słyszałam w życiu, zwłaszcza jeśli uwzględnimy, że nawet Google Maps pokazuje stojące w Brodach (baza lotnicza w obwodzie lwowskim, w której służyła Sawczenko – przyp. red.) śmigłowce na lotnisku.
„Jeśli otrzymałabym rozkaz, byłabym po stronie Berkuta”Przeciwko ludziom w pierwszym szeregu kordonu wystawiono kursantów uniwersytetów MSW. To byli chłopcy, mający po 17-20 lat. Berkut stał za ich plecami, około 50 metrów dalej. Kostka brukowa do Berkuta nie dolatywała, nie mówiąc już o władzach. A leciała prosto w te dzieci…
Nie byli „demonami”, po prostu wykonywali rozkazy. Na ich miejscu dokładnie tak samo ja mogłabym wykonywać rozkazy, i każdy, kto służy w strukturach siłowych. Sprawiało mi trudność podejmowanie decyzji. Przecież ludzie — i na Majdanie, i Berkut – to mój naród ukraiński, którego przysięgałam bronić. A teraz musiałam wybierać.
„Powstańcy nie byli zwierzętami”
17 czerwca 2014 roku, godz. 06:10. Śpię. Dzwoni dowódca batalionu: „Naszych w klubie golfowym ostrzeliwują, budź szefa wywiadu!”. Wstaję, dzwonię do naczelnika wywiadu: „A? Co? Ku..! Dobrze!”. Wiadomo, jeszcze się nie obudził.
Biegam, budzą wywiad. Chłopcy otwierają oczy leniwie. Słowa jednego starego wojaka poraziły mnie: „Nie wypiłem jeszcze kawy…”. A niech go! Wiadomo!
Pojechaliśmy. Podkradłam się około 200 metrów do zasadzki. A tu, gdzieś w odległości dziesięciu metrów, wychodzi mniej więcej 20-letni chłopak w kamizelce kuloodpornej, bez hełmu, karabin w lewej ręce trzyma. Pewnie mańkut. Potem przełożył do prawej. Karabin zabezpieczony?! Matko, zupełny dzieciak! Albo zgłupiał! I do mnie: „Chodź tu, wpadłaś!”. Pierwsza myśl: czy moja niewola warta jest jego życia? Mój karabin nie jest zabezpieczony, na pewno go zabiję… Późnej strzelanina. Może i mnie zabiją, a może między drzewami przemknę… Druga myśl: 4000 metrów z tyłu są ranni. Nie uszli zbyt daleko… Aby tylko separatyści nie pognali za mną i abyśmy razem nie dogonili rannych…Było nie było! Gdzie nasi nie bywali! Niewola jak niewola!
…Nawiasem mówiąc, zwierzętami powstańcy nie byli. Też są ludźmi, też Ukraińcy! Po prawdzie, to chętniej z połową w nich poszłabym w bój ramię w ramię, niż z połową naszych. I nie są naszymi wrogami, a przeciwnikami, a to ogromna różnica… Być może, ktoś jest na nich bardzo zły, nie będę się spierać. Każdy z nas ma swoją prawdę.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)