(Przeciwnicy Trumpa — red.) zgodnie ze zwyczajem sięgnęli po sprawdzony temat — czyli cyberzagrożenia, jednak nadali mu nowy wydźwięk. A dokładnie — oskarżyli Moskwę o ataki hakerskie na amerykańskie elektrownie jądrowe, o czym zawiadomili media, tradycyjnie występując w roli „anonimowych źródeł" — pisze Charłamow.
Och, te słynne anonimowe źródła… Zgodnie z publikacją agencji Bloomberg, Rosja może mieć związek z atakami na dziesiątki obiektów energetycznych, w tym na elektrownię atomową Wolf Creek w stanie Kansas. Zdaniem autorów publikacji, takie cyberataki stanowią ogromne zagrożenie — wirtualni „agresorzy" wybierają sobie coraz poważniejsze cele, tym razem chcąc pozbawić Stany Zjednoczone energii.
Żadnych dowodów, rzecz jasna, nie przedstawiono. Zresztą już od dawna nie są one potrzebne, kiedy mowa jest o takiej „światowej zbrodniarce" jaką rzekomo jest Rosja. Jak wiadomo, jest ona winna a priori. Z tego przechodzącego wszystkie granice absurdu można by się pośmiać i zapomnieć. Ale nie ma co się śpieszyć. To oskarżenie jest o wiele bardziej poważne od insynuacji ws. rzekomej ingerencji Rosji w wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Teraz chodzi o bezpieczeństwo Ameryki i jej obywateli. Można powiedzieć o śmierć i życie.W tej sprawie amerykańskim obywatelom mogą włączyć się elementarne mechanizmy samoprzetrwania, które z powodzeniem wykorzystywały władze USA w ostrych okresach „zimnej wojny" — kontynuuje autor. Wówczas mówiły one, że Związek Radziecki jest gotów fizycznie zniszczyć Amerykę. I osiągnęły potrzebne nastroje i praktycznie bezwarunkowe wsparcie dla swojej „świętej wojny" z zagrożeniami.
Obecnie, trochę modernizując temat, anonimowe źródła twierdzą, że Rosja obrała sobie za cel jej elektrownie jądrowe… Takie publikacje mogą zyskać ogromny rozgłos i nastawić ludzi według czyjegoś planu. Zresztą w ślad za agencją Bloomberg swoje pięć centów do tej skarbonki „wrzuciła" również telewizja CNN informując, że rosyjski wywiad zwiększa wysiłki odnośnie zbioru informacji w USA, znów powołując się na anonimowe źródła.Zdaniem Ilji Charłamowa, te publikacje pojawiły się „w samą porę" — bezpośrednio przed spotkaniem Władimira Putina i Donalda Trumpa w Hamburgu. I jest to jeszcze jedno ogniwo w łańcuchu, które powinno blokować wszelkie szanse na poprawę stosunków z Moskwą.
Aby w podobnym „bulionie" informacyjno-politycznym, który nagotowali waszyngtońscy przeciwnicy Donalda Trumpa, udało mu się osiągnąć chociaż jakiekolwiek porozumienia z Rosją, musiałby być mistrzem politycznej ekwilibrystyki. Na razie nie zademonstrował jednak podobnych umiejętności. Co więcej, sam dokłada wszelkich starań, aby maksymalnie odsunąć od siebie jakiekolwiek podejrzenia o pozytywny czy chociażby neutralny stosunek do Rosji.Jednak Donald Trump słynie ze swojej nieprzewidywalności i chciałoby się wierzyć, że okno możliwości dla rosyjsko-amerykańskiej współpracy nie zostało zamknięte — podsumował sprawozdawca Sputnika Ilja Charłamow.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)