— Co było impulsem do inscenizacji sztuki Tadeusza Różewicza „Stara kobieta wysiaduje" i jak się Panu pracowało z aktorami teatru „Sowriemiennik"?
— To moje drugie spotkanie z aktorami „Sowriemiennika", tak że już zdążyliśmy się polubić. Nie było żadnych problemów, ja pracuję w Rosji już od wielu lat, więc jest to kolejna fantastyczna przygoda. Szukaliśmy dość długo tekstu, który chcielibyśmy zrobić w „Sowriemienniku", szczególnie że był pomysł, żeby w tym przedstawieniu grała Marina Niejolowa. Pomyślałem, że warto przywrócić Różewicza rosyjskiej publiczności, ponieważ Rosjanie znają dobrze Mrożka, troszkę znają Gombrowicza, natomiast tak naprawdę w ogóle nie znają Różewicza, jednego z największych polskich dramaturgów, genialnego poety, a jeszcze przy tym ja go znałem osobiście i wiele rzeczy się od niego nauczyłem, jeśli chodzi o teatr, więc bardzo mi zależało na tym, żeby go pokazać i dlatego padł wybór na tego autora i na tę sztukę, bo myślę, że ona dzisiaj jest niebywale aktualna i ważna, a w teatrze trzeba o ważnych rzeczach mówić.
— Jednym z Pana dwóch stałych adresów jest Sankt Petersburg. Co Pana łączy z tym miastem?— Jestem absolwentem Akademii Teatralnej w Sankt Petersburgu, tam wykładam na Wydziale Reżyserii i Wydziale Aktorskim, mieszkam tam z rodziną. A Warszawa jest moim drugim miastem rodzinnym, spędziłem tam całe dzieciństwo. Jedną nogą jestem w Petersburgu, drugą w Warszawie. Kończę niedługo premierę w Moskwie i wyjeżdżam do Polski, gdzie zaczynam próby, w Warszawie. Tutaj robiliśmy Różewicza, a w Polsce będziemy wystawiać „Ożenek" Gogola.
— W różnych polskich teatrach wystawiał Pan spektakle „Wujaszek Wania", „Wiśniowy sad", „Bracia Karamazow", „Ożenek". Dlaczego właściwie dzieła Czechowa, Dostojewskiego, Gogola są dla Pana interesujące i bliskie?
— Z jednej strony oczywiście szkoła, którą kończyłem, bo jak człowiek mieszka w Petersburgu, mieście Dostojewskiego, to nie robić Dostojewskiego byłoby nieprawidłowym. Rok temu zrobiliśmy premierę „Wujaszka Wani" w Warszawie z Wojtkiem Malajkatem, Anną Dereszowską, Michałem Żebrowskim w głównych rolach, i to jest spektakl, który jest w tej chwili spektaklem kultowym w Warszawie, na to przedstawienie nie można się dostać, tzn. że jest to dobra klasyka, dobry tekst, mądry i ważny, w wykonaniu świetnych aktorów — właśnie to jest dzisiejszemu teatrowi i jego publiczności potrzebne, bo myślę, że wszyscy już są zmęczeni wiecznym eksperymentowaniem w teatrze. Dobrze jest pokazywać dobrą literaturę w wykonaniu dobrych aktorów.
„Stara kobieta" Różewicza została zrobiona w Moskwie właśnie dlatego, że to jest takie miasto, miejsce w kontekście dzisiejszego świata ważne, my żyjemy w kontekście wojny — wojny, która nas otacza. A dla Różewicza ten kontekst wojny był niezwykle ważny. I to jest to pytanie, które powinniśmy sobie dzisiaj wszyscy zadać: Jak żyć mimo tych wszystkich zagrożeń, które nas otaczają — jak żyć i być szczęśliwym, kochanym, potrzebnym w takim głębokim znaczeniu tych słów.To przedstawienie jest też takim moim marzeniem, marzeniem o tym, jak w tym świecie, w którym żyjemy, umieć współczuć i współprzeżywać z ludźmi, których dotyka ból, cierpienie, śmierć, ale też jak samemu być szczęśliwym i jak ludzie, którzy są wokół nas, mogą osiągnąć szczęście.
— Kim właściwie jest Pana zdaniem nasza wybitna aktorka Marina Niejolowa w roli tej starej kobiety, o której napisał Tadeusz Różewicz?
— Oczywiście jest kobietą, matką, kochanką, jest Matką Ziemią, która się odradza, jest kosmosem, jest pieszczotą, ciepłem, słońcem, tęsknotą, jest wszystkim tym, o czym marzymy, i czego nam bardzo często brakuje.
— Często polityka niestety buduje granice między narodami, państwami, ale misja kultury jest inna.
— Kultura jest ponad polityką. Ja się polityką raczej nie zajmuję, nie interesuję nią i nie umiem się tym zajmować. Cieszę się bardzo, że mogę pracować w różnych krajach, bo pracuję w całej Europie, i staram się właśnie, żeby te mosty między kulturami można było jak najdalej przerzucać. Wymiana kulturowa między nami jako ludźmi nas po prostu wzbogaca. Teatr ma umiejętność tworzenia takich obrazów, które są magiczne, i takiego świata, jakiego my nie zobaczymy ani w kinie, ani w życiu codziennym. Najważniejsze dla mnie w teatrze są emocje — jeśli teatr emocjonalnie wpływa na widza, widz nie musi wszystkiego zrozumieć, ale jeśli uda mu się coś przeżyć i poczuć w sercu, to znaczy że ta robota, którą robimy, jest po coś.Wyrażamy wdzięczność dla reżysera Andrzeja Bubienia za udział w audycji radia Sputnik. Rozmawiała z nim korespondent Irina Czajko.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)