Rūta Vanagaitė opowiedziała, że postanowiła napisać książkę o okrucieństwie rodaków w czasie II wś po tym, jak usłyszała lekcję litewskiego historyka, która nią wstrząsnęła – informuje TUT.BY. Uważa się, że Litwa nie brała udziału w Holokauście, jednak na lekcji usłyszała inną wersję: piramida mordów zaczynała się od litewskiego rządu, przy czym brała w niej udział cała administracja cywilna i policja.
„Zaczęłam rozmawiać z wieloma historykami i zobaczyłam, że piszą i mówią prawdę, ale bardzo sucho, w akademickim stylu. Chciałam napisać prawdę w sposób popularny, napisać szokującą prawdę tak, aby wszyscy ją przeczytali” – opowiedziała dziennikarka.Vanagaitė dowiedziała się, że również jej krewni byli uczestnikami Holokaustu. Mąż jej ciotki był naczelnikiem policji, a dziadek sporządzał listy Żydów i działaczy radzieckich, których potem zabijano. Pisarka wyraziła nadzieję, że jej przodek nie wiedział, po co tworzył te listy.
„Wcześniej był dla mnie bohaterem, a potem przestał nim być. Po tym jak sporządził te listy, w nagrodę dostał dwóch jeńców wojennych, którzy mieli pracować na jego ziemi” – wspomina Vanagaitė.
Według niej, do batalionów policyjnych szli ochotnicy, zatem można było zrezygnować z udziału w zabijaniu. Następstw takiej odmwy praktycznie nie było: w najgorszym razie można było spędzić noc w karcerze albo nie dostać od Niemców „pieniędzy i tego, co można było zagrabić”. Dziennikarka jest przekonana, że państwo powinno wiedzieć: jeśli w domu są przedmioty antykwaryczne, to możliwe, że należały do ofiar Holokaustu. Opowiada, że pomocnicy nazistów nie szczędzili nikogo. Dzieci grzebali żywcem, albo rozbijali im głowę o drzewo.
„Ludzie mówią, że w niektórych miejscach drzewa były wykręcone, dlatego, że tak dużo dziecięcych czaszek o nie rozbito” – powiedziała Vanagaitė. Według dziennikarki, nie zna ona ani jednego przypadku pokajania. Uczestnicy zbrodni tłumaczyli się tym, że „jeśli ja nie będę strzelać, to kto inny będzie”.Publikacja książki Rūty Vanagaitė wywołała na Litwie gwałtowną reakcję. Pisarka opowiedziała, że społeczeństwo podzieliło się. Wielu jej krewnych i przyjaciół powiedziało, że „pracuje dla Żydów” i Kremla. Dziennikarka dodała,że po publikacji straciła połowę znajomych.
„Mówili mi: spójrz mi w oczy i powiedz, ile Żydzi tobie za to zapłacili”. A mnie wydawnictwo zapłaciło 1500 euro za pół roku pracy. To jest całe moje honorarium, zarobione na Holokauście” – powiedziała pisarka. Jak mówi, na targach książki trzy dni musiała spędzić w towarzystwie ochroniarza. Organizatorzy przestraszyli się gróźb, jakie pojawiły się w internecie pod adresem Vanagaitė.
„Szczytem było, kiedy Departament Bezpieczeństwa Państwowego dokonał oświadczenia, że moja książka to zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego” – opowiada dziennikarka.
„Trzeba zniszczyć pomniki postawione mordercom. W trzech czy pięciu miejscach na Litwie stoją pomniki postawione ludziom, którzy strzelali i dowodzili tym, między innymi na Białorusi. Po wojnie zaczęli walczyć o litewską niepodległość. I nikt nie pytał, co robili wcześniej” – uważa pisarka.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)