Piszę ten list, aby przekazać Wam — redakcji Sputnika Polska wojenne historie mojej rodziny. Będą dotyczyć głównie moich dziadków. Mam nadzieję, że zrobię coś, aby te historie ocalić od zapomnienia.To dla mnie bardzo ważne. (…) Niech będą świadectwem historii — napisał autor.
Mój dziadek był więźniem niemieckiego obozu koncentracyjnego. Został oznaczony przez hitlerowskie Niemcy mianem „więźnia politycznego". Do dziś mam jego ''P'' z obozowego pasiaka. W obozie był przez 5 lat. Przeżył. Historia, o której mówię wydarzyła się wczesną wiosną roku 1945.W miarę ofensywy Armii Radzieckich Niemcy pospiesznie wycofywali obozy i niszczyli dowody zbrodni. Tymi „dowodami" byli także więźniowie. Tych, co nie mogli iść — mordowano. Dziadek również był „ewakuowany".
Front znacznie zbliżył się do obozu i Niemcy musieli uciekać — gnali ze sobą także więźniów. Ci, co osuwali się na ziemię byli dobijani z pistoletów — wspomina dziadek.
Tym razem ponownie — na porannym apelu (godzina 5 z minutami) oprócz przemowy komendanta obozowego słychać było potężny huk artylerii. Bynajmniej nie były to działa niemieckie. Miejscami niemczyznę ten huk zagłuszał. I tym razem podjęto decyzję o ewakuacji.Była to duża kolumna więźniów około tysiąca osób. Wymarsz był ciężki — mróz i zmęczenie nie dawały szans na długi wysiłek.
Szliśmy czwórkami prawdopodobnie na zachód. Mijaliśmy żołnierzy niemieckich, zniszczony sprzęt. Naszym oczom ukazywał się, co jakiś czas widok zbombardowanych niemieckich kolumn wojskowych. Byli ranni, zabici, ale głównie sprzęt wojskowy — wspomina dziadek.
Żołnierze niemieccy nie patrzyli na nas, maszerowali bardzo szybko, ale często to maszerowanie przypominało wręcz wleczenie się.
Pamiętam też taki dla nas spektakularny widok, kiedy to żołnierze niemieccy palili w ognisku hitlerowskie flagi, żeby nie dostały się w ręce „bolszewików", jak oni to mówili.
Prowadzili nas tak dłuższy czas, ale zdążyliśmy zauważyć, że wielu SS-manów i kapo zaczęło znikać. Było już całkiem widno, kiedy zarządzono postój. To był ostatni rozkaz wydany nam więźniom.Słychać już było nie tylko huk dział, ale strzały z broni ręcznej. Nie byliśmy w stanie iść dalej. Kilka godzin później usłyszeliśmy silniki czołgów i rzeczywiście za jakiś czas zza zakrętu wyłoniło się kilka czołgów radzieckich, a za nimi także były jakieś samochody ciężarowe. Na czołgach był desant. Przestraszyliśmy się, bo nie wiedzieliśmy jak oni na nas zareagują.
Tymczasem tanki się zatrzymały, zszedł jakiś dowódca tej kolumny i coś mówił do nas po rosyjsku. Był wśród nas więzień, który miał kontakt z jeńcami radzieckimi i umiał mówić po rosyjsku. Tak więc wyjaśniliśmy mu, co i jak.Żołnierze byli zaszokowani naszym stanem. Potem mówiąc w dużym skrócie tych, co trzeba było odwieźli do szpitala a ci, co mogli i chcieli po krótkim odpoczynku rozpoczęli wymarsz do swoich domów.
To historia mojego wyzwolenia spod okupacji hitlerowskiej opowiedziana w dużym skrócie. Wiele już nie pamiętam, ale chcę przekazać to, co mogę potomnym.
Kolejna część wspomnień dziadka Jana Kowalskiego już wkrótce na Sputniku
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)