Zanim nagrodzone dzieło trafi na szerokie ekrany, korespondentce radia Sputnik udało się porozmawiać przez telefon z polskim krytykiem filmowym Piotrem Czerkawskim, który nie tylko już oglądał dzieło rosyjskiego reżysera w Wenecji, lecz też miał okazję przeprowadzić z nim obszerny wywiad.
— Mimo ostrzeżeń, że Andriej Konczałowski nie lubi dziennikarzy, zrobił Pan z nim wywiad. Jakim rozmówcą jest rosyjski reżyser? Czy łatwo się z nim rozmawia?
— Rozmawia się z nim specyficznie, pozwolę sobie użyć takiego eufemizmu. Przyznam, że ta świadomość mnie przyciągnęła do rozmowy z panem Konczałowskim. Wiedziałem, że to będzie niezwykłe i zaskakujące doświadczenie. Na początku było trudno, bo jeszcze wtedy nie znałem głównej zasady, jaką trzeba przyjąć w rozmowie z panem Konczałowskim. On nie lubi, kiedy się go pyta o interpretację filmów, kiedy konfrontuje się pewne tezy i ma się ochotę spytać, co on miał na myśli, kręcąc daną scenę. Z kolei, jeśli będziemy pytać go o kontekst narracji filmu, o to, jak film się odnosi do polityki, a warto wiedzieć, że polityka jest konikiem rosyjskiego reżysera, jeśli więc będziemy „krążyć" wokół filmu, a nie pytać o jego decyzje i wybory artystyczne, to rzeczywiście taki wywiad może być bardzo interesujący. Wówczas, pan Konczałowski jest szalenie ciekawym rozmówcą, bo jest też rozmówcą lubiącym prowokację, bardzo świadomie odnoszącym się do poglądów niepopularnych. On wie, co może zainteresować czytelnika i pod tym względem jest osobą wymarzoną do tego, aby z nim porozmawiać.— Pan oglądał nagrodzony film „Raj". Jakie są pierwsze wrażenia?
— No właśnie, w filmie jest dużo monologów. W przeprowadzonym przez Pana wywiadzie Konczałowski powiedział, że „zrobił to po to, aby wkurzyć współproducentów". A czy przypadkiem nie wkurzy samego widza, który przywykł do filmu akcji?
— (śmiech) Jeśli nawet wkurzy, to taka była intencja Konczałowskiego, jako człowieka, który już kilka filmów akcji nakręcił. Przecież w latach 80-ych miał epizod hollywoodzki. Funkcjonował w tamtym przemyśle i sam siebie nazywa reżyserem do wynajęcia. Zrobił filmy wręcz kultowe, bardzo dobrze oceniane, których on się dzisiaj wstydzi, co zaskakuje. Ludzie nie mogą rozumieć, jak można się wstydzić takiego filmu jak „Uciekający pociąg". Natomiast Konczałowski wyniósł z tego okresu głęboką awersję do Hollywood, do tamtego stylu opowiadania, dynamicznego, wulgarnego wręcz języka filmowego i może to, że teraz zrobił taki film jak „Raj", to jakaś chęć radykalnego zanegowania i kolejna prowokacja w karierze mistrza.— Czy film Konczałowskiego nie spotka się z zarzutem, że sięgnął po temat wojny i Holocaustu? Niektórzy krytycy mówią o nadużywaniu tej tematyki.
— Myślę, że to jest na tyle ważny temat, że nie można mówić o nadużyciu. Wątpliwości mogą być jedynie związane z tym, w jakiej formie o nim opowiadać. Oglądając film, miałem wrażenie, że to jest opowieść arystokratyczna. Z jednej strony opowieść o wojnie, Holocauście, rzeczach okropnych, ale z drugiej to opowieść taka aksamitna, salonowa. Bohaterowie mówią pięknym językiem, mają szlachetne zainteresowania. Tam się cytuje Czechowa, klasyków. Obawiam się, że może ta wizja wojny jest zbyt piękna, zbyt wygładzona. To może być coś problematycznego, ale była to świadoma decyzja artystyczna reżysera. Obcując z Konczałowskim miałem wrażenie, jakbym spotkał taką postać z powieści Nabokowa. Takiego samoświadomego arystokratę, ironicznego, prowokacyjnego, ale bardzo jednocześnie kulturalnego erudyty. Wydaje mi się, że jest w tej wizji szczery. Odniosłem wrażenie, że jest przygotowany na to, że ona nie spodoba się każdemu, że będzie prowokować wątpliwości, ale zrobił film w zgodzie z samym sobą. Jednym się to podoba, inni byli na nie, ale myślę, że taka reakcja polaryzująca widownię to jest właśnie coś, na czym artyście zależy.— Tak, i od początku był wymieniany w gronie faworytów. Jak mówiłem, niektórzy byli przekonani, że dostanie nagrodę główną. Konkurencja była bardzo silna w tym roku, było 4-5 tytułów, o których się mówiło, że zostaną nagrodzone. Już nawet znalezienie się w tym gronie, to na pewno duży zaszczyt. Jeszcze jedna rzecz wydaje mi się ciekawa i warta podkreślenia. Mówiono nie tylko o Konczałowskim w kontekście tego filmu. On sam bardzo chwalił i bardzo promował Julię Wysocką, swoją żonę, które zagrała główną rolę w „Raju". Ona pogodziła niejako odbiorców, bo nawet ci krytycy, którzy zarzucali pewne uproszczenia czy nieścisłości samemu „Rajowi", doceniali zgodnie kreację Julii Wysockiej.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)