Giorgos Karabatzakis, przewodniczący rady wiejskiej w rozmowie ze Sputnikiem podkreślił, że co noc wojsko i policja prowadzą „bitwę” o granicę. Jak dodał, po stronie tureckiej, ktoś od czasu do czasu wykrzykuje powitanie po grecku, najwyraźniej, aby dowiedzieć się, czy po stronie greckiej jest ktoś i czy terytorium jest ochraniane:
- W nocy, kiedy też tu byłem (w pobliżu rzeki – red.), słyszeliśmy głosy. Ktoś wykrzykiwał po grecku „dobry wieczór”, „cześć”, aby dowiedzieć się, czy nasza strona jest ochraniana. Zawsze odpowiadamy i nie przestaniemy tego robić. Nie wiem, kto to jest. Tureccy pogranicznicy, uchodźcy? Nie wiadomo. Odpowiadamy po grecku, aby wiedzieli, że terytorium jest ochraniane – mówił Karabatzakis.
Jak podkreślił, dzięki obecności policji i wojska, napływ migrantów, z których większość to „nie Syryjczycy, ale mężczyźni z Afganistanu, Pakistanu i Somalii”, zmniejszył się.

Mieszkańcy małej wioski są obecnie szczególnie aktywnie zaangażowani w walkę z napływem migrantów do Grecji:
Mieszkańcy są przygotowani na wszystko. Większość z nich to osoby starsze. Zaopatrzyli się w żywność i napoje dla policji, żołnierzy i straży granicznej. Budynek administracyjny rady wiejskiej jest otwarty dla chłopaków (policjantów - red.), jeśli któryś z nich chce odpocząć, ponieważ biegają wzdłuż rzeki (w celu wyłapywania nielegalnych migrantów - red.) – powiedział Karabatzakis.
Sytuacja na granicy między Grecją a Turcją w regionie Evros pozostaje wyjątkowo napięta. W zeszłym tygodniu Turcja ogłosiła, że otworzyła granice z UE dla uchodźców, ponieważ nie jest w stanie samodzielnie poradzić sobie z nową falą migrantów z Syrii. Następnie tysiące nielegalnych imigrantów ruszyło w kierunku granicy z Grecją. Lokalna policja i wojsko użyły gazu łzawiącego, granatów hukowych i armatek wodnych, aby zapobiec nielegalnemu przekroczeniu granicy.
„Wszyscy czekamy na telefon”
Według źródeł rządowych migranci ze strony tureckiej nie rezygnują z prób przedostania się na terytorium Grecji. Niektórzy nielegalni imigranci próbują zniszczyć ogrodzenie, inni chcą przedostać się wpław na drugi brzeg rzeki.
Gwardia Narodowa jest częścią greckiej armii. Składa się z rezerwistów, którzy na stałe przebywają na terenie jednostki gwardii.

29-letni żołnierz Gwardii Narodowej Vaggelis Gavranidis z wioski Kastanies na brzegu rzeki Evros w rozmowie ze Sputnikiem powiedział, że jest „w pełni gotowy na mobilizację”. Gavranidis spodziewa się, że zostanie wezwany, by pomóc w ochronie greckiej granicy.
Należę do Gwardii Narodowej, podobnie jak około 50 mieszkańców wioski. Należymy do armii, mamy broń. Jesteśmy powoływani do wojska w razie konieczności i na rozkaz – wyjaśnił.
Dotychczas wojsko nie angażowało żołnierzy Gwardii Narodowej w patrolowanie i pilnowanie granicy, na którą napiera tysiące migrantów z terytorium Turcji. „Ale wszyscy jesteśmy w pogotowiu i czekamy na telefon” – zapewnił.
Broń, którą posługują się żołnierze Gwardii Narodowej, należy do armii, jej gotowość do użycia jest regularnie sprawdzana przez oficerów. Ponadto gwardziści często uczestniczą w ćwiczeniach organizowanych przez wojsko.
Życie codzienne
Autokary z policjantami, które od czasu do czasu zatrzymują się na centralnym placu w mieście Orestiada w północno-wschodniej Grecji, już nie robią szczególnego wrażenia na mieszkańcach. Funkcjonariusze przyjeżdżają, aby przejść się po mieście i odpocząć kilka godzin, zanim znowu wrócą na granicę.
Mieszkanka Orestiada Popi Petridou powiedziała w rozmowie ze Sputnikiem, że nadal wykonuje codzienne obowiązki, a – jej zdaniem – dzieci, które mieszkają zagranicą i czytają wiadomości, są bardziej zaniepokojone niż ona.
- Nasze dzieci martwią się bardziej niż my tutaj. Żyjemy tak, jak wcześniej – podkreśliła Petridou.
„Nie ma pracy”
Zamknięcie turecko-greckiej granicy powstrzymuje nie tylko migrantów, ale i Turków, którzy regularnie przyjeżdżali z Edirne (Adrianopol). W kawiarniach i tawernach w Kastanies menu jest dostępne w języku tureckim, bo lokalne są często odwiedzane przez gości z zagranicy.
Dobrze zrobili, że zamknęli wjazd, ale teraz, kiedy nikt nie przejeżdża, nie mamy pracy, bo większość naszych klientów pochodzi z Turcji – powiedział w rozmowie ze Sputnikiem właściciel kawiarni na placu w Kastanies.
W Czysty Poniedziałek (rozpoczyna wielki Post - red.) w Orestiadzie wszystkie hotele i apartamenty są przepełnione: wielu Greków jak zwykle zamierzało spędzić weekend w Edirne, położonym około 7 km od granicy. W jednym z hoteli w Orestiadzie Sputnik porozmawiał z Greczynką z Floriny, która znalazła się w nim wraz z całą rodziną po drodze do Edirne.
„Mieliśmy jechać do Andrianopola na trzy wolne dni, ale granice były zamknięte, więc teraz tu spędzamy czas” - wyjaśniła.
„Czy wiesz, co by się tu dzisiaj działo, gdyby granice były otwarte? Kolejki samochodów i autobusów z Grekami do przekroczenia granicy – powiedziała w rozmowie ze Sputnikiem Anastazja, mieszkanka Kastanies.
- Turcy również przyjeżdżają do nas, chodzą do naszych tawern i kawiarni, piją alkohol, bo u siebie nie mogą. Zakaz – dodała Anastazja, która uważa, że należało zamknąć granice.
- Wystarczy już migrantów – podkreśliła.
Klikając przycisk "Post", jasno wyrażają Państwo zgodę na przetwarzanie danych na swoim koncie w Facebooku w celu komentowania wiadomości na naszej stronie internetowej za pomocą tego konta. Szczegółowy opis procesu przetwarzania danych można znaleźć w Polityce prywatności.
Zgodę można wycofać, usuwając wszystkie pozostawione komentarze.
Wszystkie komentarze
Pokaż nowe komentarze (0)
w odpowiedzi na (Pokaż komentarzUkryj komentarz)